W poszukiwaniu hipstera prawdziwego

Potrafimy ich rozpoznać na ulicy i wskazać palcem, ale nie wiemy, jakie mają poglądy i w co wierzą. Na początku uważani za elitarną subkulturę miejską, szybko stali się obiektem drwin. Kim tak naprawdę są mityczni hipsterzy i czy w ogóle istnieją?

Hipster kulturą ma się nie tylko interesować, ale też ją współtworzyć. Choćby amatorsko
Hipster kulturą ma się nie tylko interesować, ale też ją współtworzyć. Choćby amatorsko© Panthermedia

Nowi bitnicy

Młodzi ludzie zaczęli sięgać po zewnętrzne atrybuty dawnych ruchów - hipisowskiego, New Age, punku, a nawet grunge'u - i tworzyć z nich wizualny kolaż. Jednak w przeciwieństwie do tamtych subkultur za tą nie szła żadna spójna filozofia czy jedna scena muzyczna. Mimo to buntującą się przeciw komercjalizacji młodzież trzeba było jakoś nazwać. I wtedy z szuflady wyciągnięto zakurzone słowo "hipster". Do Polski całe to zjawisko dotarło dekadę później. Ale co tak naprawdę oznacza słowo "hipster", którego definicji nie znajdziemy w żadnym słowniku? I co sądzą o tej grupie ludzie, którzy spełniają wszelkie kryteria, by do niej należeć? - Definicja jest dość płynna. Dla tzw. zwykłego, przeciętnego obywatela Rzeczypospolitej hipsterem może być każdy, kto dogłębniej interesuje się kulturą i modą oraz obraca się w pewnych intelektualnych kręgach towarzyskich danego miasta - stwierdza Jakub Żulczyk, 28-letni pisarz. Mało konkretnie. - Według mnie hipsterzy to zmęczona popkulturą młodzież, która szuka alternatywy. Ale to nic nowego. Zawsze istniały grupy społeczne, które chciały być na przekór, w kontrze. Mam jednak wrażenie, że część robi to na siłę - dodaje Łukasz Rostkowski, czyli 30-letni raper L.U.C. Próbujmy dalej.

- W moim przekonaniu jest to ktoś szczególnie indywidualny, idący pod prąd, pragnący być inny niż wszyscy. I przykładający dużą wagę do tego, jak wygląda, jakimi przedmiotami się otacza - tłumaczy Marieta Żukowska, 29-letnia aktorka. Podsumowując: hipster to człowiek interesujący się kulturą alternatywną, mający w pogardzie wszystko, co masowe, i za nadrzędny cel stawiający sobie oryginalność. A co z filozofią? - To całe zjawisko sprowadza się do kilku odzieżowych atrybutów i chodzenia w określone miejsca. Jest kompletnie beztreściowe. O ile punk wyrastał z biedy i niezadowolenia, o tyle hipsterzy to przedstawiciele pokolenia sytości. Muszą mieć produkty firmy Apple i modny rower ważący tyle co kartka papieru, więc całe ich jestestwo sprowadza się do kupowania - komentuje Jakub Żulczyk.

Bohema z kawiarni

Hipster kulturą ma się nie tylko interesować, ale też ją współtworzyć. Choćby amatorsko. - W tej subkulturze co druga osoba jest fotografem, bo ma w telefonie funkcję polaroid, lub kreatorem mody, bo uszyła płaszcz i tunikę z rolki worka na śmieci. Ale ja nie zgadzam się z Kurtem Vonnegutem, który twierdził, że każde uprawianie sztuki, bez względu na jakość, jest dobre i nas rozwija. Moim zdaniem wiele osób działalności artystycznej nie powinno prowadzić, dla dobra swojego i ludzi wokoło. Oczywiście nie kwestionuję faktu, że wśród modniastej młodzieży miejskiej są ludzie kreatywni, utalentowani i obdarzeni umiejętnością samodzielnego myślenia - mówi Jakub Żulczyk. Na częste bywanie i realizowanie artystycznych ambicji potrzebny jest czas, więc etat nie wchodzi w grę. Zarabiać co prawda trzeba, ale najlepiej być freelancerem, bo wtedy można pracować w kawiarniach. Niechęć do korporacji rozumie Łukasz Rostkowski. - Dla mnie wolność połączona z poszanowaniem drugiego człowieka jest największą wartością. Nie lubię podążać w masie, która o 9 wyrusza do pracy i wraca o 17. Jak kot wolę chodzić własnymi ścieżkami, dokąd i kiedy chcę. Korporacje z ich systemem kontroli mnie przerażają. To mi się kojarzy z totalitaryzmem. Ukułem zresztą nawet termin "korporacjolitaryzm" - stwierdza muzyk.

Podobnego zdania jest Mania Strzelecka, projektantka i założycielka marki Luka Bandita, żona Xawerego Żuławskiego. - Nie byłabym w stanie pracować od do albo u kogoś. Przekonałam się o tym już kiedyś. Gdy wyrzucili mnie z liceum, do którego nie chciałam chodzić, mama wysłała mnie do pracy. Sprzedawałam kredki i flamastry. To trwało trzy miesiące, dłużej nie dałam rady. Ciężko to odchorowałam. Mój organizm odrzuca jakąkolwiek formę podporządkowania - mówi. Mania byłaby idealną hipsterką. Projektuje nietypowe ubrania, ma różowe włosy, kilka tatuaży i iPhone'a w kieszeni. Zwraca na siebie uwagę. A oryginalność to przecież podstawa. Przedstawiciel tego gatunku nigdy nie podąża za modą, on ma ją wyprzedzać i kreować nowe trendy. Tak wygląda teoria. A praktyka? "Od Londynu po Tokio hipsterzy wszędzie ubierają się tak samo. A skoro można ich rozpoznać po wyglądzie, to czy nie przeczy to samej idei hipsterstwa? Oni są symbolem końca indywidualności", twierdzi brytyjski dziennik "The Independent". Jeszcze dalej idzie Douglas Haddow, dziennikarz "The Guardian", który pojawienie się subkultury pozbawionej ideologii określa jako "śmierć cywilizacji Zachodu".

De sade - pierwszy hipster

- Dla mnie subkultura, która się nie buntuje, nie ma sensu. Sama mam punkowe korzenie, należę do anarcholewicy. Teraz już, co prawda, nie uczestniczę aktywnie w żadnych wydarzeniach, bo mam dwójkę dzieci, którymi muszę się zająć, ale kiedyś każdego roku na 11 listopada organizowałam ze znajomymi dzień czynnego oporu przeciw skinheadom. Jeździłam na rowerze z krótkofalówką i namierzałam łysych - opowiada Mania Strzelecka. Dodaje jednak od razu, że w niej hipsterzy nie budzą niechęci, raczej ją ciekawią. Podobnie Julię Pietruchę. Aktorka przyznaje, że kiedyś sama chciała należeć do ich kręgu, bo z zewnątrz wydawał się interesujący i artystowski, ale gdy weszła głębiej w to środowisko, nie znalazła w nim dla siebie niczego ciekawego. - Być może niechęć do hipsterów wynika z faktu, że nie potrafimy ich do końca zdefiniować. Jeśli się czegoś nie rozumie, najłatwiej to wyśmiać. A może to przez elitarność? Nikt nie lubi, kiedy ktoś czuje się od niego lepszy, wywyższa się - zastanawia się. I dodaje: - Podoba mi się to, że hipsterzy walczą o oryginalność i odrębność, ale w dzisiejszych czasach jest to trudne, bo wszystko już było i ciężko jest się popisać czymś odkrywczym.

W obronie hipsterów staje też Marieta Żukowska: - Dla mnie to pozytywne zjawisko. Oni urozmaicają krajobraz. Są kolorowi, a tego właśnie nam potrzeba po szarych czasach PRL-u, gdzie na siłę dążono do uśrednienia wszystkich. Bez nich byłoby nudno. Buntują się przeciw komercji i temu, co ogólnie modne. Podobno pierwszym hipsterem był markiz de Sade, który za swój cel życiowy obrał denerwowanie wszystkich wokoło poprzez bycie skrajnym indywidualistą. Bez takich ludzi nasz świat nie szedłby do przodu. Michał Witkowski, autor "Drwala", pierwszej polskiej powieści, w której pojawia się hipster, przekonuje: - My, dwudziesto- i trzydziestoparoletni ludzie z dużych miast, wszyscy w mniejszym lub większym stopniu jesteśmy hipsterami. Część w tym lansu, a część autentycznej chęci ucieczki przed wyścigiem szczurów. Co na to moi rozmówcy? Nikt się nie zgadza z tym stwierdzeniem. Nie może. W końcu żaden hipster nie przyzna się do tego, że jest hipsterem.

Iga Nyc

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas