Co "Donald Trump" robi na froncie w Ukrainie? Trzeba zapytać rosyjskich żołnierzy
W mediach społecznościowych zaczęło krążyć zdjęcie północnokoreańskiego pocisku artyleryjskiego kal. 122 mm w rękach rosyjskich żołnierzy, na którym możemy zobaczyć bardzo nietypową "dedykację".
O tym, że Rosjanie korzystają z wojskowego wsparcia Korei Północnej, wiadomo od jakiegoś czasu. Już na początku sierpnia ubiegłego roku twitterowy kanał Ukraine Weapons Tracker opublikował zdjęcie prezentujące koreańską amunicję R-122 kompatybilną z rosyjskim systemem BM-21 Grad. Co prawda wtedy część ekspertów zastanawiała się, czy przypadkiem nie pochodzą one z Iranu, który miał ją na stanie i już wcześniej dostarczał odnowione rakiety do Rosji, a nie z Pjongjangu, ale nawet jeśli tak było w tym przypadku, Kim Dzong Un ostatecznie i tak zaangażował się w konflikt.
Co mają wspólnego Trump i wojna w Ukrainie?
W niedawnym wywiadzie dla RBC Ukraine przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego ujawnił, że Korea Północna dostarczyła do Rosji około miliona amunicji, głównie pocisków artyleryjskich kal. 122 mm i 152 mm. Według jego informacji dostawy trwały przez całą jesień, co zbiega się w czasie z oświadczeniem przedstawicieli Korei Południowej z listopada ubiegłego roku i pokrywa z ilością, której Moskwie brakowało, a której nie była w stanie uzupełnić lokalną produkcją.
Mówiąc krótko, Rosjanie mają dostęp do amunicji produkowanej w Korei Północnej i jej zdjęcie na froncie nie powinno być zaskoczeniem. Niemniej pewien element fotografii, którą podzielił się telegramowy kanał Vodogray Social and Household Magazine, jest mocno zaskakujący, a chodzi o "dedykację" w języku angielskim na jednym z pocisków (na innych są też greckie i węgierskie).
O tym, jak Donald Trump trafił na wojnę
Rakieta jest bowiem opatrzona napisami Komunizm i MAGA Trump 2024 - to drugie to oczywiście skrót hasła wyborczego byłego prezydenta i aktualnego kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych, czyli "Make America Great Again".
Skąd się tam wzięły? Najpewniej trafiły tam z inicjatywy jakiegoś zwolennika Trumpa, który zdecydował się zapłacić 20 euro (według różnych źródeł taki jest najczęściej koszt), żeby jego dedykacja trafiła na jeden z pocisków.
Jak widzieliśmy już za sprawą ukraińskich żołnierzy, nie jest to nowy zwyczaj i służy do zbierania funduszy na różne cele - dochód z "Donalda Trumpa" trafić miał rzekomo na "rosyjską pomoc humanitarną", ale w tym wypadku trudno cokolwiek zweryfikować. Jak wyjaśnia serwis BulgarianMilitary.com, Rosjanie idą jednak krok dalej i jak można było się dowiedzieć z odpowiedzi na pytanie jednego z użytkowników X (Twittera), udostępniają nie tylko opcję inskrypcji na pocisku, ale zapis wideo lub fotograficzny wystrzelenia pocisku, chociaż taka "usługa" kosztuje już 200 euro.