Pilot ci tego nie powie, czyli czego nie wiesz o lataniu

,,Pilot Ci tego nie powie” to idealna książka nie tylko dla fanów samolotów i latania /123RF/PICSEL
Reklama

Czy nieostrożny pasażer może spowodować katastrofę lotniczą? Dlaczego piloci nie mogą podzielić się kanapką? Czy po wylądowaniu klaszczą tylko Polacy? Odpowiedzi na te pytania udzielił Patrick Smith, doświadczony pilot amerykańskich linii lotniczych.

Patrick Smith, pilot z wieloletnim doświadczeniem i autor popularnej strony internetowej askthepilot.com, prosto i w fascynujący sposób odsłania przed nami tajniki nowoczesnego lotnictwa, obala krążące mity i odpowiada na nurtujące pasażerów pytania. Ile ważą samoloty? Gdzie lepiej siedzieć, z przodu czy z tyłu samolotu? Dlaczego samoloty startują i lądują pod wiatr? Czemu bilety mają tak różne ceny, a pasażerom przydziela się konkretne miejsca? Co dzieje się z zawartością samolotowych toalet? Jak często piorun trafia w samoloty i co się wtedy dzieje?

Reklama

Poniżej publikujemy fragmenty książki "Pilot Ci tego nie powie. Wszystko co warto wiedzieć o lataniu samolotem", która ukazała się 24 kwietnia nakładem wydawnictwa MUZA.

Co dzieje się, gdy w samolot uderzy piorun?

Pioruny trafiają w samoloty częściej, niż można by się tego spodziewać - średnio biorąc, każdy samolot pasażerski ma do czynienia z uderzeniem pioruna mniej więcej raz na dwa lata. Maszyny muszą więc być odpowiednio zaprojektowane. Energia nie przechodzi przez kabinę, porażając pasażerów; jest przenoszona na aluminiową powłokę pokrywającą samolot, która, będąc doskonałym przewodnikiem elektrycznym, energię tę rozprasza. 

W samolotach zbudowanych z kompozytów pod warstwą farby umieszczona jest miedziana siatka, która działa w ten sam sposób. Od czasu do czasu zdarzają się uszkodzenia zewnętrzne - niegroźne rany wlotowe lub wylotowe - albo drobne awarie systemów elektrycznych, ale uderzenie pozostawia na ogół niewielkie ślady lub nie pozostawia ich wcale.

Czy zawartość samolotowych toalet jest wyrzucana na zewnątrz podczas lotu?

Kilka lat temu, jadąc pociągiem z Malezji do Tajlandii, zaszedłem do toalety i podniosłem deskę sedesową. Zaprezentował mi się hipnotyzujący widok przemykających pode mną żwiru, ziemi i podkładów kolejowych. Ludzie, którzy podróżują po świecie, mogą napotkać takie rozwiązania tu i ówdzie, i może to właśnie ludzie tacy jak my tworzą te szalone mity. Odpowiedź na pytanie brzmi NIE. W żadnym razie nie wyrzuca się zawartości toalet podczas lotu. To znaczy nie robi się tego rozmyślnie. 

Pewien mężczyzna z Kalifornii wygrał proces, który wytoczył liniom lotniczym po tym, jak kawałki "niebieskiego lodu" spadły z samolotu i z hukiem wleciały przez świetlik do jego żaglówki. Nieszczelność w instalacji toaletowej spowodowała zamarzanie wypływającej z toalety wody z nieczystościami, która po nabraniu odpowiednich gabarytów spadła na ziemię niczym neonowa bomba lodowa. 

Jeżeli uważacie, że to straszne, to posłuchajcie jeszcze straszniejszej historii, która przydarzyła się w Boeingu 727 - zamarznięty kawałek odchodów z jego własnej nieszczelnej toalety został "połknięty" przez jeden z silników, który w efekcie się oderwał. Stało się to inspiracją dla powiedzenia: "When the shit hits the fan".

Po zakończeniu lotu niebieski płyn razem z tym, co do niego dorzuciliśmy, jest zasysany do zbiornika w tylnej części specjalnego pojazdu. (Praca kierowcy takiego pojazdu jest jeszcze bardziej parszywa niż drugiego pilota, ale lepiej płatna). Kierowca wyjeżdża z tym ładunkiem poza lotnisko i ukradkiem pozbywa się odchodów, zrzucając je do rowu za parkingiem...Tak naprawdę to nie wiem, co on z nimi robi. Czas na nową miejską legendę.

Słyszymy często, że nowoczesne samoloty komercyjne mogą w zasadzie latać same. W jakim stopniu jest to prawdą? Czy koncepcja zdalnie sterowanych, bezzałogowych statków powietrznych jest naprawdę realna?

Słyszeliście to miliony razy: nowoczesne samoloty są pilotowane przez komputer i w niedługiej przyszłości piloci zostaną wyrugowani i całkowicie znikną ze sceny. Największym problemem z tego rodzaju rozumowaniem jest to, że zaczyna się ono od fałszywego założenia, a mianowicie od przekonania, że samoloty liniowe to superzautomatyzowane maszyny, w których rola pilotów jest znikoma - mają się po prostu znajdować pod ręką jako zabezpieczenie w razie kłopotów. 

Koncepcja automatycznego samolotu, który "w zasadzie lata sam", jest chyba najbardziej denerwującym i najbardziej niewzruszonym mitem w historii awiacji.

Oto na przykład, co miał do powiedzenia reporter w felietonie o robotyce, który ukazał się w 2012 r. w magazynie "Wired": "Komputerowy mózg zwany autopilotem może pilotować B787 samodzielnie, ale irracjonalnie umieszczamy w kokpicie ludzkich pilotów, aby niańczyli autopilota, na wszelki wypadek". 

To chyba najbardziej lekkomyślna i groteskowa charakterystyka pracy pilota liniowego, z jaką się zetknąłem. Stwierdzenie, że B787 czy jakikolwiek inny samolot pasażerski może latać "samodzielnie" i że piloci są pod ręką, aby "niańczyć autopilota", nie jest zwykłą hiperbolą ani poetyckim naciąganiem faktów, tylko fałszem [...].

Uważam, że najlepsze będzie porównanie latania do medycyny. Zaawansowane technicznie urządzenia kokpitowe pomagają pilotom w taki sam sposób, jak zaawansowane technicznie urządzenia medyczne pomagają lekarzom, na przykład chirurgom. Ogromnie zwiększają ich możliwości, upraszczają pewne zadania, ale samolot nie może latać samodzielnie, podobnie jak nowoczesna sala operacyjna nie może samodzielnie przeprowadzić transplantacji organu.

Jak wygląda sprawa posiłków dla załogi? Czy piloci biorą czasami z domu swoje własne jedzenie?

Różni się to w zależności od przewoźnika, ale z reguły pilotom i obsłudze pokładowej zapewnia się wyżywienie na wszystkich lotach dłuższych niż pięciogodzinne. Załoga kokpitowa dostaje zazwyczaj to samo jedzenie, które jest podawane pasażerom. Na długich lotach oznacza to posiłek serwowany w klasie pierwszej lub biznesowej (tak, tak, wszystkie dania, łącznie z zupą, sałatkami i deserami). 

W przypadku mojej linii przed wylotem otrzymujemy menu do wglądu i piszemy, jakie są nasze preferencje. Jeżeli chodzi o danie główne, pierwszeństwo mają pasażerowie, a my dostajemy to, co zostanie. Z powodu możliwości zatrucia pokarmowego zachęca się pilotów do jedzenia niejednakowych dań, ale nie jest to sztywna zasada. W praktyce sprowadza się to do indywidualnych upodobań i zależy od tego, co jest dostępne. Piloci wykonujący krótkie loty krajowe oraz latający w liniach regionalnych zaopatrują się sami. Są to więc: jakieś precle, orzeszki, dania restauracyjne na wynos albo potrawy z domu.


INTERIA/materiały prasowe
Dowiedz się więcej na temat: latanie | samolot | pilot samolotu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy