"Nie!" dla wódy dla żołnierza

Przez media przetoczyła się fala komentarzy, czy żołnierzom na misjach pozwolić na picie alkoholu. Poniższy tekst to głos w dyskusji zawodowego wojskowego.

Na misjach zagrożenie jest obecne ciągle - stąd "nie" dla alkoholu/fot. M. Ogdowski
Na misjach zagrożenie jest obecne ciągle - stąd "nie" dla alkoholu/fot. M. Ogdowski

Buteleczka spirytusu na odstresowanie

Do pewnego stopnia nie dziwię się temu spojrzeniu, ba nawet je rozumiem. Alkohol bowiem w naszej kulturze i tradycji ma dosyć silną, ugruntowaną na przestrzeni wieków, pozycję. Nie jest niczym zdrożnym, w społecznym odbiorze, spotkanie po pracy przy piwku. Czy kogoś oburza zakrapiana alkoholem impreza np. imieninowa, czy nawet zwykła sąsiedzka wizyta po cukier - bo się skończył - z jednym jasnym pełnym, bo sąsiada dawno nie widziałem? Z pewnością nie. Właśnie to powoduje, że rodzina wysyła w świątecznej paczce małą, zakamuflowaną buteleczkę spirytusu. No bo przecież się chłop musi jakoś odstresować... Jasne i zrozumiałe, ale tylko w kraju i tylko dla kogoś, kto służbę poza granicami państwa zna i komentuje na podstawie doniesień medialnych, albo bogato ozdobionych, często anonimowych, opowieściach misyjnych.

Problem z uszczerbkiem na zdrowiu

Wszystko to ma się jednak nijak do warunków panujących na misjach, zwłaszcza w Afganistanie. Zmieńmy nieżyciowe przepisy i dajmy się naszym chłopakom napić jednego piwa po służbie, apelują "specjaliści" (ciekawe, czy mają także pomysł jak egzekwować wyłącznie jedno wypite piwo). Tak, tylko co jeżeli taki żołnierz po służbie i po jednym piwie, będzie pędził do schronu (nie wszyscy wiedzą, że jest on akurat po służbie i np. ostrzelają bazę) i zostanie raniony odłamkiem? W każdym meldunku będzie zaznaczone, że był pod wpływem alkoholu. Nie ma przepisu, który przyzna żołnierzowi odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu powstały w związku ze służbą, jeżeli był pod wpływem alkoholu. Nieważne, że po służbie, ale w miejscu pracy. Idźmy więc może jeszcze dalej i pozwólmy żołnierzom wychodzić "na miasto" po służbie. Niech tam się zrelaksują, wyśpią i wypoczęci wrócą następnego dnia do bazy. Co prawda nie będzie to łatwe w krajach muzułmańskich, gdzie kłóci się to z obowiązującymi kanonami religijnymi, ale zawsze można spróbować. Co Panowie na to?

Skoro piją wszyscy, pija i żolnierze

Byłoby zakłamaniem twierdzenie, że nie zdarza się picie alkoholu na misjach. Przytoczone (w dyskusji - dop. red.) dane są prawdziwe - 40 postępowań wyjaśniających, co stanowi mniej niż 1,5 proc. żołnierzy służących w Afganistanie, 0,6 proc. wszystkich służących poza granicami). W tym miejscu czytelnikom należy się przypomnienie, że my, żołnierze, jesteśmy częścią, elementem całego społeczeństwa. Żyjemy obok, kupujemy w tych samych sklepach, możecie spotkać nasze żony pracujące w każdym zawodzie, a nasze dzieci chodzą do tych samych szkół. Nie mieszkamy w enklawach, żyjemy RAZEM. Skoro więc w skali kraju Polacy spożyli około 9 litrów czystego alkoholu na osobę, część statystycznie przypada na żołnierzy. Nikogo nie powinno to dziwić.

Jeżeli taki proceder dotyka 1,5 proc. pełniących służbę w Afganistanie (chociaż każdy odsetek to za dużo), to z pewnością nie jest wyższy od ilości pijanych kierowców na naszych drogach (w 2007 roku nietrzeźwi uczestniczyli w 13,1 proc. ogółu wypadków, w których zginęło 13,9 proc. ogółu zabitych, a rannych było 12,9 proc. ogółu poszkodowanych na drogach). Wszyscy wiemy, że pijany kierowca to potencjalny morderca, a jednak część wsiada za kierownicę i jedzie. Żołnierze wiedzą, że pijany żołnierz na misji to zagrożenie dla kolegów, a mimo to niektórzy próbują to robić. Wizerunek kierowców się upublicznia, potępia i ciągle zaostrza przepisy. Żołnierzy karze się dyscyplinarnie, rotuje do kraju. I co, mamy tego zaprzestać i oficjalnie zezwolić na narażanie innych na niebezpieczeństwo? Myślę, że nie jesteśmy gotowi na takie kroki. Tak samo, jak nie jesteśmy gotowi, aby podnieść granicę dopuszczalnego stężenia alkoholu we krwi kierowców. Jeszcze do tego nie dorośliśmy.

Jak chcecie pić, to pijmy wszyscy

Jeszcze słowo o przemycie alkoholu. Zdarzają się takie przypadki, część udaje się wykryć, niektóre przesyłki, niestety, docierają. Jak to zwykle dzieje się w wyścigu policjantów i złodziei. Na pewno jednak żandarmeria wojskowa nie zaprzestanie kontroli. Warto też dodać, że znane są przypadki - choć nieliczne - kiedy czynny udział w tym procederze brali dziennikarze. Wszak nie zawsze latają wojskowymi samolotami CASA. Skoro więc, zaryzykuję, wszyscy bierzemy w tym udział, to może wspólnym wysiłkiem wnieśmy poprawki do ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Niech wreszcie będzie nam wolno napić się wtedy, kiedy chcemy. Żołnierz wzniesie toast za dowódcę na odprawie, a główne wydania programów informacyjnych będą prowadzone z lampką szampana w dłoni. Dziennikarz lekkim piórem napisze tekst przy jasnym pełnym, w radiu usłyszymy znajomy dźwięk odkorkowywanej butelki wina, a poranki w telewizjach będą z kawą po irlandzku. Dlaczego nie.

Nie będzie akceptacji dla jednego piwka

Wracając na ziemię, stety lub nie, trzeba sobie powiedzieć, że mimo iż przypadki spożycia alkoholu się zdarzają i pewnie będą się zdarzać, wojsko nie ustanie w działaniach, by temu zapobiegać i zmniejszać to zjawisko do najmniejszej możliwej skali. Bo ani żołnierze, ani dowódcy nie akceptują picia w pracy - takie deklaracje składa aż 98,5 proc. respondentów w badaniach Wojskowego Biura Badań Społecznych (WBBS). Wojskowi mają też świadomość, że popełniane przez żołnierzy przestępstwa i wykroczenia w większości popełniane są pod wpływem alkoholu. Dlatego też nie będziemy ułatwiać picia na służbie, nie będziemy pozwalać na "jedno piwko" po służbie na misji. Tylko trzeźwy żołnierz jest gwarantem bezpieczeństwa. Na misjach od niego zależy bezpieczeństwo własne, kolegów, ale i ludności lokalnej.

Dariusz Kacperczyk

Autor jest podpułkownikiem WP, rzecznikiem prasowym Dowództwa Operacyjnego Polskich Sił Zbrojnych

Śródtytuły pochodzą od redakcji

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas