Golibroda Butter CUT - tu kobiety wstępu nie mają

"Jak to nie wpuszczacie kobiet? Przecież to jest rasizm! - Nie, proszę pani. To jest seksizm." Tą anegdotą wita nas w swoich progach Delma, jedyny krakowski golibroda. Sprośne żarty, luźna atmosfera i zakaz wstępu dla kobiet to trzy niepisane zasady panujące w prowadzonym przez niego zakładzie.

ButterCUT nie jest zwyczajnym "salonem fryzjerskim"
ButterCUT nie jest zwyczajnym "salonem fryzjerskim"Rafał WalerowskiINTERIA.PL

Butter CUT, czyli jak po maśle - tłumaczą nam genezę nazwy Delma i Anton. Ich lokal to nowe miejsce na mapie Krakowa i z pewnością jedyne w swoim rodzaju. Pomysł na klasyczny barber shop - nie salon fryzjerski - narodził się podczas jego wizyty w Anglii.

- Strzygąc się na Wyspach w takich zakładach ciągle myślałem o tym, że takich miejsc w Polsce po prostu nie ma. Idąc do fryzjera niemal zawsze obsługuje nas kobieta, która pyta jaką chcemy mieć fryzurę, a i tak ostatecznie robi ją po swojemu.

- Zresztą, co o strzyżeniu męskim może wiedzieć ktoś, kto nigdy nie miał krótkich włosów i brody? - śmieje się Delma.

- W szkołach fryzjerskich uczą tego jak farbować włosy, dobrze zrobić balejaż i trwałą, bo to "łatwy chleb". Ja swojego rzemiosła uczyłem się podpatrując angielskich barberów i oglądając filmy na YouTube. Zanim znalazłem odpowiedni lokal strzygłem ludzi w ich domach - opowiada.

Ten "odpowiedni lokal" mieści w starej krakowskiej kamienicy przy ulicy Szlak. To połączenie garażu i piwnicy - część ścian pokrywa czerwona cegła, te które pozostały białe zdobią plakaty i przeróżne gadżety otrzymane od przyjaciół. Wchodząc do środka nikt nie pomysli, że to zakład prowadzony przez utapirowaną panią Krysię.

Zakład z zewnątrz nie przypomina zwyczajnego salonu. Wielu przechodniów myśli, że mieści się tutaj knajpa /fot. Dziur.plButterCUT Facebookmateriały prasowe
Wnętrze barber shopu... /fot. Dziur.plButterCUT Facebookmateriały prasowe

- Chodziło nam o to, aby miejsce było przyjazne. Masz się tutaj czuć jak u kumpla. Dokonujemy wszelkich starań, aby poziom żartu utrzymywał się odpowiednio nisko - dodaje jego współpracownik Rumcajs.

- Czy to ze względu na niewybredne żarty płeć piękna nie ma tutaj wstępu? - dociekamy. Delma z Rumcajsem tłumaczą, że w barber shopach na całym świecie ta zasada to świętość.

- Tutaj jesteś wśród swoich. To typowo męskie miejsce, gdzie pogadasz o dupach, pośmiejesz się. Nikt nie zagadnie cię gdzie wybierasz się w tym roku na wakacje i o pogodę za oknem. Ponadto, siedząc na fotelu z rozgrzebaną fryzurą niekoniecznie chcesz pokazywać się damom.

O prawdziwości tego stwierdzenia jeden z nas przekonuje się już po chwili zajmując honorowe stanowisko. - Krótko, czy bardzo krótko - to jedyne o co pyta swoich klientów Delma.

- To i tak miłe z mojej strony. Na zachodzie każdy barber ma wolną rękę i to on decyduje o tym, co zrobi z twoją fryzurą. Ktoś kto zajmuje się tym fachem nie skupia się na obowiązujących trendach. To ponadczasowa klasyka.

Michał już za chwilę pożegna się ze swoim "artystycznym nieładem"Rafał WalerowskiINTERIA.PL

Flatttop, Tight Contour, Tapered Pomp, Vanguard, Crew With a Part czy Straight Razor Shave to kanony obowiązującego od lat stylu, tak zwane "Barbershop Classics". Michał, który zdecydował się na strzyżenie daje Delmie wolną rękę. I tak nie ma innego wyjścia. Prosi o wariant "na krótko".

Golibroda od razu zabiera się do roboty przy okazji komentując poszczególne kroki.

- Nigdy nie myję głowy swoim klientom. To zabawa dla dziewczyn. Nie wiem, co ktoś musiałby mieć na włosach, żeby zabrać go na myjkę - mówi i sięga po maszynkę... do garażowej szafki z narzędziami.

Żaden z elementów wyposażenia barber shopu Delmy nie należy do typowych. - Wszystko musiałem sprowadzić z USA. Nawet głupi grzebień, który tam kosztuje trzy dolary u nas jest nie do dostania.

"Arsenał" /fot. Dziur.plButterCUT Facebookmateriały prasowe

Naszą uwagę przykuwa maszynka sprawiająca wrażenie wiekowego sprzętu. - Jest nowa, ale jej kształt nie zmienił się od 1934 r. Jej posiadanie to absolutny mus w tym zawodzie.

Z zaciekawieniem spoglądamy na półki po brzegi wypełnione specyfikami do włosów. Nie ma wśród produktów znanych z naszych półek sklepowych. Jedna z puszek wygląda jak opakowanie świńskiego smalcu. Butelka obok, dzięki etykiecie z trupią czaszką, budzi skojarzenia z denaturatem lub inną silną trucizną. W rzeczywistości, każdy z tych środków chcielibyśmy mieć na półce w łazience. Pomady pachną jak guma do żucia, a woda kolońska przypomina tę używaną przez naszych pradziadków.

Bałagan na głowie Michała stopniowo nabiera kształtu. Żeby wydobyć "klasyczny styl" Delma pozbawia naszego śmiałka pokaźnej ilości włosów. I to bez sięgania po nożyczki.

- Tym różnimy się od fryzjerek. One nie czują się pewnie przy cięciu włosów do skóry. Barberzy polegają na maszynkach, nie nożyczkach - tłumaczy.

Metamorfoza w toku...Rafał WalerowskiINTERIA.PL

Michał sugeruje Delmie, żeby grzywka opadała na lewą stronę, tak jak zawsze. Klient nasz pan? Nic z tych rzeczy! Golibroda od razu wyjaśnia mu, że jego włosy rosną przecież w inną stronę.

- Zobacz, od fryzjerki nigdy nie dowiesz się rzeczy, które powinieneś wiedzieć od razu. Barber bez spiny powie ci, że całe życie źle układałeś włosy.

Fryzura już prawie gotowa. Czas na suszenie i kolejne rady od specjalisty. - Suszenie to fundamentalna rzecz. Dobra fryzura to nie coś, co po prostu wyciągasz ze słoika. Niewielu mężczyzn wie, że już samym suszeniem jesteś w stanie ułożyć włosy w dobry sposób.

Ostatni szlif to specjalna pomada. Tę można aplikować na dwa sposoby. Albo przeczesując włosy palcami, albo za pomocą grzebienia - w zależności od tego na jaką okazję potrzebujemy daną fryzurę.

Mistrz golibroda w końcu wieńczy swe dzieło, a nasz ochotnik nie ukrywa zadowolenia.

- Pierwszy raz po wyjściu od "fryzjera" będę zadowolony - rzuca z uśmiechem Michał.

Mimo, że salon od godziny jest już zamknięty nikomu nie pali się do wyjścia. Chłopaki częstują pizzą i napojami.

- Działamy na totalnej zajawce, nie dla kasy. Jeśli robisz coś nowego, w fajnym klimacie to ludzie to widzą i cię wspierają. Jeszcze przed otwarciem ButterCUT mieliśmy 900 lajków na Facebooku, a w 30 minut po otwarciu rezerwacji zabukowaliśmy cały tydzień...

Mistrz skończył robotę. Klient zadowolonyRafał WalerowskiINTERIA.PL

Dziś na strzyżenie u Delmy czeka się dwa tygodnie. To sporo, ale chłopaki chcą przeprowadzić pewien eksperyment. - W soboty zamierzamy przyjmować na zasadzie "walk in", czyli tak jak w amerykańskich barbershopach. Klienci będą po prostu wchodzić z ulicy i czekać na strzyżenie, a przy okazji pić kawę i gadać.

Wychodząc zadajemy ostatnie pytanie - dlaczego "barber", a nie swojski fryzjer? W odpowiedzi słyszymy tekst, który nie pozostawia złudzeń.

- Fryzjer robi dziewczyny. My strzyżemy facetów, a dziewczyny robimy, ale w trochę inny sposób...

Michał Ostasz & Rafał Walerowski

Krakowska ekipa golibrodów: (od lewej) Delma, Anton i Rumcajs /fot. Dziur.plButterCUT Facebookmateriały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas