Czterej pancerni i... miny propagandy
Pół wieku to dość czasu, by najlepszy nawet serial odstawić do lamusa. A ten się nie poddaje! "Czterej pancerni i pies" regularnie pojawiają się na którymś z kanałów telewizyjnych. W zestawieniach najpopularniejszych seriali PRL-u plasują się na topie obok "Stawki większej niż życie", "Janosika" czy "07 zgłoś się". Jednak i nad tą superprodukcją z końca lat 60. kłębiły się czarne chmury…
Serial "Czterej pancerni i pies" został wyprodukowany w latach 1966-1970. Pół wieku temu nakręcono ostatni odcinek przygód załogi czołgu "Rudy" 102 i psa Szarika podczas II wojny światowej. W sumie zrealizowano 21 odcinków. Niewiele brakowało, a nie trafiłyby na ekrany w wersji znanej później milionom widzów.
Jak czołgista z sanitariuszką
Poszło o pocałunek. Niepokojąco erotyczny. Zdaniem cenzorów Janusz Gajos (filmowy czołgista Janek Kos) zbyt namiętnie całował Polę Raksę (radziecką sanitariuszkę Marusię). Tłumaczenia, że to pocałunek filmowych narzeczonych niewiele zdziałały. Dopiero argument, że pocałunek symbolizuje... przyjaźń polsko-radziecką trafił cenzorom do przekonania. Nożyczki nie poszły w ruch, scena pozostała... Dziś, kiedy standardy wyznaczają sceny z "365 dni", scena pocałunku może stanowić przykład niewinnej subtelności.
Sama Pola Raksa wielokrotnie wspominała, że po lekturze scenariusza nie była przekonana do roli radzieckiej sanitariuszki, która odbija chłopaka Lidce, radiotelegrafistce z Warszawy. Obawy okazały się niepotrzebne. Rolą Marusi Ogoniok Pola Raksa zjednała sobie ogromną sympatię widzów. Jej wdzięk sprawiał, że "radziecki akcent" nikomu nie przeszkadzał. Twarz Poli Raksy zachwycała powszechnie - od lusterek produkowanych przez "prywatną inicjatywę" po "Autobiografię" Perfectu: "Za jej Poli Raksy twarz każdy by się zabić dał...".
A Lidka, dziewczyna z Warszawy? Poradziła sobie śpiewająco! Janka Kosa nie zdołała usidlić, ale przerzuciła uczucia na Grigorija z Gruzji, radiotelegrafistę z załogi "Rudego". Nadawali w końcu na tych samych falach...
Drewniane pepesze
"Czterej pancerni i pies" to serial dla widzów od lat 2 do 102. Młodych miał wychowywać w duchu patriotyzmu, starszych przekonywać świetnymi rolami aktorów. Wszystkich - przygodowym spojrzeniem na wojnę.
Szał na pancernych wywołany odcinkami w telewizji ogarnął szkoły i podwórka. Telewizja podbijała bębenek. Powstały całe brygady Klubów Pancernych, ileś set tysięcy młodzieżowych załóg "Rudych" 102. I każdy chciał być Jankiem! Ostatecznie Gustlikiem, Olgierdem albo Grigorijem. Prawie nikt Tomusiem Czereśniakiem...
Salwy "tratata, tratata" z drewnianych pepesz rozlegały się na polskich podwórkach. Zabawa w pancernych rozkręcała się na całego. Polegała głównie na zabijaniu. "Rudy" wygrywał, przegrywali Niemcy. Każdą podwórkową wojnę. Serial "Czterej pancerni i pies" miał uczyć i wychowywać. Na ekranie trup nie ścieli się gęsto, jednak przemoc jest obecna. Dziś na taki model dotarcia do młodych widzów krzywiliby się psychologowie. O ile serial w ogóle trafiłby na ekrany.
Miny propagandy
Jednak to nie oddziaływanie tematyki wojennej na młodych widzów wzbudzało kontrowersje wokół serialu. Poszło o politykę i nowe spojrzenie na historię. Upraszczając sprawę: Armia Czerwona z wyzwolicielki, po latach stała się okupantem. W serialu niewygodne z ówczesnego punktu widzenia fakty historii maskowano. W odcinku "Most" czołg "Rudy" najeżdża na minę i załoga ląduje w szpitalu. W ten sposób scenarzyści uniknęli "wyjaśnienia", dlaczego Armia Czerwona nie pomogła powstańcom warszawskim (ofensywę wstrzymano wówczas na kilka miesięcy).
Jest w serialu kilka scen, które na milę zioną propagandą. Choćby ta, kiedy załoga przekracza linię Bugu, a Gustlik (zresztą Ślązak z pochodzenia) mówi: "Teraz to my som doma...". Nie ta rzeka miała wyznaczać granicę wolnej Polski...
Fala odkłamywania historii zmyła serial z ekranów. Trafił na półki. Przepadł pomysł cyfrowej rekonstrukcji wszystkich odcinków z myślą o kolejnej reemisji. Zamiast niej dodano komentarz historyków, którzy objaśniali widzom wypaczenia...
Po latach wypada przyznać, że choć serialowi w reżyserii Konrada Nałęckiego daleko do obiektywizmu, to ekipa realizacyjna zrobiła kawał dobrej filmowej roboty. Świetnie zagrali aktorzy, nie tylko wykonawcy głównych ról, ale także drugoplanowi i występujący w epizodach. Pod względem aktorstwa serial broni się do dziś.
Szkoda, że nie powstają nowe, prawdziwe historie o innych pancernych. Tych walczących na Zachodzie, o których w latach PRL-u nie można było kręcić filmów. Z pewnością wart fabularnej kreacji jest los czołgistów pod wodzą generała Stanisława Maczka. Podstawą scenariusza mogłyby być wspomnienia generała "Od podwody do czołga". Czołga - to nie błąd, tak mówił Maczek i jego pancerniacy. Mówiono o nich "Czarne Diabły". Kiedy powstanie o nich serial?
Ile "Rudych" na planie
Po pół wieku od ostatniego klapsa trudno o nowe anegdoty, nieznane relacje czy tajemnice z planu. Zresztą zebrał je fan serialu Marek Łazarz w książce "Czterej pancerni i pies. Przewodnik po serialu i okolicach". O najpopularniejszym czołgu w historii napisał:
"W pierwszej serii "Rudego" zagrało pięć różnych czołgów, podobnie w drugiej serii, w trzeciej - trzy. W pierwszej serii sceny dziejące się wewnątrz czołgu kręcono na tle ustawionej w atelier makiety. Przypominała drewnianą skrzynię na sprężynach, by imitować ruch pojazdu. Później makietę wykorzystano w filmie "Sami swoi" Sylwestra Chęcińskiego".
Każdy, kto oglądał pierwszy raz "Czterech pancernych" w czarno-białej telewizji, mógłby dodać coś do przewodnika po serialu. Autor tekstu słyszał o załodze z podwórka, której jeden z kandydatów chciał zostać... Tomusiem Czereśniakiem. Zdarzyło się to jedyny raz. Po emisji odcinka, w którym filmowy Czereśniak szykuje się na nocną misję. Żeby przyzwyczaić oczy do ciemności, zajada kwaskowe landrynki. Podwórkowy pancerny powiedział, że zostanie Czereśniakiem. Pod warunkiem, że reszta załogi zrzuci się na pudełko kwaskowych landrynek. Pomogą mu na oczy...
Ryszard Bukowski