Koronapokalipsa 2020: Przepowiednie, według których koronawirus to zwiastun zagłady
Rok 2020 od samego początku przynosi nam same nieszczęścia. Nie dotarliśmy nawet do połowy, a już prawie doszło do wojny USA z Iranem, część lasów spłonęła w pożarach, kurczą się zapasy wody, uprawy niszczy susza, za oceanem pojawiły się szerszenie-giganty, a przede wszystkim nasze życie wywróciła pandemia koronawirusa i wywołany nią kryzys ekonomiczny. Wszystko to pobudza do działania profetów przepowiadających koniec świata. Niektórzy twierdzą nawet, że apokalipsa jest tuż za rogiem...
Kiedy Jeane Dixon, znana amerykańska wróżka, wieściła na początku lat 60., że zagłada ludzi nastąpi 1963, ludzie drżeli ze strachu. Okazało się jednak, że wbrew jej zapewnieniom, światu nic się nie stało, więc "przełożyła" apokalipsę na 2020.
Autorzy listy przepowiedni końca świata z serwisu Rational Wiki twierdzą, iż data ta była na tyle odległa, że nikt nie zarzucił jej opowiadania bzdur. Ale rok 2020 przyszedł i już od samego początku sprawia wrażenie, jakby chciał potwierdzić słowa pani astrolog, z usług której korzystali nawet prezydenci Stanów Zjednoczonych.
Jak mówi znana sentencja: koniec ludzkości nie oznacza końca świata. Ziemia i inne planety doskonale poradzą sobie bez ludzi. A to, że nasz gatunek przestanie kiedyś istnieć, jest nieuniknione. Niemniej najzagorzalsi zwolennicy rychłego końca nie poprzestają na wizji cichego wymarcia samych tylko homo sapiens. Przewidują bardziej widowiskowy finał.
F. Kenton Beshore, prezydent Światowego Stowarzyszenia Biblii, kilka lat temu potwierdził słowa Dixon, typując przełom 2020 i 2021 jako ostatni moment istnienia naszego świata. Według niego znaleźliśmy się właśnie w przededniu wydarzenia zwanego w Biblii "Drugim Przyjściem", czyli ponownego zejścia Boga na Ziemię.
Kto czytał, ten wie, że wiąże się to z Sądem Ostatecznym, oddzieleniem dobra od zła i początkiem nowej rzeczywistości. Beshore wysnuł swoje przepowiednie na podstawie wieloletniego studiowania Starego i Nowego Testamentu - ponoć jest tam zapisana dokładna data początku Wielkiego Ucisku, który poprzedzi powrót Jezusa, a która wypada na 2020 lub 2021.
Co prawda sam autor tego scenariusza już nie żyje, więc nie sprawdzi empirycznie tego, czy miał rację, czy nie, ale zwolennicy jego słów twierdzą, że epidemia koronawirusa jest widocznym i dosadnym potwierdzeniem, jakoby koniec miał być blisko i nadejść w tym roku.
Podobnego zdania jest Harold Lee Lindsey, autor aż 15 książek traktujących o końcu świata i przedstawiciel dyspensacjonalizmu, systemu protestanckiego zakładającego dosłowną interpretację Biblii. Zgodnie z jego wersją, opartą na pracy własnej i tekstach Beshore’a, koniec świata miał nastąpić w roku 1988. Kiedy tak się nie stało, bronił się, mówiąc, iż w Piśmie wyraźnie napisane jest, że "nie znamy dnia i godziny". Później jednak wyznaczył nowy termin apokalipsy - pomiędzy 2018 a 2028. Czekamy.
***Zobacz także***
Twórcą jednej z najciekawszych teorii związanej z końcem świata w magicznym roku 2020 jest Vincet Carthane. Autor książki "Aimed at America: Bible codes that shoot down deceivers" (ang. “Wycelowane w Amerykę: kody Biblii, które odstrzelą oszustów" - tłumaczenie wolne i niedosłowne redakcji) jest zdania, iż w Ewangeliach mnóstwo jest znaków jasno stanowiących o tym, że rok bieżący jest zarazem ostatnim dla rodzaju ludzkiego.
Jednym z nich miałoby być to, iż krzyż przypomina literę "T". Ta z kolei jest dwudziestą w alfabecie łacińskim. Jaki mamy rok? 2020, mamy więc dwie dwudziestki symbolizujące dwa krzyże, ergo Drugie Przyjście. Potwierdzeniem tego miałyby być słowa: "A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana" (J 20, 20; Biblia Tysiąclecia), które znajdują się w Ewangelii św. Jana, w księdze 20, wersie 20.
Innym fragmentem wieszczącym apokalipsę w tym roku jest ten ze św. Mateusza: "Mówicie: Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione. Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie?" (Mt 16, 3; Biblia Tysiąclecia). Znakiem czasu jest oczywiście epidemia. A dlaczego ten werset? Kolebką Stanów Zjednoczonych była osada Jamestown w Wirginii, nazwana na cześć Króla Jerzego. Ten rozpoczął swoje panowanie w 1603 roku. 1603 daje księgę nr 16 i werset nr 3. Proste. Dlaczego akurat Ewangelia św. Mateusza? To już tajemnica.
Ale Amerykanie nie mają monopolu na apokalipsę 2020. Jednym z szeroko cytowanych wieszczy rychłego końca jest także rabin Yosef Berger z Jerozolimy. Berger jest święcie przekonany o tym, że koronawirus jest jedną z dziesięciu plag, jakich doświadczymy w ramach zagłady przed (w tym wypadku pierwszym) przyjściem Mesjasza. Mają one przypominać te, które spadły na Egipt i być uwerturą do wielkiej wojny Goga i Magoga z Bogiem, który według Bergera "ukaże pełnię swojej niesamowitej chwały, której nie widzieliśmy od Sześciu Dni stworzenia świata".
Inny rabin, Yosef Pinto, powiedział, iż pandemia SARS-nCoV-2 jest "jedną z najgorszych katastrof od wieków". Jej powiązania z Pismem znajduje w słowach proroka Ezechiela: "I spadnie moja furia na miasto Sin, egipską twierdzę". Według duchownego kluczowa jest tutaj nazwa "Sin", która po hebrajsku oznacza... Chiny. Potwierdzeniem tej hipotezy miałaby być nie tylko epidemia, która rozpoczęła się w Państwie Środka, ale także plaga szarańczy, jaka spustoszyła część Azji jakiś czas temu.
To tylko część osób i grup, które z całym przekonaniem utrzymują, iż oto właśnie nadszedł nasz kres. Wszyscy zgadzają się co do jednego: zapowiedzią jest epidemia koronawirusa. Należy przyznać, iż rzeczywiście skala zarazy, a także jej konsekwencje, głównie gospodarcze, to coś, czego ludzkość nie widziała od bardzo dawna. Niektórzy uważają nawet, że możemy doświadczyć gorszej zapaści niż tych po wielkim krachu w latach 30., po II Wojnie Światowej, po kryzysie naftowym w latach 70. czy zapaści na rynku finansowym w 2008. Czy jednak będzie ona tak wielka, że doprowadzi do końca świata, jaki znamy? To się okaże. Mamy jeszcze kilka miesięcy.
***Zobacz także***