Misja: Przetrwanie

Błysnęły matowo srebrne krążki ułożone w starannych rzędach. Skrzynia była wypełniona ciasno zapakowanymi konserwami. Beck wyjął jedną z nich. - Ryby - szepnął zaskoczony. - No i co? Sądziłeś, że skrzynie będą pełne diamentów luzem?

Taksówkarz zatrzymał się przy ogrodzeniu, sto metrów od bramy, przy której wysiedli obaj mężczyźni. Życzył im powodzenia, po czym odjechał w stronę terminalu pasażerskiego. Beck i Peter przeszli kawałek wzdłuż płotu i zerknęli przez bramę na teren lotniska towarowego. Od głównego kompleksu portu lotniczego oddzielała ich wysoka, gęsta siatka.

Mocno sfatygowana awionetka

Po jednej stronie znajdował się wielki hangar. Przez otwarte wrota dostrzegli kilka stojących w nieładzie, niedużych samolotów. Mężczyźni szli w tamtym kierunku.

Przed hangarem stał jeszcze jeden samolot, którego Beck nie mógł rozpoznać. Miał śmigła, kanciasty kadłub i krótki rząd okienek z boku, w części przeznaczonej dla pasażerów.

Beck odruchowo sprawdził liczbę silników: dwa. Awionetka wyglądała na intensywnie używaną i mocno już sfatygowaną. Na ogonie widniało logo - kontury lwiej głowy. Brama była zabezpieczona łańcuchem z kłódką, ale pod drucianą siatką chłopcy znaleźli prześwit, przez który mogli się przecisnąć. Najpierw zrobił to Peter, a zaraz po nim Beck. Nikt nie zauważył, jak przekradają się na drugą stronę ogrodzenia, daleko od głównych zabudowań lotniska.

Reklama

Rozejrzeli się ostrożnie. Obok hangaru, jakieś trzydzieści metrów od nich, stał nieduży barak. Nad jego oknami widniał wymalowany łuszczącą się już farbą napis LEW GÓRSKI - WYNAJEM SAMOLOTÓW, a obok umieszczono lwie logo. Z budynku wyszedł mężczyzna.

Kilka metrów od samolotu

Przywitał się z dwoma przybyszami z hotelu, uścisnąwszy ich dłonie i zaprosił do baraku.

- Szybko - powiedział Peter i z kamerą w dłoni pobiegł w tamtym kierunku. Chłopcy podkradli się do baraku, uważając, by nie dało się ich zauważyć przez okna. Były szeroko otwarte, więc kiedy stanęli bliżej, usłyszeli głosy. Jeden z nich - Beck domyślił się, że należał do mężczyzny, który wynajmował samoloty - był pogodny i sympatyczny.

Śledzeni ograniczyli się do chrząknięć i monosylab.

- Trzeba dopełnić pewnych formalności papierkowych, panowie. Proszę tu podpisać... I tutaj... Dziękuję... A teraz polisa ubezpieczeniowa, proszę ją przeczytać i podpisać...

Beck wysunął głowę i zerknął za róg baraku. Od samolotu dzieliło go dosłownie kilka metrów. Białe, przesuwane drzwi z boku zostawiono otwarte i widać było drewniane skrzynie wypełniające wnętrze wynajmowanej awionetki. Mężczyźni najwyraźniej chcieli nią coś przetransportować. Kiedy zamierzają wystartować?

Błysk w oczach

Peter też to zauważył i chyba o tym samym pomyślał. Beck dostrzegł błysk w oczach przyjaciela. Łagodnie odciągnął go do tyłu, na drugą stronę baraku. Nie było tam okien i mogli porozmawiać ściszonymi głosami.

- Dobra - mruknął Beck - jeśli coś przemycają, to chyba już to załadowali do samolotu. Wrócimy do terminalu pasażerskiego, poszukamy policjanta i powiemy mu... coś. Cokolwiek. Cokolwiek, co skłoni go do przyjścia tutaj i sprawdzenia ładunku. Zrobiliśmy, co do nas należało.

Ale Peter wciąż miał ten błysk w oczach.

- A może sami sprawdźmy! - zaproponował tak podekscytowany, że ledwo udało mu się zniżyć głos.

Wyraźnie przejęty, bawił się swoją kamerą.

- Zbierzmy dowody! Wtedy policjant na pewno nas nie zlekceważy.

- Oszalałeś? Przecież oni są tuż obok! W każdej chwili mogą wyjść i...

- Wypełniają dokumenty. To zawsze zajmuje mnóstwo czasu. Wślizgniemy się na pokład, otworzymy jedną skrzynię, zrobimy zdjęcie i znikamy. Wystarczy kilka sekund.

No chodź!

I pobiegł.

Pozostać niezauważonym

Beck miał ochotę wrzasnąć za nim, ale nie było innego sposobu, by powstrzymać Petera. Nie mógł go odciągnąć od awionetki siłą - to na pewno narobiłoby hałasu i zwróciło uwagę mężczyzn w baraku. Rozejrzał się zdenerwowany dookoła, zawahał i w końcu ruszył w ślad za przyjacielem.

Peter miał na tyle zdrowego rozsądku, że pobiegł dłuższą drogą wokół baraku, by pozostać niezauważonym. Wskoczył do samolotu, jakby był jego właścicielem, i kucnął przy najbliższej skrzyni. Zaczął gmerać przy jej wieku.

- Pomóż mi - szepnął do Becka, który wdrapał się do awionetki tuż za nim. Wzdłuż obu burt maszyny ciągnęły się ławki. Naprzeciwko drzwi znajdowała się nieduża druciana klatka, w której wisiało kilka jaskrawych kombinezonów lotniczych. Na podłodze leżały kaski i gogle, obok nich rzucono kilka spadochronów, z wyglądu przypominających płócienne plecaki. Beck domyślił się, że samolot jest często wynajmowany miejscowemu klubowi spadochronowemu - jak i każdemu klientowi, którego na to stać.

Drzwi z przodu wiodły do pustej kabiny pilota. Były otwarte na oścież i Beck dostrzegł panel z przyrządami sterowniczymi. Drewniane skrzynie stały pośrodku samolotu, po dwie, jedna na drugiej, w dwóch rzędach. Peter majstrował przy najbliższej z nich. Beck przeszedł na drugą stronę, spojrzeli na siebie, a potem unieśli wieko.

Skrzynia z konserwami

Błysnęły matowo srebrne krążki ułożone w starannych rzędach. Skrzynia była wypełniona ciasno zapakowanymi konserwami. Beck wyjął jedną z nich.

- Ryby - szepnął zaskoczony.

Według etykiety puszka zawierała tuńczyka w źródlanej wodzie, ale nie powstrzymało to Petera przed zrobieniem jej zdjęcia.

- No i co? Sądziłeś, że skrzynie będą pełne diamentów luzem?

- Mogą być schowane w tych puszkach - Peter obstawał przy swoim, zerkając w wizjer kamery. - Masz pomysł, jak otworzyć jedną i sprawdzić?

- Lepiej po prostu wsadź ją do kieszeni i spadamy.

- Co? - dobiegł ich nagle głos kogoś stojącego tuż obok samolotu. Peter zamarł. Beck na moment wyjrzał ostrożnie przez drzwi.

Zobaczył jakiegoś mężczyznę, który z głową odwróconą do tyłu unosił już stopę, by wejść do środka. Jak dotąd nie zauważył intruzów, ale za trzy sekundy będzie po nich...

Beck błyskawicznie i bezszelestnie skoczył za rząd skrzyń, pociągając za sobą Petera. Przywarli płasko do podłogi samolotu. Serca waliły im jak oszalałe, a uszy łowiły każdy dźwięk. Ktoś najwyraźniej zadał mężczyźnie pytanie, na które ten odpowiedział. Beck wzdrygnął się. Gdyby facet nie krzyknął, nie zdaliby sobie sprawy z tego, że idzie do samolotu, i bez wątpienia by ich nakrył.

Blady i spocony z przejęcia

- Rozgrzeję je trochę - zawołał mężczyzna.

- Wylatujemy o piątej.

I zaraz potem usłyszeli, jak ktoś wskakuje do środka.

Beck wyjrzał zza skrzyń. Mężczyzna miał na sobie kurtkę pilota z wymalowanym na plecach lwem. Beck pomyślał, że jeśli pracuje dla oficjalnej wypożyczalni samolotów, może nie jest przemytnikiem. Może nie wiedział, kim są jego klienci ani co przewożą. Ale to nie znaczy, że z większą sympatią potraktuje dwóch wścibskich chłopców, którzy po kryjomu zakradli się do jego maszyny.

Pilot przeszedł do kokpitu i opadł ciężko na lewy fotel. Chwilę potem zaryczały oba silniki i samolot zadrżał. Beck szarpnął Petera za rękaw.

- Wysiadamy - powiedział bezgłośnie, choć w tym hałasie i tak nikt by go raczej nie usłyszał, nawet gdyby krzyknął. Blady i spocony z przejęcia Peter skinął głową. Schował kamerę do futerału i obaj ostrożnie wstali... by momentalnie z powrotem przykucnąć.

Do samolotu szedł jeden z podejrzanych. Wspiął się za plecami pilota, po czym zajął miejsce w prawym fotelu.

Beck zacisnął zęby. Teraz w samolocie było już dwóch mężczyzn. Został jeszcze trzeci - ten, którego także śledzili od hotelu. Czy i on poleci? Gdzie teraz jest? Czy może ich zauważyć, kiedy będą wysiadali? Nie mieli wyboru.

W ciasnej toalecie

Musieli wysiąść natychmiast. Podnieśli się i pośpiesznie przeleźli przez skrzynie. Tym razem zdołali dotrzeć aż do drzwi. Widać przez nie było cały barak i trzeciego mężczyznę, który właśnie z niego wychodził.

Zatrzymał się na moment, by go zamknąć, po czym ruszył w stronę samolotu.

Nie było czasu, żeby z powrotem schronić się za skrzyniami. Beck szarpnął Petera w bok. Jedyną, w miarę bezpieczną kryjówką był teraz tył samolotu. W miejscu, gdzie kadłub zaczynał się zwężać, znajdowała się niewielka wnęka kuchenna, a naprzeciwko niej jeszcze mniejsza ubikacja. Beck pchnął Petera za przepierzenie kuchni. Sam ledwo zdążył się schować w toalecie, gdy na pokład wskoczył trzeci mężczyzna.

Beck uchylił odrobinę drzwi, by wyjrzeć przez wąziutką szparę. Zobaczył, jak podejrzany ciągnie za klamkę i zasuwa drzwi samolotu, a potem sprawdza, czy są dokładnie zamknięte. W końcu dołączył do dwójki w kokpicie, zamykając za sobą również drzwi wiodące do niego z przedziału bagażowego.

Peter i Beck wymienili spojrzenia. Peter był jeszcze bledszy i bardziej spocony niż wcześniej. Wyglądał, jakby za moment miał zwymiotować.

Beck czuł się niewiele lepiej. Byli uwięzieni i nie mogli nic na to poradzić. Maszyna nagle szarpnęła - Beck odruchowo złapał za przepierzenie. Awionetka powoli kołowała po asfaltowej płycie lotniska, na chwilę zatrzymała się, po czym, gdy oba silniki ryknęły ze zdwojoną mocą, zaczęła się rozpędzać na pasie startowym.

Powyższy tekst jest fragmentem książki Beara Gryllsa "Misja: Przetrwanie. Piaski skorpiona", która ukazała się nakładem wydawnictwa Pascal.

Bear Grylls od zawsze kocha przygody. Alpinista, odkrywca, ma czarny pas w karate. Przeszedł szkolenie w brytyjskich oddziałach specjalnych SAS, gdzie nauczył się sztuki przetrwania. W wieku 21 lat przeżył ciężki wypadek podczas skoku spadochronowego - złamał kręgosłup w trzech miejscach. Mimo to po dwóch latach rehabilitacji zrealizował swe dziecięce marzenie i jako najmłodszy Brytyjczyk w historii stanął na szczycie Mount Everestu. Wyczyn ten odnotowano w Księdze rekordów Guinnessa. Jest znany dzięki swym fascynującym wyprawom oraz z programu telewizyjnego Szkoła przetrwania prezentowanego na kanale Discovery Channel.

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: książki | literatura | czytelnictwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy