Polski raj dla przemytników
Godzina 5.40 rano, Kuźnica Białostocka. Na peron podjeżdża pociąg z Grodna do Białegostoku. Pasażerowie w środku siedzą spokojnie na ławkach i czekają na kontrolę paszportową oraz celną. Starają się nie dać po sobie poznać, co robili jeszcze pięć minut temu.
Gra w kotka i myszkę zaczęła się niecałą godzinę wcześniej w Grodnie. Grupa chłopaków obeszła tłum czekający na otwarcie drzwi prowadzących na peron, dyskretnie wypytując, kto ma papierosy do schowania. Skład do Białegostoku jest bowiem pociągiem przemytniczym, którym codziennie kursują dziesiątki osób w nadziei na szybki zysk. Ceny papierosów są na Białorusi dużo niższe niż w Polsce, ale bez cła można wwieźć do naszego kraju tylko dwie paczki (40 sztuk).
Wreszcie drzwi otwierają się i pasażerowie ruszają pędem w kierunku pociągu, by jak najszybciej zająć upatrzone miejsce, dające najwięcej szans na ukrycie kontrabandy przed polskimi celnikami.
Gdy tylko pociąg rusza, przeistacza się w wielki zakład demontażu wagonów. Idą w ruch śrubokręty i taśmy klejące, a inwencja pasażerów wydaje się niewyczerpana. Odkręcają listwy ścienne i sufitowe, blachy pod siedzeniami, całe siedzenia, a nawet metalowe panele, na których są przytwierdzone świetlówki.
W upatrzonych miejscach chowają odpowiednio przygotowane paczki papierosów, spakowane w pakiety o różnych kształtach. Część przemytnicy ukrywają pod ubraniem. W akcji zdaje się uczestniczyć większość pasażerów.
Grupa młodych chłopaków okupuje przegubowe połączenie między wagonami. Najpierw podnoszą podłogę, a potem ze wszystkich stron błyskawicznie podklejają pakiety papierosów.
- Szybciej, szybciej! - popędza jeden. - O k...a, spadło! - mówi inny, gdy długi pakiet ląduje na torach.
Kiedy pociąg wjeżdża na stację w Kuźnicy Białostockiej, jest już po wszystkim. Do wagonów wchodzą polskie służby graniczne i celne, legitymują pasażerów. Po przejściu kontroli podróżni wysiadają. Celnicy biorą się do pracy; wyposażeni w lusterka na długiej rączce sprawdzają, czy za panelami ściennymi i sufitowymi nie ma papierosów, podobnie jak przemytnicy rozkręcają wagony w różnych miejscach.
- Zawsze coś znajdujemy - mówi jeden z celników. - Chowają papierosy wszędzie. Czy dużo znajdują?
- To zależy, co uznać za dużo - odpowiada inny. Obok niego leży na siedzeniu 50-litrowy worek pełen znalezionych papierosów.
Przemytnicy mają nad celnikami zdecydowaną przewagą liczebną, a pociąg nie może stać na stacji bez końca. O 7.13 do wagonu zagląda konduktorka i przypomina celnikom o rozkładzie jazdy. Ci sprawdzają jeszcze kilka miejsc i kończą kontrolę pod okiem pasażerów, którzy przez drzwi z niepokojem śledzą ich każdy ruch.
Gdy tylko pociąg opuszcza stację, jest rozkręcany po raz trzeci tego dnia. Przemytnicy wyciągają to, czego nie znaleźli celnicy, a jest tego bardzo dużo. Najwięcej papierosów pozostało w przegubie wagonu oraz za ścianą, na której metalowa listwa "kopie" z powodu nieszczelności instalacji. Najpierw poraziła celnika, a teraz jednego z przemytników.
Z Kuźnicy do Sokółki jest według rozkładu 15 minut jazdy. Tym razem pociąg jedzie 20 minut, ale i tak jest to bardzo niewiele czasu, więc przemytnicy dwoją się i troją, by jak najszybciej wydobyć ukryte pakiety. Kiedy pociąg dociera na stację, spoceni chwytają torby i niemal wszyscy wysiadają.
Gdy opustoszały pociąg dojeżdża do Białegostoku, nagle w wagonie rozlega się głośny huk. Pasażerowie rozglądają się dokoła. Okazuje się, że właśnie spadł na podłogę panel znad okna, którego przemytnicy nie zdążyli porządnie dokręcić.
Papierosy są w tej chwili najpopularniejszym - obok benzyny - towarem przemycanym z Białorusi na Polskę i Litwę ze względu na dużą różnicę w cenie. W białostockim kiosku paczka papierosów Viceroy kosztuje 11,30 zł, a na Białorusi 7800 rubli białoruskich (2,90 zł). Przemytnicy sprzedają je w Polsce po 7,50 zł. Za 6,50 zł spieniężają paczkę papierosów produkcji białoruskiej.
W Białymstoku papierosy z kontrabandy można kupić na przykład przed dworcem. Napotkana tam Białorusinka mówi PAP Life, że zarabia przeciętnie 15 zł na kartonie, a dziennie sprzedaje ich średnio pięć.
- Ale nie jeżdżę często. Tylko 2-3 razy w tygodniu. Są tacy, co kursują codziennie - mówi.
- Zysk nie jest duży, bo trzeba odliczyć koszty dojazdu - podkreśla. Bilet z Grodna do Kuźnicy kosztuje 20 tys. rubli białoruskich (7,50 zł), a z Kuźnicy do Białegostoku 8,5 zł. Oprócz tego trzeba opłacić ekipę rozkręcającą pociąg, która pobiera procent w postaci papierosów.
Ci, którzy nie korzystają z pomocy profesjonalnych "rozkręcaczy", bardziej ryzykują stratą kontrabandy. W drodze powrotnej emerytka z Grodna, najwyraźniej niedoświadczona w branży przemytniczej, żali się, że tym razem jej wyjazd przyniósł straty.
- Schowałam na sobie 15 paczek i celnicy je znaleźli. Wlepili mi 300 zł kary - powiedziała.
Tę stratę tylko w niewielkim stopniu zrekompensuje jej droga powrotna. Wiele towarów jest na Białorusi dużo droższych niż w Polsce, a legalnie wolno wwieźć bez cła tylko 50 kg, oprócz tego obowiązują limity na poszczególne kategorie produktów. To także stwarza okazję do zarobku.
- Jest w Kuźnicy Białostockiej targowisko nazywane Polem Cudów - opowiada emerytka. - Jeden człowiek dał mi tam do przewiezienia damską garsonkę. Dostanę za nią 4 dolary. Za to - pokazuje małą damską torebkę - dadzą mi dolara. Wzięłam jeszcze kilka innych rzeczy po 2-3 dolary. Będą wiedzieć, jak mnie znaleźć, bo zapisali mój numer paszportu i telefonu.
O tym, że przemyt na białoruskiej granicy kwitnie, można się przekonać, czytając doniesienia prasy, która co jakiś czas informuje o nowym ciekawym przypadku. Ostatnio źródła litewskie podały, że w pociągu towarowym jadącym z Białorusi znaleziono 1,9 mln przemycanych papierosów.
Pod koniec maja na przejściu granicznym z Litwą uwagę celników zwróciła natomiast dziwna budowa ciała dwóch Białorusinów - ojca i syna. Okazało, że pod ubraniem mieli przymocowane do ciała taśmą klejącą 53 pary szortów.
Małgorzata Wyrzykowska