Nieudany eksperyment: Lublin 3333
Karetka która miała odmienić oblicze polskiego pogotowia ratunkowego początku lat 90., oprócz w miarę nowoczesnego wyglądu, nie mogła zaoferować nic nowego. Furgon zaprojektowany do przewozu przysłowiowych ziemniaków nie zaskarbił sobie serc załóg jadących na ratunek.
Na początku lat 80. zaczęły się intensywne prace nad zastąpieniem w polskiej służbie zdrowia coraz bardziej archaicznych nys 522. Z uwagi na izolację Polski w tym okresie i brak dewiz ciężko było rozważać jakąkolwiek zachodnią konstrukcję. Podjęto zatem prace nad nową wersją Nysy. Pierwszą opracowaną na potrzeby wojska był model oznaczony jako nysa 25. Konstrukcja została oparta o prototypowego PW-1, ale powstało nowe nadwozie typu furgon. Niestety brakowało odpowiedniego silnika rodzimej produkcji - zastosowano dostępny silnik Poloneza.
Pojazd nie do końca spełniał oczekiwania wojskowych i po dwóch latach testowania opracowano ulepszoną wersję - model 325. Oparty konstrukcyjnie na prototypie PW-2, również wyposażono go w silnik poloneza, opcjonalnie mający być wyparty przez wysokoprężny motor andorii. Ciekawe było nadwozie typu furgon , bliźniaczo podobne do znanego nam... lublina. Oprócz sanitarki wojskowej z napędem 4x4 powstał prototyp karetki "R" opracowany przez zakłady w Świdnicy. Podobno łącznie powstało 9 egzemplarzy nysy 325 różnych wersji.
Nysy 325 nie weszły do seryjnej produkcji, legenda głosi że przyczyną była decyzja polityczna... problematyczny na pewno był odpowiedni silnik, a właściwie jego brak. Dopiero w 1993 roku w Fabryce Samochodów w Lublinie uruchomiono seryjną produkcję nowego samochodu dostawczego, mającego docelowo zastąpić żuka - modelu lublin 33. Na jego bazie opracowano długo wyczekiwaną karetkę reanimacyjną oznaczoną jako model 3333. Ile powstało dokładnie egzemplarzy i na czyje zamówienie do końca nie wiadomo. Ekipie krakowskiego Muzeum Ratownictwa udało się ustalić, że prawdopodobnie zostało wyprodukowanych łącznie 10 sztuk lublina 3333. Weszły do służby w następujących instytucjach:
- Wojsko Polskie (2 szt.)
- Huta Katowice (1 szt.)
- Huta im. Sendzimira Kraków / WKTS Kraków (1 szt.)
- WKTS Nowy Sącz (1 szt.)
- Zakłady Chemiczne Kędzierzyn Koźle (1 szt.)
-Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa Lublin (1szt.)
- WKTS Bydgoszcz (RKTS Inowrocław)
- Sankt Petersburg (Rosja)
Karetka brała udział w przetargu na 100 ambulansów w 1993 roku który ostatecznie wygrał Sobiesław Zasada z mercedesem 310. Co się stało z egzemplarzami do testów, czy to właśnie te wymienione? Np. egzemplarz krakowski został przez Hutę przekazany do WKTS w 1994 jako...nowy (Huta kupiła na swoje potrzeby nowego Mercedesa 310). Większość z wymienionych pojawiła się w eksploatacji właśnie w 1994 roku, a produkcja wskazuje na rok 1993.
Lało się z dachu, ale dało się wyprostować!
Lublin jako karetka reanimacyjna na pierwszy rzut oka wyglądał na nowoczesny pojazd, niczym nie odbiegający standardem od zachodnich konkurentów. Z zewnątrz wyróżniał go wysoki dach na którym umieszczono sygnały świetlno-dźwiękowe w postaci belki Elektra z lampami samowyładowczymi oraz podświetlanym napisem "Ambulans". Nowością był też sposób oznakowania odblaskową folią, którą widać było w ciemności co w znaczący sposób poprawiało bezpieczeństwo. Pojawiły się znane z zachodnich karetek krzyże św. Andrzeja oraz tradycyjne oznakowanie "R", na masce umieszczono lustrzany napis "Ambulans", tak aby widoczny był w lusterku pojazdu poprzedzającego.
W środku zabudowa przedziału medycznego też wydawała się być dobrze zaprojektowana. Swoje miejsce miał defibrylator, ale pojawiła się nowość - centralnie umieszczona laweta wraz z amerykańskimi noszami samojezdnymi Ferno. W komplecie było też krzesełko kardiologiczne oraz podbieraki. Była też szafka na leki oraz miejsce na walizy. Niestety w eksploatacji to co wydawało się dobrze zrobione okazało się bublem. Jak wspomina ratownik medyczny Robert Gąska z Krakowa jazda 3333 do przyjemnych nie należała:
- Lublin był pierwszą karetką jaką jeździłem z wyjeżdżaną lawetą i wysuwanymi samojezdnymi noszami. Teraz to oczywiście standard... Miejsca nie było w nim jakoś ekstra dużo, ale w porównaniu z Nysą czy Łotviją w końcu można było się wyprostować! Wykonanie niestety kiepskie, z tego co pamiętam boczna szyba w drzwiach w czasie jazdy wypadała. Ale po tylu latach produkcji Nysy trzeba docenić, że coś rodzimego próbowali jednak zrobić, nie wyszło...
"R" dla ubogich
Krakowski egzemplarz dosyć szybko został wycofany z pierwszej linii i trafił na rezerwę dla karetek "R". Jazda nim była koniecznością i ten tak naprawdę eksperymentalny wóz odszedł do lamusa. Same nosze główne, choć produkcji Ferno, były najtańszym modelem bez możliwości odpięcia wózka. W znaczący sposób utrudniało to np. transport pacjenta po schodach. Na koniec swojej służby transport pacjentów lublin oddał na rzecz transportu butli z tlenem i innego zaopatrzenia podstacji pogotowia. Z relacji pielęgniarki Urszuli Jurkowskiej auto miało jeszcze jeden duży mankament...
- W czasie większego deszczu ta karetka po prostu przeciekała z dachu koło kogutów, mimo uszczelnienia. Często te miejsca po prostu zapychaliśmy szmatami czy bandażami. Nie jeździliśmy nią długo, poszła na rezerwę do WKTS-u, a my na całe szczęście dostaliśmy w darze od Polonii z Chicago amerykańskiego Forda.
Lubliny zyskały też przydomek karetki dla ubogich. Kolejne serie nazwane lublin 2 i 3 doczekały się adaptacji na karetki zarówno transportowe jak i właśnie reanimacyjne. Tego trudnego dzieła podjęła się firma AMZ z Kutna. Powstawały zgodnie z zapotrzebowaniem zamawiającego, a z racji ceny tego typu pojazdu trafiały w biedniejsze zakątki Polski i na wyposażenie Wojska Polska. W dużych miastach trzonem taboru dla zespołów "R" pogotowia były w latach 90-tych zachodnie mercedesy 310, renault trafic, czy bardzo lubiane citroeny C25D cimos. Nikt już poważnie nie myślał o wyrobach z fabryki w Lublinie, jako nowoczesnej maszynie dla ratownictwa.
Muzealny 3333
Lublin 3333 prezentowany na fotografiach pochodzi ze zbiorów Muzeum Ratownictwa w Krakowie. W 2017 roku został pozyskany od 107 Szpitala Wojskowego w Wałczu. Ambulans jest obecnie prezentowany na wystawie w Hangarze Czyżyny w alei poświęconej historii polskich pojazdów ratowniczych.
O autorze
Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczął serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiać będą się w serwisie Menway.interia.pl.