Wenus: Planeta z piekła rodem
Rzymianie ochrzcili ją imieniem bogini piękna i miłości. Jej łagodny blask przyciągał wzrok, odkąd tylko człowiek zaczął przyglądać się niebu. Jeszcze w połowie ubiegłego wieku nikt nie przypuszczał, że za tą eteryczną, bladoniebieską poświatą skrywa się... planeta z piekła rodem.
Pokryty oceanami oraz deszczowymi lasami glob przypomina Dżunglę Amazońską, a temperatura na jego powierzchni nie odbiega zbytnio od ziemskiej (mimo dzielących nas 400 milionów kilometrów) - jeszcze w latach 50. XX wieku właśnie tak wyobrażano sobie Wenus. Dekadę później okazało się, że ten idylliczny obrazek w najmniejszym calu nie jest zgodny z prawdą...
Raj po sąsiedzku
Drugą planetę od Słońca zwykło się określać mianem siostry bliźniaczki Ziemi i to efektowne porównanie stało się niemal frazesem. Bo trzeba przyznać, że pozorne podobieństwa obu ciał niebieskich potrafią zmylić. Wprawdzie Wenus nie ma księżyca, ale obie planety są skaliste i jakieś cztery miliardy lat temu najprawdopodobniej uformowały się z tej samej gazowej chmury matki. W dodatku Wenus jest tylko nieznacznie mniejsza i nieco lżejsza od Ziemi oraz ma zbliżoną do niej grawitację. Jeśli dodać do tego, że znajduje się w podobnej odległości od Słońca (oczywiście w skali całego Układu Słonecznego), trudno się dziwić, iż tak długo jawiła się jako świat przyjazny i stosunkowo niezbyt odległy od naszego. Przypuszczenia naukowców sprzed ery wenusjańskich sond legły w gruzach, kiedy pierwsze wyekspediowane przez człowieka urządzenia dotarły w jej pobliże.
Bogini miłości odsłania swą twarz
Szlak przetarły posyłane od 1961 roku radzieckie Wenery, choć dopiero ich czwarta misja zakończyła się sukcesem. Ale prawdziwego przełomu dokonali Amerykanie, gdy w 1962 roku NASA wystrzeliła sondę Mariner 2. Nie wdarła się ona wprawdzie w atmosferę planety (zbliżyła się na odległość 34 000 kilometrów), lecz dostarczyła wiele bardzo frapujących danych. Przede wszystkim wykazała zaskakującą anomalię: otóż Wenus obraca się wokół własnej osi w kierunku przeciwnym, niż obiega Słońce. Prócz tego próbnik rozwiał wszelkie złudzenia dotyczące tamtejszego klimatu. Temperatura na powierzchni to niemal 500°C, co czyni Wenus najgorętszą planetą w Układzie Słonecznym. Nawet na Merkurym, który krąży najbliżej naszej najjaśniejszej gwiazdy, jest chłodniej. W roku 1964, dzięki radioteleskopowi działającemu w Portoryko, odkryto kolejną osobliwość: Wenus obraca się najwolniej spośród wszystkich znanych nam planet. Doba na niej trwa 243 ziemskich dni i nocy, a runda wokół Słońca zajmuje jej ok. 225 dni. Jak więc łatwo zauważyć, dzień trwa tam dłużej niż rok. Im więcej sond docierało do celu (kolejne Marinery i Wenery, w latach 70. amerykańskie Pioneer Venus, a potem Magellany), tym bardziej obca i groźna okazywała się planeta nosząca imię bogini miłości. Zamiast spodziewanego tropikalnego raju odkryliśmy w swoim sąsiedztwie kipiące siarką, spowite w czerwonawej poświacie piekło.
Ołowiane deszcze
Doprawdy trudno o bardziej przerażający świat. Ciśnienie jest tam niemal 100 razy wyższe od ziemskiego. Bez trudu zgniotłoby samochód osobowy (taki los spotkał zresztą pierwsze Wenery lądujące na powierzchni planety, dzięki którym nareszcie z tak bliska zobaczyliśmy jej oblicze). Temperatura, jak już wspomnieliśmy, osiąga niewyobrażalne wielkości - wystarczające, aby stopić ołów. Pod jej wpływem wszechobecne tam skały... świecą w ciemnościach.Niebo zasnuwa gruba warstwa chmur utworzonych z kropelek kwasów siarkowego i solnego. Kopuła ta całkowicie zasłania zarówno Słońce, jak i gwiazdy, tak, że wszystko skąpane jest w upiornym rudoczerwonym świetle. Widoczność wynosi zaledwie kilkaset metrów. Częstym zjawiskiem są deszcze kwasu siarkowego lub siarczku ołowiu. Nie docierają one jednak do powierzchni, osiadając jedynie na szczytach gór. Mimo że poszczególnym obszarom nadano miło brzmiące nazwy pochodzące od kobiecych imion (np. Ziemia Afrodyty, łac. Aphrodite Terra), jest to tylko trawiona ogniem pustynia, pełna bazaltowych głazów i pokryta gruboziarnistym piachem. Urozmaiceniem dantejskiego krajobrazu są olbrzymie kratery po uderzeniach asteroid oraz nieczynne wulkany osiągające wysokość ziemskich szczytów w Himalajach (najwyższy, Maat Mons, wznosi się na 8000 metrów). Jakby tego wszystkiego było mało, wysłane w XXI wieku sondy odkryły, iż w atmosferze tego globu, na wysokości ponad 60 kilometrów nad powierzchnią, hulają gigantyczne huragany, przy których te ziemskie wydają się łagodne niczym ciepły, wiosenny zefirek.
Klimatyczna apokalipsa
Dlaczego "bliźniaczki", za które uważano Ziemię i Wenus, przeobraziły się w diametralnie odmienny sposób? Zdaniem wielu naukowców miliardy lat temu na obu tych ciałach niebieskich panowały bardzo podobne warunki startowe - miały porównywalny klimat. Na Wenus zapewne istniały oceany. A jednak w przypadku naszej sąsiadki coś ewidentnie poszło nie tak. Gdy na Błękitnej Planecie bujnie rozkwitło życie, jej "siostra" w jakimś momencie zeszła na złą drogę, stając się z czasem jednym z najbardziej niegościnnych miejsc w Układzie Słonecznym. Przyczyną był głównie postępujący w szalonym tempie efekt cieplarniany. To właśnie on naraził planetę na takie katusze - znajduje się bliżej Słońca, więc absorbuje więcej jego energii. Samo to nie musiałoby jeszcze oznaczać klimatycznej katastrofy, gdyby nie atmosfera Wenus. Charakteryzuje się ona dużą zawartością dwutlenku węgla (96,5% jej składu), czyli gazu cieplarnianego, pochodzącego przede wszystkim z erupcji wulkanów, a także toksycznych chmur kwasu siarkowego. W takich warunkach planeta nie miała szans ostygnąć.Wszelkie oceany, jeśli w ogóle istniały, musiały więc wyparować. Stephen Hawking twierdził, iż kiedyś podobna historia może stać się udziałem Ziemi.
Bezbronna planeta
No dobrze, ale woda, która wyparowała z oceanów, powinna przecież nadal znajdować się w chmurach. Para wodna co prawda również przyczynia się do efektu cieplarnianego, lecz przynajmniej pozostałby jakiś ślad związku chemicznego, który stanowi podstawę życia na Ziemi. Niestety, także i pod tym względem Wenus ma kosmicznego pecha. W 2005 roku zbudowana przez ESA sonda Venus Express wykryła uciekające z jej atmosfery cząstki - przede wszystkim wodór, czyli składnik wody, prawdopodobnie pozostałość pierwotnych oceanów. Winowajcą okazuje się wiatr słoneczny, przed którym Wenus nie jest w stanie się obronić, ponieważ obraca się zbyt wolno, by wytworzyć odpowiednią tarczę ochronną w postaci pola magnetycznego (jak ma to miejsce w przypadku Ziemi). Porywa on w kosmos fragmenty górnych warstw wenusjańskiej atmosfery. Cała woda znajdująca się w chmurach jest od miliardów lat systematycznie wyrzucana w pustą przestrzeń, a jej miejsce zajmuje dwutlenek węgla.
Do piekła i z powrotem
Dzięki wyekspediowaniu wielu sond, Wenus jest najlepiej zbadaną planetą w naszym Układzie (oprócz Ziemi, rzecz jasna). Wydawać by się mogło, że tak bardzo obcy i wrogi glob nie ma nam już nic do zaoferowania - a jednak NASA obmyśla plan załogowej misji. Taką wyprawę planowano już w latach 70. ubiegłego stulecia - w ramach programu Apollo. Po czteromiesięcznej podróży trzyosobowa grupa astronautów miała przelecieć obok Wenus w odległości 5000 kilometrów. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło.Obecny projekt nosi nazwę High Altitude Venus Operational Concept. Nie przewiduje on oczywiście tradycyjnego lądowania na powierzchni, tylko wejście na orbitę, a następnie zanurzenie się w górnych warstwach atmosfery, gdzie warunki są najbardziej przyjazne (na wysokości 50-60 kilometrów ciśnienie i temperatura są rzeczywiście porównywalne do ziemskich). Jeśli projekt dojdzie do skutku i zakończy się sukcesem, będziemy wiedzieć dużo więcej o "bliźniaczce", a tym samym o przeszłości i ewentualnej przyszłości naszej planety. Być może dzięki tej wiedzy Ziemi uda się uniknąć podobnego losu.
WENUS W KILKU LICZBACHŚrednica: 12 104 km Masa: 4,867×1024 kg (82% masy Ziemi) Długość roku: 243 ziemskich dóbTemperatura za dnia: 484°CŚrednia odległość od Słońca: 108 mln km Prędkość obrotu: 6,52 km/h Księżyce: ani jednego