Amerykańskie niewypały w Polsce
Na 37 wagonach przyjechała do Polski amerykańska bateria obrony powietrznej Patriot. Polscy politycy się cieszą, natomiast obaw wobec nowej broni - rozmieszczonej tylko 70 km od granicy z Kaliningradem - nie kryją Rosjanie. Żadna ze stron nie wspomina, że Patrioty, póki co, są zupełnie bezużyteczne...
Amerykanie przylecieli do Morąga w minioną niedzielę, kilka dni po tym, jak na 37 platformach kolejowych przyjechał ich sprzęt. Mieszkają tuż obok podziurawionego placu, w wyodrębnionym i oddanym do ich dyspozycji budynku morąskiej jednostki. To pierwsi żołnierze US Army, który będą w Polsce stacjonować dłużej niż kilka dni, jak to bywało wcześniej przy okazji natowskich manewrów.
Sojusznicza pomoc
- Bardzo cieszymy się, że możemy tu być - mówi podpułkownik Daniel Herrigstad, oficer prasowy US Army w Europie. - Jesteśmy, by pomagać naszym polskim przyjaciołom - dodaje.
Identyczną formułkę recytuje każdy zagadnięty amerykański żołnierz. Zdecydowanie chętniej wojacy z jednostki zwanej "Rough Riders" opowiadają o sprzęcie, jaki stoi na placu.
Patriot to nie tylko rakiety, ale kompletny system obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu. Służy do unieszkodliwiania samolotów i rakiet, tak manewrujących, jak i balistycznych. Składa się z sześciu elementów, które można łatwo przewozić z miejsca na miejsce: radaru, stacji naprowadzania i kierowania ogniem, stacji dowodzenia, radiolinii dla komunikacji, generatora prądu oraz wyrzutni rakiet.
Jedna stacja naprowadzania może współpracować z maksymalnie ośmioma wyrzutami rakiet. Każda z nich może być załadowana czterema rakietami PAC-2 GEM o maksymalnym zasięgu ponad 100 km.
- Do wyładowania i ustawienia całego tego majdanu potrzeba 40 żołnierzy. Jednak do obsługi wystarczy tylko trzech - wyjaśnia sierżant Tom Holt.
Ćwiczenia na sucho
- Na razie nie ma potrzeby, by w wyrzutniach były rakiety. Polacy dopiero zaznajamiają się z systemem Patriot - wyjaśnia sierżant Holt.
Zdecydowanie bardziej dosłownie wyraża to przemawiający w Morągu ambasador USA w Polsce, Lee Feinstein: - Najpierw trzeba nauczyć się chodzić, a dopiero później biegać.
Bardziej dobitniej podkreślić, kto decyduje o losie Patriotów w Polsce, już się chyba nie dało...
- W Morągu nie ma gdzie przechowywać rakiet - mówi wprost podpułkownik Daniel Herrigstad.
Innego zdania jest strona polska. Minister Bogdan Klich zapewnia, że Polska wita Amerykanów tym, co ma najlepsze: gościnnością i przygotowaną infrastrukturą. Nasz kraj wydał 2 mln złotych na przygotowanie pobytu Amerykanów w Polsce.
- Jesteśmy przygotowani na dalsze wydatki - podkreśla minister Klich.
Zapewnienia ministra o doskonale przygotowanej infrastrukturze wywołują salwy śmiechu wśród żołnierzy 16. Brygady Zmechanizowanej. Z przekąsem mówią o obiecanym basenie. Gdy tłumacz przetłumaczył wypowiedź Bogdana Klicha na język angielski, żadnemu z amerykańskich żołnierzy nie drgnęła powieka.
Polska domagała się w nich wzmocnienia obrony powietrznej krótkiego i średniego zasięgu.
- Rozmieszczenie systemu Patriot w Polsce uważamy za ważny krok w kierunku zwiększenia naszego bezpieczeństwa narodowego i rozwijania współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Nie ze względu na sprzęt, bo ta jedna bateria nie czyni wiosny, ale ze względu na ludzi - żołnierzy amerykańskich, którzy tę baterię będą obsługiwać - mówi min. Klich.
- To ważny dzień, bo polsko-amerykańska współpraca jest obietnicą bezpieczniejszego świata - wtóruje mu amerykański ambasador.
Minister Klich twierdzi, że "Polska nie traktuje Rosji jako zagrożenia", natomiast same Patrioty określa jako "broń defensywną, a nie ofensywną". Stanisław Koziej, szef BBN, przyznaje natomiast, że "bateria rakiet dziś nie wpływa na bezpieczeństwo kraju", lecz - zauważa - "bezpieczeństwo jest procesem długofalowym".
Żołnierze i mieszkańców dzieli mur
- O, tak! Polskie dziewczyny są piękne - sierżant Holt błyskawicznie się ożywia, gdy tylko wspominam o kobietach. Prawdą jest jednak, że Amerykanie nie mieli jeszcze zbyt wielu okazji do spotkań z dziewczynami z Morąga.
I nie będą ich mieli zbyt wiele, bo około stuosobowy oddział amerykańskich żołnierzy (z pierwszą rotacją baterii przyjechali zarówno mężczyźni, jak i kobiety), będzie obecny na terytorium Polski tylko przez 30 dni w każdym kwartale. Potem wróci do niemieckiej bazy, a w kolejnym trzymiesięcznym okresie przyjadą nowi żołnierze. Za transport i pobyt Amerykanów w Polsce płaci rząd USA.
- Mooraaaak is ok - mówi sierżant Holt.
- Eee, co oni tam widzieli, chyba tylko zza szyb samochodów, jak jechali do jednostki. Mało który wychylił nosa z jednostki - komentuje jeden z polskich żołnierzy.
Niespełnione obietnice
Morążanie nie kryją też innych pretensji... Obiecywano im, że żołnierze zostaną na stałe, co wpłynie na rozwój lokalnej przedsiębiorczości.
- Miały być złote góry, a tu Amerykanie nie dość, że siedzą w jednostce, to zaraz pojadą i tyle ich widzieliśmy - żali się jeden z mężczyzn spotkany przy płocie jednostki.
- Są bardzo mili, otwarci, ale tak Polacy, jak i Amerykanie, po służbie trzymają się w swoim narodowym towarzystwie - przyznaje jeden z żołnierzy 16. Brygady Zmechanizowanej. - Nie mamy problemów z porozumiewaniem się, myślę, że musimy się do siebie przekonać - dodaje.
Przekonać muszą również politycy - Polaków. Do tego, że cała ta "patriotyczna" impreza ma jakiś sens...
Marcin Wójcik