Internetowy handel głosami wyborczymi

"Nie głosujesz? Przegrywasz. Głosujesz? I tak przegrywasz... To chociaż zarobić mi dajcie" - takimi słowy zachęca do udziału w licytacji jeden z allegrowiczów. Na sprzedaż wystawił swoje głosy w wyborach do Sejmu i do Senatu.

article cover
AFP

Aukcjoner handlujący swoimi głosami wyborczymi (według internetowego wydania "Dziennika" będący studentem ekonomii) działanie to określa na swoim blogu happeningiem. Jak pisze długo zastanawiał się czy głosować, ale żadnej partii nie ufa nawet w minimalnym stopniu.

W swego rodzaju manifeście, jaki umieścił na swojej stronie, pisze: "Kapitalizm, Głupcze! Ci których będziemy teraz wybierać, okradną nas jeszcze nie raz i nie razy dwa. Takoż zachęcam do wystawiania swoich głosów, miejmy coś z tego".

"Dziennik" opisując sprawę przytacza komentarz Alicji Kicińskiej z Państwowej Komisji Wyborczej, która uważa, iż aukcje tego typu można uznać za odstępowanie innej osobie karty do głosowania, co jest jednak dość trudne do udowodnienia, gdyż karta do głosowania nie zostanie fizycznie przekazana innej osobie.

Kicińska dodaje, iż karalne jest również wywieranie nacisków na głosującego, w związku z czym odpowiedzialności może podlegać zwycięzca aukcji, który wskaże osobę, na którą ma być oddany głos.

Nie są to jednak jedyne przepisy, które zakazują handlu głosami wyborczymi. Gdy dwa lata temu inny allegrowicz próbował sprzedać swój głos wyborczy, Piotr Waglowski z serwisu Vagla.pl zwrócił uwagę, iż aukcje tego typu pozostają w sprzeczności z art. 250 Kodeksu Karnego, który mówi:

§ 1. Kto, będąc uprawniony do głosowania, przyjmuje korzyść majątkową lub osobistą albo takiej korzyści żąda za głosowanie w określony sposób,

podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2. Tej samej karze podlega, kto udziela korzyści majątkowej lub osobistej osobie uprawnionej do głosowania, aby skłonić ją do głosowania w określony sposób lub za głosowanie w określony sposób.

§ 3. W wypadku mniejszej wagi, sprawca czynu określonego w § 1 lub 2

podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności

do lat 2.

- Tego typu działanie jest totalnym zaprzeczeniem idei demokratycznych wyborów, które są tajne, równe i bezpośrednie - dodał wtedy Waglowski.