Pogrzebany mit

Niemieccy policjanci, podobnie jak Wehrmacht, przez lata uchodzili za ludzi mających czyste ręce.

Niemieccy policjanci
Niemieccy policjanciPolska Zbrojna

Uwikłani w zbrodnie

"Historia uwikłania policji w zbrodnie nie zaczyna się wraz z dojściem Hitlera do władzy" - czytamy w katalogu wystawy. Historyk Patrick Wagner podkreśla, że bez dobrze wykształconej armii policyjnej naziści nie osiągnęliby tak szybko sukcesu. W 1933 roku co czwarty policjant należał do NSDAP, a w niektórych landach co drugi.

Udziałowi policjantów w machinie przemocy III Rzeszy postanowili przyjrzeć się historycy z Niemieckiego Muzeum Historycznego oraz Wyższej Szkoły Policji w Münster. Na 900 metrach kwadratowych w siedmiu działach wystawiono ponad 500 eksponatów.

Wyszukiwanie ukrywających się Żydów

Kolejne działy poświęcone są początkom dyktatury i nowej roli policji w hitlerowskim aparacie władzy. Haniebną kartę policjanci zapisali w czasie nocy kryształowej 9 listopada 1938 roku, gdy pilnowali, aby nikt nie gasił płonących synagog. Kripo pomagało w wyszukiwaniu ukrywających się Żydów i Cyganów.

- Uprawnienia policji narodowosocjalistycznej nie wynikają z litery poszczególnych ustaw, lecz z rzeczywistości narodowosocjalistycznego państwa pod przewodnictwem führera i zadań postawionych przez kierownictwo. Dlatego uprawnień policji nie mogą ograniczać bariery natury formalnej - mówił Heinrich Himmler, którego w 1936 roku Hitler powołał na szefa policji w III Rzeszy.

Najbardziej mroczny rozdział w historii brunatnej policji zapisały bataliony działające na tyłach frontu. Ich członkami byli szeregowi funkcjonariusze policji, żołnierze i ochotnicy, którzy z powodu podeszłego wieku nie zostali wcieleni do Wehrmachtu. Do ich obowiązków należało pilnowanie porządku na okupowanych ziemiach, walka z ruchem oporu, pomoc w likwidacji żydowskich gett, kontrola transportów więźniów do obozów koncentracyjnych.

Epilog wystawy dotyczy traktowania sprawców przestępstw wojennych przez społeczeństwo po 1945 roku. Po wojnie większość brunatnych funkcjonariuszy zasiliła szeregi policji w Niemczech Zachodnich. Przedstawiali się jako zwykli posterunkowi lub apolityczni specjaliści od przestępstw kryminalnych, a tacy "potrzebni zawsze i wszędzie".

Zwykli ludzie

Amerykański historyk Christopher R. Browning opisał, jak ludzie ci stawali się mordercami. W wydanej w Polsce w 2000 roku książce "Zwykli ludzie: 101. Policyjny Batalion Rezerwy i >ostateczne rozwiązanie< w Polsce") pokazał działania oddziału policyjnego mordującego Żydów na terenie Lubelszczyzny w czasie niemieckiej okupacji. Oddział ten, składający się z około 500 żołnierzy, rozstrzelał 38 tysięcy Żydów i uczestniczył w deportacji około 100 tysięcy do obozów śmierci. Browning udowodnił, że oddział nie składał się ze specjalnie wyselekcjonowanych, fanatycznych hitlerowców, lecz ze "zwyczajnych Niemców", powołanych do służby wojskowej w jednostce policyjnej działającej na tyłach, bo z różnych względów byli nieprzydatni do służby na froncie.

Jednym z nich był Juliusz Wohlauf (zastępca komendanta 101 Batalionu), który uczestniczył w deportacjach i masowych egzekucjach Żydów, między innymi w Józefowie pod Biłgorajem. Po wojnie został komendantem policji w Hamburgu. Karierę zakończył, gdy prokurator wszczął przeciwko niemu dochodzenie. W 1969 roku skazano go na osiem lat więzienia. Wohlauf należy do tych nielicznych oficerów policji, którzy po wojnie zapłacili za swoje zbrodnie więzieniem. Inni dowódcy, jak SS-Gruppenführer Adolf von Bomhard czy Heinz Reinefarth, zrobili kariery w zachodnich Niemczech.

Liczbę zbrodniarzy w policyjnych mundurach Wolfgang Schulte szacuje na blisko 80 tysięcy. Sprawcy tłumaczyli, że tylko wypełniali rozkazy, ale to wyjaśnienie mija się z prawdą. W dziennikach wojennych nie ma śladu po ewentualnych represjach za odmowę udziału w zbrodniach. W Józefowie piętnastu funkcjonariuszy ze 101 Batalionu Policji odmówiło uczestnictwa w rozstrzeliwaniu Żydów i włos nie spadł im z głowy. "Odmowa udziału w masowych egzekucjach nie wiązała się z żadnymi konsekwencjami", czytamy w katalogu wystawy. Tylko nieliczni odważyli się jednak sprzeciwić rozkazom. Skuteczna była tu presja otoczenia, które piętnowało ich, nazywając mięczakami.

Bezwzględni i okrutni

Obejmują łapanie ludzi w domach, na ulicach, placach, w lokalach, rozstrzeliwanie i wieszanie bez wyboru czy dochodzenia winy (zbiorowa odpowiedzialność), stosowanie katuszy w celu wymuszenia zeznań albo dla materialnych korzyści, różne wyszukane fizyczne i duchowe udręki przy męczącej pracy i w warunkach sanitarnych sprzyjających chorobom i śmierci. Wydaje się, że każdy pretekst jest dobry, by Polaka okaleczyć lub zniszczyć".

Małgorzata Schwarzgruber

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

***KOMENTARZ***

Kreatorzy zbrodni

Zbrodnie popełniali nie "oni" - naziści, lecz "my" - zwykli Niemcy.

To ważna wystawa dla Niemców, bo poznają kolejną ciemną kartę własnej historii. Do lat osiemdziesiątych policyjni urzędnicy, również ci, którzy piastowali wysokie stanowiska w strukturach narodowo-socjalistycznych, żyli w Republice Federalnej w spokoju i glorii, jako ci, którzy nie byli nazistami. Dyskusja na ten temat rozpoczęła się dopiero w latach osiemdziesiątych, gdy generacja ta zaczęła odchodzić z aktywnego życia. Punktem zwrotnym była książka Christophera R. Browninga "Zwykli ludzie...", która pokazała, jak przeciętni policjanci na wschodnich terenach Polski stawali się zbrodniarzami. Wówczas rozpoczęła się w Niemczech dyskusja, której kulminacją była wystawa o zbrodniach Wehrmachtu.

To ważne, aby problematyki tej nie marginalizowano w Niemczech. Policja była nie tylko narzędziem, ale też kreatorem zbrodni. Autorzy wystawy wyostrzają jej negatywny obraz, aby się z nim skonfrontować i zapytać: "dlaczego?". Odważnie zmierzyli się z tym tematem. Wystawa jest ważna także z polsko-niemieckiego punktu widzenia, otwiera bowiem perspektywę poszerzenia naszego dialogu. Okupacja nie jest częścią niemieckiej pamięci zbiorowej.

Dla Niemców wojna oznacza nazizm i holokaust, potem Bombenkrieg na własnym narodzie oraz wypędzenia. W polskiej pamięci dominuje okupacja: niemiecka i sowiecka. Wystawa pomaga nam się spotkać i lepiej zrozumieć. Pokazuje mechanizm, jak policja państwowa przeistaczała się w policję ideologiczną. Widzimy, jak przeciętny Niemiec staje się nie tylko wykonawcą, lecz także wręcz promotorem zbrodniczych działań. Zwyczajność tego faktu jest porażająca. Najlepiej oddaje ją tytuł wystawy "Porządek i zniszczenie". Porządek, który przekształcił się w machinę zbrodni.

Profesor Robert Traba , dyrektor Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas