Satelity zostały wykorzystane do policzenia... kupek pingwinów cesarskich

Naukowcy postanowili wykorzystać możliwości satelitów w nieco innym niż zazwyczaj celu, a mianowicie, żeby na podstawie odchodów obliczyć aktualny stan liczebny tego zagrożonego gatunku.

Zespół naukowców British Antarctic Survey (BAS), dowodzony przez geografia Petera Fretwella, wykorzystał satelitarne zdjęcia odchodów pingwina cesarskiego, aby obliczyć jego aktualną populację, co pozwoliło dowiedzieć się, że na Antarktydzie mamy 20% więcej kolonii tego gatunku niż się nam wydawało. Są to świetne wieści, bo w ciągu ostatniej dekady status ochrony pingwina cesarskiego zmienił się z poziomu najmniejszej troski na poziom bliskiego zagrożenia, a rozważane jest również włączenie go do amerykańskiego Endangered Species Act. Wszystko przez zmniejszające się ilości pożywienia, spowodowane zmianami klimatu, połowami przemysłowymi i inną działalnością człowieka, jak niszczenie siedlisk czy turystyka. 

Reklama

A skąd takie rozbieżności pomiarowe, przecież te duże (mierzące ok. 100 cm i ważące ok. 45 kg), czarno-białe i wyróżniające się na białym śniegu ptaki z pewnością łatwo policzyć? No właśnie nie do końca, bo może faktycznie pingwiny nie próbują się maskować i ukrywać, ale klimat i warunki panujące na Antarktydzie nie sprzyjają liczeniu. Wystarczy tylko wspomnieć o mroku przez większą część roku, a także najbardziej nieprzyjaznym człowiekowi ukształtowaniu terenu i pogodzie na świecie, z temperaturami spadającymi do -50 °C, więc przeprowadzenie na miejscu szacunków nie jest wcale łatwe, szczególnie w kontekście rozmnażania się pingwinów podczas mroków nocy.

Mamy jednak XXI wiek i naukowcy wpadli na to, że mogą przecież wykorzystać satelity Sentinel-2 z programu Copernicus, które wysłaliśmy w kosmos, żeby zapewnić sobie dostęp do dokładnych, aktualnych i łatwo dostępnych zdjęć satelitarnych na potrzeby ochrony środowiska oraz lepszego zrozumienia skutków zmian klimatycznych. Nie da się ukryć, że liczenie populacji pingwinów cesarskich dobrze wpisuje się w te zadania i choć zwierzęta te są zbyt małe, żeby zobaczyć je na tych zdjęciach, to zostawiane przez nie wielkie plamy odchodów to już zupełnie inna bajka. Metoda okazała się strzałem w dziesiątkę, bo zespół znalazł w ten sposób 11 nowych kolonii, co daje 61 w sumie na całym kontynencie i pozwala podnieść szacunki populacyjne z 265 500 do 278 500 par. 

Oznacza to tylko 10% wzrost względem poprzednich szacunków, ponieważ kolonie są bardzo małe. I choć jak zapewnia zespół BAS dodatkowe pingwiny cesarskie są jak najbardziej mile widziane, to ich życie wciąż jest zagrożone, bo zwierzęta te żyją i rozmnażają się na lodzie, którego ciągle ubywa, bo topnieje na skutek ocieplenia klimatu. Pingwiny muszą więc cofać się coraz bardziej w głąb kontynentu i niektóre kolonie zlokalizowano aż 180 km od brzegu! Jak podsumowują badacze: - Chociaż to świetne wieści, że znaleźliśmy nowe kolonie, to wszystkie miejsca lęgowe są w lokacjach, gdzie według nowych modeli przewidywań nie ma szans na przyrost. Ptaki w tych miejscach są szczególnie narażone, musimy jed obserwować z uwagą w kontekście klimatycznych zmian dotykających ten region.

Źródło: GeekWeek.pl/

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy