F-35 sam się zestrzelił? Straty warte miliony dolarów
Myśliwiec amerykańskiej piechoty morskiej omal nie zestrzelił sam siebie. Na szczęście tym razem udało się bezpiecznie wylądować. Nie jest to pierwszy tego typu wypadek.
Morski F-35B Lightning II, należący do Korpusu Piechoty Morskiej został uszkodzony podczas misji treningowej w połowie marca 2021 roku, ujawnił Pentagon. Wstępnie szkody oszacowano na ponad 2,5 miliona dolarów. Na szczęście myśliwiec był w stanie wylądować, a pilotowi nic się nie stało.
Wypadek miał miejsce nad kompleksem poligonowym Yuma w Arizonie podczas nocnego lotu szkoleniowego, w którym ćwiczono udzielanie wojskom lądowym bliskiego wsparcia lotniczego. Początkowo do mediów docierały informacje, że pilot wleciał w smugę własnych pocisków.
Później oficer prasowy Korpusu, kpt. Andrew Wood, wyjaśnił, że pocisk kalibru 25 mm eksplodował tuż po opuszczeniu lufy działka GAU-22. Nadal nie jest jasne, czy pilot uruchamiał w tym czasie czterolufowe obrotowe działko systemu Gatlinga, czy też było to przypadkowe odpalenie dokonane przez sam samolot.
W morskich wariantach F-35B i F35C działko GAU-22 jest zamontowane pod tylną częścią kadłuba w podwieszanej gondoli. Należące do sił powietrznych F-35A przenoszą GAU-22 wewnątrz kadłuba, a wylot lufy znajduje się nad skrzydłem po lewej stronie samolotu.
To też prawdopodobnie uratowało pilota. Kpt. Wood poinformował, że gdyby pocisk został wystrzelony z wersji lądowej, eksplodowałby na wysokości kabiny.
Działko GAU-22 przeznaczone jest zarówno do walki powietrznej w zwarciu, jak i do ataku naziemnego, strzela z szybkością 3300 pocisków na minutę, a magazynek mieści 220 nabojów. Co wystarcza na zaledwie czterosekundową salwę. W przyszłości samoloty F-35 mają m.in. zastąpić słynne A-10 Thunderbolt II, które stały się synonimem bezpośredniego wsparcia powietrznego.
***Zobacz także***
Nie pierwszy raz
Tego typu przypadki nie są odosobnione. Ostatnim razem sam siebie zestrzelił holenderski pilot lecący na F-16. 21 stycznia 2019 roku dwa F-16 ostrzeliwały z pokładowego działka Vulcan cele na poligonie Vliehors.
Po wystrzeleniu serii pocisków pilot nadal leciał tym samym kursem, zwiększając prędkość w nurkowaniu. Tym sposobem dogonił wystrzelone przez siebie pociski. Jeden z nich przebił poszycie kadłuba pod kabiną pilota, a odłamki trafiły w silnik. Pilotowi udało się sprowadzić samolot bezpiecznie na ziemię.
Przypadków zestrzelenia lub uszkodzenia własnej maszyny w historii lotnictwa było więcej. Już podczas II wojny światowej kilka razy zdarzyło się, że samolot wpadł w serię własnych pocisków. Przodował w tym Republic P-47 Thunderbolt, który w nurkowaniu mógł osiągać prędkość ok. 900 km/h. Wydano wówczas rozkaz, że w przypadku dalszego nurkowania należy zmienić kąt i kierunek lotu, aby uniknąć tego typu wypadków.
W latach 50. miał miejsce najsłynniejszy przypadek ostrzelania własnego samolotu. 33-letni pilot oblatywacz Thomas W. Attridge miał przetestować systemy uzbrojenia w myśliwcu pokładowym F11F Tiger. 21 września 1956 roku poleciał na morski poligon. Wzniósł się na wysokość 6000 metrów, w płytkim nurkowaniu oddał kilkusekundową serię, po czym włączył dopalacz i zwiększył kąt nurkowania. Kiedy szykował się do kolejnej serii w jego samolot trafiły wcześniej wystrzelone pociski.
Strzały uszkodziły owiewkę kabiny pilota i silnik, który wkrótce zgasł. Początkowo sądzono, że samolot zderzył się z ptakiem. Dopiero dokładna inspekcja samolotu, który wylądował lotem szybowym, ujawniła w kadłubie fragmenty własnych pocisków ćwiczebnych. Po tym wypadku ponownie nakazano pilotom nieznacznie zmieniać kurs po wystrzeleniu serii pocisków.