Jedzenie w dostawie zawsze gorące, czyli autonomiczny robot w płomieniach

Kiedy zamawiamy jedzenie, zawsze liczymy na to, że dotrze do nas szybko i będzie gorące. Ostatni przypadek pokazuje jednak, że czasem lepiej nie zaklinać rzeczywistości, bo możemy się mocno zdziwić, szczególnie jeśli za dostawę odpowiadają roboty.

A mówiąc już całkiem serio, osobom przebywającym na terenie uniwersyteckiego kampusu w Berkeley w Kalifornii, z pewnością nie było do śmiechu, kiedy w ubiegły weekend doszło tam do spłonięcia autonomicznego robota Kiwi dostarczającego jedzenie.

Na szczęście nie zrobił się z tego żaden wielki pożar i jeden z trzeźwo myślących studentów ugasił maszynę za pomocą gaśnicy jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej, ale nie zmienia to faktu, że doszło do zapalenia się akumulatora, a następnie całego robota, co stwarzało niebezpieczeństwo dla osób znajdujących się w okolicy.

Reklama

Firma odpowiedzialna za dostawy robotami trochę bagatelizuje sprawę, zapewniając, że problem dotyczy zaledwie 0,6% floty autonomicznych robotów i jest bardzo prosty do wyeliminowania (co zresztą już uczyniono), bo chodzi o niewymieniony na czas akumulator, ale trudno się temu dziwić, bo przecież trzeba dbać o to, by społeczny wizerunek sztucznej inteligencji był jak najlepszy.

Warto też zaznaczyć, że chociaż w Stanach Zjednoczonych to wciąż nowość, a w naszym przypadku dopiero przyszłość, to są miejsca takie jak Chiny, gdzie podobne roboty obecne są na rynku od lat. Dla przykładu dostawcze roboty od Zhen Robotic obsługują dziennie aż 100 milionów klientów, więc wygląda na to, że faktycznie mogą być przyszłością wielu branż, choćby restauracyjnej czy e-commerce.

Źródło: GeekWeek.pl/techcrunch

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy