Prezydenci rozmawiali z autentycznym obrazem Kliczki. To nie był DeepFake
Kilka dni temu, prezydenci Berlina, Wiednia, Madrytu i Warszawy rozmawiali z merem Kijowa, byłym bokserem, Witalijem Kliczko. Później pojawiła się wiadomość, że był to świetnie przygotowany DeepFake. Teraz wiemy już, że nagranie było jak najbardziej autentyczne, ale powstało wcześniej.
Rafał Trzaskowi kontra prawdziwy obraz Witalija Kliczko
Witalij Kliczko miał zadzwonić do prezydentów: Wiednia, Budapesztu, Madrytu, Berlina i Warszawy. Wszyscy przeprowadzili rozmowę z merem Kijowa. Okazuje się, że również wszyscy nabrali się na fałszywego Kliczkę, ale nie był to mistrzowsko przygotowany DeepFake, czyli napędzany przed sztuczną inteligencję i niezwykle realistyczny materiał filmowy z podmienioną twarzą. Wszyscy prezydenci wyczuli w rozmowie, że może to być manipulacja i poinformowali organy ścigania.
Sprawą zajął się niemiecki dziennikarz, Daniel Laufer. Przeanalizował on źródłowe klatki filmu z rozmowy z Berlina i szybko doszedł do wniosku, że nie mamy tutaj do czynienia z technologią DeepFake. Wcześniej media informowały, że wykorzystano właśnie ten ostatnimi czasy bardzo popularny system. Laufer porównał klatki filmu z rozmowami z innych miast i stało się jasne, że wszędzie wykorzystano jedno i to samo nagranie.
Nagranie z merem Kijowa powstało w kwietniu
Co najciekawsze, nagranie wideo z Kliczką, a w zasadzie klatki z niego wyjęte i świetnie dopasowane, są jak najbardziej autentyczne, tyle, że cały oryginalny materiał powstał w kwietniu bieżącego roku, a nie był filmem realizowanym na żywo.
Rosyjskie trolle puszczały poszczególne sekwencje w momencie odpowiedzi na pytania stawiane w rozmowie przez prezydentów. Jako że Kliczko mówił do nich po Ukraińsku, a słowa były tłumaczone, to wszyscy nie mieli pojęcia, że jego słowa w większości przypadków nie pasują do kontekstu, ale mogły to być przecież problemy w szybkim tłumaczeniu.
Nagranie z Witalijem Kliczką to nie był DeepFake
Zatem obraz Kliczki z wideokonferencji jak najbardziej był prawdziwy, ale nie powstał w trakcie tych rozmów i nie był technologią DeepFake. Prawdopodobnie rosyjskie trolle posłużyły się kwietniowym nagraniem mera Kijowa, by wprowadzić w błąd prezydentów europejskich miast i spróbować wywołać chaos.
Niestety, wciąż nie jest jasne, w jaki sposób przestępcom udało się nawiązać kontakt z biurami prezydentów tylu miast i doprowadzić do realizacji konferencji. Eksperci od cyberbezpieczeństwa uważają, że rosyjscy hakerzy mogli włamać się do sieci ukraińskiego rządu i wejść w posiadanie maili z poufnymi danymi prezydentów. Na razie nie ma na to jednak żadnego potwierdzenia.