Niezwykłe odkrycie w Karpatach. "Żywa skamielina" ma 65 mln lat!

Przez osiem lat nikt nie widział głowaczogłowa ardżeszańskiego - gatunku, który pamięta ostatnie dinoazury /Marcus Drimbea/Real Press/EuroPics /East News
Reklama

Przedstawiciel liczącego 65 milionów lat gatunku Romanichthys valsanicola, uważanego przez część specjalistów za wymarły, został znaleziony i sfotografowany w Górach Fogaraskich w Rumunii. Rozentuzjazmowani znaleziskiem naukowcy nazwali zwierzę "żywą skamieliną" i podkreślają, jak ważne jest to wydarzenie dla świata nauki - jest to bowiem najstarsza i najrzadziej występująca ryba na świecie.

Romanichthys valsanicola czyli głowaczogłów ardżeszański, nazywany lokalnie "asprete" to jeden z gatunków umieszczonych w Czerwonej Księdze Gatunku Zagrożonych jako "krytycznie zagrożony". To ostatni stopień na liście przed kategorią "wymarły". Zwierzęta z tych gatunków niezwykle rzadko widuje się w ich naturalnym środowisku. 

Ryba ta jest gatunkiem endemicznych, co oznacza, że występuje tylko na niewielkim, konkretnym obszarze i nigdzie indziej. Na naszej planecie pojawiła się już 65 milionów lat temu, czyli "chwilę" po tym, gdy wyginęła większość dinozaurów.

Reklama

Według autorów Czerwonej Księgi, głowaczogłowa ardżeszańskiego spotkać można jedynie na kilometrowym odcinku odnogi rzeki Ardżesz w Górach Fogaraskich, będących częścią łańcucha karpackiego w Rumunii. Teren ten jest w teorii ściśle strzeżony przez władze, a samego Romanichthys valsanicola chroni się (a przynajmniej powinno) poprzez odpowiednie zapisy prawne "wszelkimi dostępnymi krajowymi i międzynarodowymi środkami".

Nikt jednak nie widział go przez ostatnich osiem lat, toteż wielu czołowych rumuńskich ekologów, uznało, że w praktyce można zaklasyfikować prehistoryczną rybę jako wymarłą. Zdziwili się, kiedy zobaczyli zdjęcie kilkunastu głowaczogłowów sprzed kilku dni. 

- To najrzadziej występująca ryba w Europie, a prawdopodobnie także na świecie - mówi w wywiadzie dla Real Press Alexandru Găvan, rumuński alpinista i ekolog, który, jak sam przyznaje, także uznał gatunek za wymarły. - Zdaniem Ministerstwa Środowiska na wolności zostało około 10 do 15 przedstawicieli. Ostatnim razem udało się sfilmować je w 2012. Teraz znaleźliśmy kolejnych 12. Myślę, że za niedługo natkniemy się na następne, ale ich ogólna liczba nadal będzie mała.

- Ratowanie i ochrona gatunku pozwoli nam wysłać sygnał o zasięgu krajowym i, mam nadzieję, globalnym, że nie wszystko jeszcze stracone i zmotywuje ludzi do walki o środowisko - dodaje Găvan. - Tak wiele zwierząt zagrożonych jest wyginięciem, a nasz klimat cierpi coraz bardziej przez działalność człowieka. To wydarzenie pokazuje jednak, że to jeszcze nie koniec.

Głowaczogłów ardżeszański jest ważnym elementem kultury rumuńskiej, coś jak z naszym żubrem. To jedyny gatunek, który w swojej łacińskiej nazwie, Romanichthys valsanicolazawiera nazwę kraju. Ryba pojawiła się także na znaczkach pocztowych w latach 90.

Głowaczogłowy osiągają od 10 do 12 centymetrów długości, preferują bytowanie w wartkich strumieniach. Są aktywne w nocy, za dnia ukrywając się pod kamieniami na dnie rzeki. Zdaniem aktywistów rząd Rumuniii, poza rozpisaniem martwych w praktyce praw, zrobił jak dotąd niewiele dla ochrony gatunku. Większość działań w tym kierunku podejmują wolontariusze. 

Według Găvana pierwszym krokiem do poprawy sytuacji jest to, aby władze zaczęły respektować i egzekwować przepisy, które same wprowadziły. Twierdzi także, iż najwięcej szkody dla lokalnego ekosystemu rzeki Ardżesz wyrządziły nielegalne budowy oraz elektrownia wodna Hidroelectrica, zaburzając przepływ strumienia i wypuszczając do niego wbrew zakazom tony zanieczyszczeń. Jest to oczywiście paradoks, jako że takie elektrownie uznawane są za "przyjazne" dla środowiska. Ostatnio rumuński alpinista spotkał się z zarządem elektrowni, który obiecał wstrzymanie części prac szkodliwych dla środowiska.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy