​Super Naukoledzy 2099: Chcieli zrobić to bez Polaka. Nie udało się...

"Super Naukoledzy 2099" - w wersji komiksowej przygody drużyny supernaukowców są jeszcze bardziej pokręcone, niż w serialu animowanym /materiały prasowe
Reklama

Historia powstania komiksu "Super Naukoledzy 2099" autorstwa polsko-kanadyjskiego duetu jest równie szalona, co jego treść. Co mają ze sobą wspólnego podróże w czasie, Maria Skłodowska-Curie i gry wideo? O tym opowiedzą wam więcej autorzy tej naprawdę niezwykłej serii - Brett Jubinville i Marcin Surma. Oczekujcie... nieoczekiwanego!

Nie ważne, jak bardzo bym się starał, to i tak nie przybliżyłbym wam "Super Naukolegów" lepiej, niż anonimowy autor opisu serialu zamieszczonego w serwisie YouTube:

"Kreska" animacji może przypominać tę, którą widzimy w produkcjach dla dzieci, ale już pierwsze sekundy czołówki udowodnią wam, że mamy do czynienia z produkcją dla dorosłego - i lubującego się w odjechanych pomysłach - widza. Najlepiej będzie, jeśli przekonacie się o tym sami oglądając przynajmniej jeden odcinek serii w serwisie YouTube.

Pomysł na "naukowych Avengersów" narodził się w głowie Bretta Jubinville'a - kanadyjskiego twórcy kreskówek. Jednakże z animowanych "Super Naukolegów", a tym bardziej z ich komiksowego wcielenia, nie byłoby nic, gdyby nie nasz rodak Marcin "xulm" Surma. 

Reklama

Efektem ich dotychczasowej współpracy jest siedem pełnoprawnych odcinków Super Naukolegów, kilka teledysków i epizodów specjalnych oraz komiks. Z okazji wydania w Polsce tego ostatniego przez Wydawnictwo 23 porozmawiałem z kanadyjsko-polskim duetem, który dał światu 14-letniego klona Alberta Einsteina i superbohaterską wersję Marii Skłodowskiej Curie.

Michał Ostasz, interia.pl: "Grupa obdarzonych supermocami naukowców zostaje wysłana w czasie przez Winstona Churchilla, aby walczyć z nazistami" - to jedna z prób opisu fabuły wymyślonego przez ciebie serialu. Sam pomysł na fabułę serialu wydaje się być prosty, ale coś podpowiada mi, że stoi za tym o wiele bardziej skomplikowana historia.

Brett Jubinville, twórca i scenarzysta "Super Naukolegów": Sam pomysł w rzeczy samej jest prosty. Wpadłem na niego podczas pracy przy animowaniu reklamy, w której występowały podobizny Einsteina i Isaaca Newtona. Zbiegło się to w czasie z ogrywaniem przeze mnie "Fallout: New Vegas", co sprawiło, że w mojej głowie narodził się pomysł sowieckiego kosmicznego ghula (jeden z przeciwników Super Naukolegów w pierwszym odcinku serialu - red.). Postać ta spodobała mi się tak bardzo, że zacząłem kombinować nad stworzeniem całego świata, w którym mogłaby ona funkcjonować jako jeden z bohaterów. I to już wcale nie było takie proste...

Podobno to właśnie szukanie w internecie materiałów związanych z "Falloutem" znalazłeś Marcina "xulma" Surmę. Jak zaczęła się wasza międzykontynentalna współpraca?

Brett: Możesz mi nie wierzyć, ale początkowo robiliśmy wszystko, aby z nim NIE PRACOWAĆ! Pozwól, że się wytłumaczę. Początkowo używaliśmy jego prac jako w charakterze plansz przykładowych starając się do nich "nawiązać"... no dobra, skopiować je, w gotowym produkcie. Jednak w stylu Marcina jest coś, co sprawia, że nie byliśmy tego odtworzyć. Po wielu nieudanych próbach ktoś w moim studio rzucił w końcu genialny pomysł: "Czy ktoś w ogóle się z nim kontaktował? Może ten gość jest wolny". Kilka maili później rozpoczęliśmy współpracę!

- Ta decyzja otworzyła mnie na świat. Wcześniej nie miałem okazji tworzyć z kimś spoza Kanady. Z Marcinem poszło mi tak dobrze, że od tamtej pory współpraca międzynarodowa jest dla mnie czymś normalnym.

Marcinie, a jak z twojej perspektywy wyglądało dołączenie do projektu "Super Science Friends"? 

Marcin "xulm" Surma, rysownik: Pierwszy kontakt ze studiem Tinman miałem w 2013, kiedy Brett zamówił kilka moich roboczodni do eksploracji "takiego wciąż tajnego projektu". To były czasy, kiedy robiłem sporo ilustracji inspirowanych statkami kosmicznymi z Lego i mam takie mgliste wspomnienie, że to przez te właśnie legostatki mnie znaleźli. A potem poszło z górki! 

- Później pojawił się serial Super Science Friends, do którego zaprojektowałem oj niejedno tło! Dopiero potem Brett mi powiedział, że czytał w 2007 roku Vault 12, mój fanowski komiks w świecie Fallouta, i może byłoby fajnie coś podobnego zrobić. Tak zaczęliśmy pracować nad "Super Naukolegami 2099".

Czy na waszą współpracę wpłynęło wspólne zamiłowanie do gier wideo? Brett zdaje się być osobą, która na granie poświęca dosłownie każdą wolną chwilę. Ty z kolei zawodowo zajmujesz się tworzeniem gier.

Marcin: Zaskakująco, chyba nie wpłynęło to wcale. W końcu poza grami komputerowymi łączy nas też komiks i animacja. Chociaż gdybyśmy obaj w ubiegłym wieku nie grali w Fallouta, to ani ja bym nie narysował V12, ani Brett by tego nie czytał.

Podróże w czasie i wynikające z nich paradoksy do spółki z karykaturalnymi występami znanych postaci historycznych dają wielkie pole do popisu, jeśli chodzi o możliwe scenariusze. Bohaterów waszego serialu i komiksu może spotkać dosłownie wszystko. Czy przez to sami nakładacie na siebie jakieś ograniczenia? Jest w ogóle coś, czego w "Super Naukolegach" nigdy nie zobaczymy?

Brett: Ograniczenia? Śmiem twierdzić, że wciąż nie posunęliśmy się wystarczająco daleko! Kiedy pięć lat temu zaczynaliśmy pracę nad Super Naukolegami to sami nie do końca mieliśmy pojęcie, w jakim miejscu skończymy. Po siedmiu odcinkach jesteśmy bliżej poznania odpowiedzi na to pytanie. Nasze ostatnie mini-serie, "Gniazdo żmij" i "Podstępni mali naziści", nie mają aż tylu występujących w nich postaci, więc mogliśmy się skupić na wspomnianym już posuwaniu granic dziwności.  

Marcin: Ograniczenia są często bardzo ciekawe, bo pozwalają się zogniskować na mniejszym wycinku całości i w nim próbować wykrystalizować rzeczy tak ciekawe, jak to możliwe. Braki ograniczeń również są bardzo ciekawe, bo pozwalają patrzeć na całość z większej niż zazwyczaj perspektywy, "wysokopoziomowo" zaszaleć i powywracać niektóre rzeczy do góry nogami.

Dalszą część wywiadu z twórcami "Super Naukolegów 2099" przeczytasz na kolejnej stronie >>>

Brett, jesteś nie tylko reżyserem i producentem serialu, ale także głosem jednego z jego bohaterów - Sigmunda Freuda. Sam powiedziałeś, że w tworzeniu "Super Naukolegów" nie macie żadnych ograniczeń. Dlaczego więc wcielasz się w kogoś, kogo supermocą jest kontrolowanie popędu seksualnego?

Brett: Już dawno nikt mnie o to nie zapytał... Widzów bardzo ciekawi, dlaczego Freud trafił do drużyny złożonej z "prawdziwych" naukowców, takich jak Maria Skłodowska-Curie, Karol Darwin czy Albert Einstein. Jestem zdania, że nawet jeśli wiele freudowskich teorii zostało obalonych, to wciąż zasługuje on na miano wielkiego uczonego. Nie zawsze trzeba mieć rację, aby być naukowcem.

- Sam powód, dla którego Freud trafił do drużyny jest jednak bardziej prozaiczny. Kiedy wymyślaliśmy "Super Naukolegów", mieliśmy przed oczami komiksową grupę X-Men. Wiedzieliśmy, że potrzeba nam kogoś z mocami podobnymi do Jean Grey lub Profesora X (postaci z serii "X-Men" o mocach telepatycznych - red.). Freud, z jego przemyśleniami na temat seksualności człowieka, wydał nam się do tego, jak najbardziej odpowiedni i odpowiednio śmieszny.

Co jest zatem najlepszą częścią pracy nad "Super Naukolegami"?

Brett: Myślę, że oglądanie tego, co z naszymi pomysłami zrobili fani. Piszą fanfiki (fanowskie opowieści - red.), tworzą własne komiksy, a nawet gry wideo! Gorąco polecam sprawdzić produkcję "Super Science Friends: Time Runner" oraz pojawiające się na Instagramie prace autorstwa @the_super_fan_friends i @einsteinsavestheday. No i sama praca z Marcinem jest czymś naprawdę świetnym! 

Przejdźmy do komiksu: Jak powstawali papierowi "Super Naukoledzy 2099"? Czy ustaliliście jasny podział na scenarzystę i rysownika? A może miałeś o wiele większy wpływ na scenariusz tej opowieści? 

Marcin: Ze względu na odległość we wszystkich czterech wymiarach, współpraca Kanada - Polska przez internet jest zdecydowanie mniej wdzięczna niż praca biurko w biurko, Brett od razu zostawił mnie z mocami decyzyjnymi "co i jak". Podsyłał mi luźne opisy tego, co chciałby, żeby działo się na kolejnych stronach, a ja z tego już samodzielnie robiłem gotowe plansze, z dialogami i wszystkim. 

- Jednocześnie bawiliśmy się też w zaskakiwanie jeden drugiego: Ja nie chciałem wiedzieć co będzie daleko dalej. Ba, czasem Brett też sam pewnie nie wiedział i zmieniał zdanie na bazie tego, co ja narysowałem... 

Dużo o rysowniku mówi to, co najbardziej lubi rysować, ale jeszcze więcej to, czego nienawidzi. Za czym, delikatnie mówiąc, nie przepadasz, kiedy pracujesz nad kolejnymi kadrami?

Marcin: Hmmm, miałem dużo szczęścia do tej pory, że nigdy nie musiałem w komiksach rysować czegoś, czego bym nie chciał. Ale nie wyobrażam sobie na przykład rysowania komiksu pochwalnego, gdzie przez cały album musiałbym rysować laurkowo postać historyczną.

Czy w planach są kolejne komiksy z cyklu "Super Science Friends"? Jak jeszcze można rozwinąć to szalone uniwersum? Sam nie ukrywam, że całość aż się prosi o grę wideo!

Marcin: W tym momencie próbujemy odpocząć na tyle, na ile potrafimy i nacieszyć się polskim wydaniem komiksu! Nawiasem mówiąc, bawiłem się świetnie przerabiając dialogi na polski.

Brett: Zdradzę, że coś się dzieje w temacie gry wideo. Na tę chwilę mogę powiedzieć tyle, że chcemy nadal rozszerzać to uniwersum. Marzy mi się seria osobna seria o Aleksandrze Grahamie Bellu. Myślę, że byłoby to coś super. Na szczęście możemy też polegać na fanach, którzy, jak już wspomniałem, rozszerzają ten świat za nas!

Marcinie, a ty kogo najchętniej widziałbyś w rozszerzonym składzie "Super Naukolegów"?

Marcin: Hmmmmmmmmmmmmmmmmmmm....

Wróćmy zatem do gier wideo. Jak godzisz pracę twórczą w studiu deweloperskim z pracą twórczą polegającą na rysowaniu komiksów? Jaka jest największa różnica między cyfrowym a analogowym medium?

Marcin: Godzę bezproblemowo... a nawet myślę, że to jest mi niesłychanie potrzebne! Szczerze wierzę, że aby nie zastygnąć w jednym medium i w jednym sposobie robienia rzeczy, trzeba nie tylko z niejednego pieca jeść chleb, ale też w różnych piecach samemu robić różne wypieki. 

- Bardzo też lubię fizyczne artefakty, jakimi są wydrukowane komiksy: możliwość autografowania, stawiania na półce, pożyczania znajomym, prezentowania, niezobowiązującego przeglądania, ich samozawartość. To wszystko rzeczy z których się zawsze bardzo cieszę. Natomiast produkcyjnie, to w dalszym ciągu ten sam monitor i ten sam fotel, co robienie gier - komiksy od lat rysuję już cyfrowo. 

Brett, nawet w polskim wydaniu "Super Naukolegów 2099" znajdziemy informację, że wciąż tkwisz w pętli trzech gier: "Fallout" - "Dark Souls" - "The Elder Scrolls: Skyrim". Czy znalazłeś wreszcie tytuł, który cię z niej wyciągnął?

Brett: Biorąc pod uwagę to, że właśnie skończyłem "Dark Souls: Remastered" powiem tylko jedno: "nie". Na przestrzeni ostatnich lat grałem w wiele świetnych gier. "Bloodborne", "Sekiro", "Outer Worlds", "Pillars of Eternity" i "Civilization". Jednak wciąż chciałbym znaleźć tytuł, który nie będzie tylko lepszą wersją tego, w co już kiedyś grałem. Znam jednak siebie i wiem, że jak tylko wyjdzie jakiś nowy mod do "Skyrima" lub odświeżona wersja którejś gry z serii "The Elder Scrolls", to już po mnie...

Rozmawiał Michał Ostasz


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiks
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy