Lotnisko w Radomiu przestało być memem? Niekoniecznie

Kilka dni temu minął rok od otwarcia lotniska w Radomiu. Liczba odprawionych w tym czasie pasażerów nie napawa optymizmem, podobnie jak oferowane połączenia. Mimo to, władze portu twierdzą, że ten "przestał być memem". Czy rzeczywiście tak jest?

Rok z lotniskiem w Radomiu

Niedawno minął rok od oficjalnego otwarcia portu lotniczego Warszawa-Radom. Nowe lotnisko na mapie Polski od początku budziło kontrowersje. Dla jednych był to pomysł i inwestycja stricte polityczne, inni po prostu nie widzieli ekonomicznego sensu w tworzeniu takiego lotniska w takim miejscu. Byli też i tacy, który budowę portu popierali twierdząc, że to sposób na odciążenie Okęcia i stworzenie kolejnego okna na świat w województwie mazowieckim. Którzy mieli rację?

To ciężko stwierdzić, a na pewno nie da się tego dokonać w pełni obiektywnie. Pewnym jest jednak to, że władze portu, jak i władze miasta - choćby prezydent Radomia - uznają, że wreszcie przestali być oni memem. Czy faktycznie port w Radomiu zbudował swoją markę i można dziś uznać go za ważne lotnisko na mapie kraju? Sprawdźmy to.

Reklama

Mem czy dobre lotnisko? Tak wygląda Radom

Do końca ubiegłego roku liczba pasażerów odprawionych na lotnisku w Radomiu przekroczyła nieco 100 tysięcy osób, podczas gdy pierwszy rok działalności zamknięto z liczbą około 135 tysięcy osób. To niedużo, choć i tak Radom nie jest pod tym względem "najmniejszym" lotniskiem kraju - góruje nad portem lotniczym Zielonej Góry, czyli najmniejszym lotniskiem kraju. Czy jednak jest to powód do dumy?

Mowa przecież o inwestycji, która kosztowała 800 milionów złotych i zapowiadano m.in. szereg ciekawych połączeń regularnych linii lotniczych. W tym wypadku sprawę próbował ratować PLL LOT, uruchamiając połączenia do Paryża i Rzymu - bez zapowiadanej Kopenhagi. Te loty były jednak kroplą w morzu potrzeb. Ostatecznie najlepszy okres lotniska przypadł na sezon letni, gdy pasażerowie mogli korzystać z ofert biur podróży i latali na wakacje.

Kierunków wypoczynkowych było bowiem najwięcej, m.in. do Albanii, Egiptu, Turcji czy Bułgarii. To jednak za mało, aby spełnić "milionowe" oczekiwania, czy choćby wypełnić plan zakładający obsługiwanie 200 tysięcy pasażerów rocznie. Największym problemem lotniska jest bowiem brak zainteresowania ze strony największych, ale niekoniecznie najdroższych przewoźników.

Bez low-cost nie polecisz

Chodzi oczywiście o tanie linie lotnicze, jak Wizzair czy Ryanair. Ten pierwszy, czyli węgierski przewoźnik zdecydował się na uruchomienie połączenia na Cypr w ramach oferty wakacyjnej. Miało to jednak miejsce dość późno po uruchomieniu lotniska. Dodatkowo jeden budżetowy kierunek w ofercie to zwyczajnie mało - zwłaszcza gdy porównamy to do innych regionalnych portów, jak choćby w Rzeszowie czy Poznaniu. 

Jak podaje portal pasazer.com, nowe lotnisko jest dla władz swego rodzaju bólem głowy, a lotnisko ma problem. Nowy rząd nie był zwolennikiem tej inwestycji, a teraz ta istnieje i trzeba z nią coś zrobić. Rozwój lotniska wiąże się z finansowymi stratami, przynajmniej przez kilka lat. Z drugiej strony kompletne zaoranie inwestycji to wyrzucenie do kosza już wydanych pieniędzy. Dodatkowym problemem jest zmiana podejścia do Okęcia i Modlina - ewentualna rozbudowa tych portów sprawia, że pierwotnie zakładany cel lotniska w Radomiu przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy