Piątek w kopalni
Pracują rano, wieczorem, a czasem także w nocy. Za każdym razem, gdy z bazy startuje samolot lub w niej ląduje, technicy muszą być w pracy.
Sobota - robota
Najwięcej pracy mają zespoły zajmujące się obsługą bieżącą i naprawami C-295M. - Dla mnie jako dowódcy budujące jest to, że mam taki dobry zespół. Kiedy w ostatni piątek po godzinie dwudziestej nie udało się usprawnić C-295M, technicy umówili się na sobotę rano i stawili się w komplecie - opowiada pilot dyplomowany pułkownik Jacek Łazarczyk, dowódca 8 Bazy Lotnictwa Transportowego. - Taki piątek jest co tydzień - dodaje.
Full service
Technicy pracują dużo i często. Pracę zaczynają o 7.30, a kończą o 15.30, co rzadko się zdarza. Grafik uzależniony jest od natężenia lotów. - W 8 Bazie Lotnictwa Transportowego zadań jest mnóstwo: od lotów wykonywanych na rzecz MSWiA, przez loty desantowe, transportowe i specjalne, na przykład podczas akcji Serce, po najważniejsze loty szkolne - opowiada dowódca eskadry.
Kadra wspomina sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy baza była w gotowości do lotów do Tunezji i Egiptu. Wówczas jedna dyżurująca ekipa nie wystarczyła. Do pracy ściągnięto cały personel techniczny, który przygotowywał do startu równocześnie pięć samolotów.
Przygotowanie maszyny ważne jest tylko danego dnia. Jeżeli więc do startu przygotowano pięć samolotów, a wykorzystano jeden, to następnego dnia wszystkie procedury i tak trzeba powtórzyć na wszystkich.
- Dziś jest przyjemnie. Ani za gorąco, ani za zimno. W takich warunkach praca przy samolocie jest przyjemnością. Wszystkie obowiązki wykonujemy niezależnie od pogody. Technicy pracują również na mrozie i w deszczu - mówi dowódca eskadry obsługi C-295M major Szymon Strojec. Na dwie godziny przed planowanym wylotem (w zimie trzy godziny) sześć osób przygotowuje samolot do startu. Zasada jest taka, że pojawia się dwóch techników z każdej specjalności: jeden wykonujący obsługę, drugi - nadzorujący jego pracę.
- Technika lotniczego nie należy poganiać. Musi pracować powoli i dokładnie, bo od szczegółów może zależeć bezpieczeństwo lotu - wyjaśnia major. - Na przykład zimą niektóre elementy maszyny trzeba odpowiednio podgrzać. Nie chodzi tu o elektronikę. W czasie lotu instalacje są gorące, pojawia się woda, która później zamarza, co może zablokować zawory i mikrowłączniki - dodaje.
"Można czasami mieć dość tej roboty"
- Ja naprawdę lubię swoją pracę, ale chciałbym mieć też czas dla żony i dzieci. Można czasami mieć dość tej roboty... ale jakoś nie zamieniłbym jej na żadną inną - przyznaje starszy sierżant starszy technik samolotu i jednocześnie loadmaster Miłosz Frej.
- To nasz oddział zamiejscowy - żartują. - W Powidzu wykorzystujemy hangar do C-130 i modernizujemy samolot. Nie możemy sobie pozwolić na to, by u nas w hangarze zajmował miejsce samolot, który będzie tylko doposażony w zasadzie o jedną nową instalację, podczas gdy na naprawę i serwis czekają inne maszyny - wyjaśniają. Pułkownik Łazarczyk ma nadzieję, że za trzy lata na terenie bazy powstanie nowy hangar, co ułatwi krakowskim technikom organizację pracy.
- Opracowaliśmy i złożyliśmy gdzie trzeba minimalne wymagania dotyczące hangaru. To jest inwestycja niezbędna, by móc komfortowo naprawiać i przygotowywać samoloty. Dziś jedyny nasz hangar zajmuje eskadra techniczna, a personel eskadry obsługi pracuje pod gołym niebem. Jak długo można pracować na mrozie bez rękawiczek? - stawia pytanie dowódca bazy.
Mało chętnych
Dodaje, że w wypadku, gdy technik nie ma doświadczenia z innymi typami samolotów, proces jego przygotowania do pracy przy C-295M wydłuża się o kolejne sześć miesięcy. Obecnie ukompletowanie grupy obsługi nieznacznie przekracza 70 procent.
Przykładowo w eskadrze obsługi wakaty są głównie dla techników naziemnych. - Nie możemy znaleźć chętnych, nawet jeśli wiąże się z tym awans. Technicy w bazie mają dużo pracy i biorą na siebie znaczną odpowiedzialność - mówi oficer z eskadry. Liczba wolnych posad w eskadrze C-295M w najbliższym czasie jeszcze się powiększy. Cztery osoby rozstają się z bazą, a to dla jednostki strata odczuwalna, zwłaszcza że z wojska odchodzi doświadczony dowódca jednego z kluczy.
W ubiegłym roku zatrudniono tu cztery osoby, między innymi emerytowanego technika wojskowego i technika, który pracował kiedyś w Polskich Liniach Lotniczych. Takie rozwiązanie ułatwia organizację pracy. - Mechanicy pracują w hangarze razem z innymi technikami, ale żołnierzami nie są. Dzięki temu nie musimy w ich przypadku martwić się o strzelanie, musztry, zajęcia z wychowania fizycznego i inne rzeczy, które obowiązują żołnierzy - wyjaśnia pułkownik Balcarek.
Wśród balickich techników nie brakuje kobiet. Część z nich pracuje już samodzielnie. Jedna jest w Afganistanie. - To tylko dowodzi, jakiej klasy to specjalistka. W tym kraju pracuje się inaczej. Człowiek jest skazany na siebie. Może wykorzystać tylko te części, które są aktualnie dostępne. Tam samolot nie może się po prostu zepsuć. Przez dwa miesiące - bo tyle trwa zmiana lotniczego komponentu w Afganistanie - musi być w pełni sprawny niezależnie od liczby wykonywanych lotów, pogody, zapylenia i innych okoliczności - mówi dowódca eskadry obsługi.
Specjalne predyspozycje
- Robimy masę rzeczy, które nie są na pierwszy rzut oka widoczne. Przykładowo samolot, który wrócił z Rosji w wersji desantowej, trzeba przygotować na następny dzień do lotu na zachód Europy. Montujemy miękkie fotele i przedział dla VIP-ów, sprzątamy, a do systemu awioniki wgrywamy nową bazę danych. To tylko część naszych obowiązków - wyjaśnia.
Magdalena Kowalska-Sendek
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.