Bezmyślna masakra czy pomyłka?

Wyjeżdżając do Iraku czy Afganistanu jak ognia wystrzegałem się naklejki PRESS, którą powinienem był nosić z przodu i z tyłu kamizelki.

W Iraku rebeliantem może być każdy. Ale to nie znaczy, że można do wszystkich od razu strzelać
W Iraku rebeliantem może być każdy. Ale to nie znaczy, że można do wszystkich od razu strzelaćINTERIA.PL

Obejrzawszy film z masakry w Bagdadzie wiem już, że następnym razem tego błędu nie popełnię. Bo zagrożeniem dla dziennikarzy są nie tylko rebelianci.

To niby oczywiste - w końcu od tzw.: przyjacielskiego ognia giną nawet żołnierze własnej armii. Jednak ujawnione przez portal WikiLeaks nagranie dało mi do myślenia. Zamontowana na śmigłowcu kamera wielokrotnie dokonywała zbliżeń na grupę mężczyzn, skracając dystans na tyle, że napis PRESS na plecach czy piersiach byłby widoczny. Czy gdyby tam był, ocaliłby życie reporterów Reutersa? Chce wierzyć, że tak...

Chyba że prawdą jest, iż mieliśmy w tym przypadku do czynienia z bezmyślną masakrą. To, że załoga śmigłowca zabiła również kilka innych osób, które nie miały przy sobie żadnych podejrzanych przedmiotów, zdaje się, niestety, na to wskazywać. Nie byłby to zresztą pierwszy raz, kiedy Amerykanie zbyt lekką ręką sięgnęli po broń, zabijając niewinnych, irackich cywilów.

19 listopada 2005 r. w miejscowości Haditha, po tym, jak w wyniku eksplozji mini-pułapki zginął żołnierz piechoty morskiej, amerykański oddział zabił 24 cywilów, w większości kobiety i dzieci. Marines najpierw zastrzelili pasażerów przejeżdżającej taksówki, a potem wtargnęli do kilku okolicznych domów, strzelając do kogo popadnie. Ta tragedia stała się kanwą dla paradokumentalnego filmu, wyświetlanego w Polsce pod tytułem "Bitwa o Irak".

16 października 2007 r. pracownicy amerykańskiej agencji ochrony "Blackwater" na placu Nisur w Bagdadzie otworzyli ogień do przechodniów. Ochroniarze twierdzili później, że zostali zaatakowani przez ukrytych w tłumie rebeliantów. Jednak nawet z raportu FBI wynika, że tylko trzech spośród 17 zabitych Irakijczyków stwarzała zagrożenie dla konwoju. Reszta to ofiary bezmyślnego strzelania na oślep.

Przeczytaj również:

    Nie popadajmy jednak z jednej skrajnej opinii w drugą. Bo za podobnymi sytuacjami nie zawsze stoi zła wola i okrucieństwo. Często to wina technologii. I, jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, chłodnej kalkulacji.

    Do wyłapywania rebeliantów podkładających miny-pułapki lub przygotowujących zasadzki dziś masowo używa się samolotów bezzałogowych. W jednej chwili dziesiątki takich maszyn wiszą nad Irakiem i Afganistanem.

    - Wolą więc się zabezpieczyć. I dlatego, czasami, działają zbyt nerwowo... - dodaje nasz rozmówca.

    Brzmi to sensownie, ale czy może być usprawiedliwieniem?

    Marcin Ogdowski

    INTERIA.PL
    Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
    Dołącz do nas