Ewolucja jeszcze z nami nie skończyła. Widać to w Tybecie
Wciąż się rozwijamy i dostosowujemy do otaczającego nas świata, a zapisy tych adaptacji widoczne są w naszych ciałach. Jak pokazuje nowe badanie opublikowane w magazynie Proceedings of the National Academy of Sciences, przykłady łatwo dostrzec na Wyżynie Tybetańskiej, gdzie ludzie zamiast cierpieć z powodu niedotleniania, rozkwitają w trudnych warunkach.
Chociaż teoretycznie na dużych wysokościach mamy problem z normalnym funkcjonowaniem, co dobrze widać na przykładzie wspinaczy wysokogórskich cierpiących z powodu choroby wysokościowej, będącej reakcją organizmu na znaczny spadek ciśnienia, to niektóre ludzkie społeczności świetnie sobie radzą w takim środowisku. Naukowcy wskazują tu szczególnie na Wyżynę Tybetańską, gdzie organizmy mieszkańców przystosowały się do optymalnego wykorzystania specyficznych warunków.
Większość z nas cierpiałaby na miejscu z powodu hipoksji, czyli niedoboru tlenu w tkankach w stosunku do zapotrzebowania, prowadzący do niedotlenienia organizmu, ale nie lokalna ludność. Jak zauważają badacze, ta adaptacja do hipoksji na dużych wysokościach jest fascynująca, ponieważ stres jest silny, doświadczany w równym stopniu przez wszystkich na danej wysokości i dający się zmierzyć.
Beall od lat bada reakcję ludzkiego organizmu na życie w warunkach hipoksji, a w nowym badaniu wspólnie ze swoim zespołem odkryli specyficzne adaptacje w społecznościach tybetańskich - cechy, które pomagają krwi lepiej dostarczać tlen. Aby dojść do tego odkrycia, badacze przeanalizowali jeden z wyznaczników tzw. przystosowania ewolucyjnego, czyli sukces reprodukcyjny.