Płoną lasy zaledwie kilkaset metrów od Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej

Wczoraj pożar rozszalał się w słynnym Czerwonym Lesie, jednym z najbardziej skażonych obszarów Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia. Znajduje się on zaledwie kilkaset metrów od Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej.

Od 10 dni setki strażaków z lądu i powietrza walczą z największym pożarem w historii Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej. Ogień, który podłożony został przez podpalaczy, strawił już kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych obszaru skażonego na skutek katastrofy elektrowni jądrowej z 1986 roku.

Z powodu suszy i porywistego wiatru pożar błyskawicznie rozprzestrzenia się wśród wyschniętych traw i drzew. Walka z nim jest niezwykle karkołomna, ponieważ strażacy muszą zachować szczególną ostrożność w miejscach, gdzie promieniowanie znacznie przekracza dopuszczalne normy.

Reklama

W trakcie procesu spalania uwalniany jest w powietrze zalegający na powierzchni ziemi i wszelkich przedmiotach radioaktywny pył, który przenoszony wraz z wiatrem może być wdychany przez strażaków, jak i wszelkie osoby znajdujące się w bliskiej odległości od ognisk.

Z wczorajszego (13.04) zdjęcia satelitarnego wynika, że ogień dotarł już do samej elektrowni jądrowej. Płoną drzewa i trawy wokół betonowego placu, który stanowi swoistą barierę dla ognia i zarazem zabezpieczenie dla tego kluczowego obiektu.

Na szczęście nic nie wskazuje na to, aby pożar miał zaszkodzić stalowemu sarkofagowi, który szczelnie zakrywa reaktor nr 4. Jest on odporny na promieniowanie i skrajnie wysokie temperatury, towarzyszące pożarowi, które mogą przekraczać tysiąc stopni.

Ogień trawi zieleń przy słynnym monumencie „Prypeć 1970”, wzniesionego na pamiątkę budowy Prypeci, znajdującego się na rozjeździe dróg, na zachód od elektrowni, przy wjeździe do miasta-widmo, które po wybuchu w elektrowni zostało całkowicie ewakuowane i takie pozostało aż po dziś dzień.

Nieprawdziwe są informacje niektórych mediów, jakoby zaczęły płonąć wieżowce. Nie potwierdza tego zdjęcie satelitarne. Ogień znajduje się nadal około kilometra od budynków, ale się do nich sukcesywnie zbliża. Płonie natomiast Czerwony Las, czyli najbardziej skażone miejsce w całej Czarnobylskiej Strefie Zamkniętej.

To właśnie tam zaraz po wybuchu w elektrowni opadły największe ilości promieniotwórczego pyłu. Z opowieści naocznych świadków wynika, że 34 lata temu drzewa były tak napromieniowanie, iż spowiła je czerwona łuna. Strażacy nie zbliżają się w ten rejon, ponieważ stanowiłoby to zagrożenie dla ich zdrowia i życia.

Jednak za pomocą specjalistycznego sprzętu próbują przygotować pas przeciwpożarowy, aby ściana ognia nie wykroczyła poza Czerwony Las i nie dotarła do Prypeci. Poziom promieniowania w całej Strefie oscyluje w granicach normy, podobnie jest poza nią, również w odległym o 100 kilometrów Kijowie, stolicy Ukrainy.

Miejscowi przewodnicy twierdzą, że wbrew zapewnieniom władz, ogień pozostaje poza kontrolą, a sytuacja jest dramatyczna. Sądzą, iż albo władze są oszukiwane przez miejscowe służby, albo też same zatajają przed opinią publiczną informacje, podobnie jak władze radzieckie zaraz po katastrofie.

Pożary niebezpiecznie zbliżają się do składowisk silnie napromieniowanych odpadów pochodzących z całej Strefy, a także strawiły kilka, przeważnie opuszczonych wiosek, gdzie pozostawiły po sobie zgliszcza drewnianych domów. Żadna z niewielu pozostałych tam osób, głównie starszych, nie ucierpiała.

Do niepokojów rozsiewanych przez niektóre media odniosło się Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB), które w komunikacie stwierdzą, że pożary w Czarnobylu nie mają wpływu na sytuację radiacyjną w Polsce. Wskazania ze stacji wczesnego wykrywania skażeń promieniotwórczych nie odbiegają od normy i nie wskazują na pojawienie się izotopów promieniotwórczych.

Potwierdzają to dane meteorologiczne, ponieważ na terenie Czarnobylskiej Strefy Zamkniętej wiatr wieje z kierunku zachodniego, a to oznacza, że dym i promieniotwórczy pył gnane są na wschód, w przeciwną stronę niż położony jest nasz kraj. Możemy więc spać spokojnie.

Aktualizacja:

Ostatniej nocy (13/14.04) nad rejonem Czarnobyla przeszły wyczekiwane przez strażaków deszcze. Spadło około 4 litrów wody na metr kwadratowy ziemi, które dogasiły większość pożarów. Nadal jednak tlą się torfowiska, z których wydobywa się dym.

Ich gaszenie jest niezwykle skomplikowane i może potrwać całe tygodnie, ponieważ torf potrafi tlić się u spodu, a nie na powierzchni, w dodatku wydziela bardzo nieprzyjemną woń. Strażacy w dalszym ciągu dogaszają ogniska i prowadzą działania mające na celu zapobieganie rozprzestrzenianiu się żywiołu, który w każdej chwili może ponownie wzniecić porywisty wiatr.

Źródło: GeekWeek.pl/Państwowa Agencja Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia/Napromieniowani.pl/Aleksandr Sirota

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy