Skullcandy Indy Fuel – test
Sprawdzamy najnowsze w pełni bezprzewodowe słuchawki marki Skullcandy – model Indy Fuel. Jak wypadły one na tle innych słuchawek tego typu na rynku?
Nie ma na rynku modniejszego gadżetu audio niż bezprzewodowe słuchawki True Wireless, nazywane przez niektórych earbudsami. Moda spotęgowana przez Apple sprawiła, że każda ceniona firma z segmentu kojarzonego z dźwiękiem chce mieć swój odpowiednik Air Podsów. Dzisiaj jednak, biorąc pod uwagę liczbę nowości na rynku, nie wystarczy wyprodukować słuchawek - trzeba się odróżnić od innych. Z takiego założeniu wyszła amerykańska marka Skullcandy. Jej seria nowych słuchawek składa się z czterech modeli (więcej informacji). My przetestowaliśmy model o nazwie Indy Fuel.
Wygląd i wykonanie
W opakowaniu Indy Fuel znajdziemy dwie słuchawki, etui pełniące rolę ładowarki, kabel USB-C i trzy pary zapasowych nakładek silikonowych oraz dwie pary zapasowych, silikonowych zaczepów dousznych. Etui rozmiarami przypomina model, do którego wkłada się AirPodsy Pro. Wykonano je bardzo solidnie, nie można mu nic zarzucić pod kątem designu. Z przodu znajdziemy logo Skullcandy i cztery diody LED symbolizujące poziom naładowania. Na dole umieszczono port USB-C, a z drugiej strony - moduł do ładowania bezprzewodowego. Euti zostało na tyle dobrze zabezpieczone, że w razie upadku z wysokości, słuchawki z niego nie wylecą.
Co można napisać o samych słuchawkach? Najprościej byłoby je porównać - po raz kolejny - do AirPodsów Pro, ale to byłoby spore uproszczenie. Skullcandy - na tyle, na ile było to możliwe - nadało im swój własny styl. Charakterystyczne logo rzuca się od razu w oczy, a same słuchawki wykonano z dobrej jakości materiału. Po dobraniu nakładki, powinniśmy móc dopasować słuchawki na tyle, aby czuć się w nich komfortowo, jednocześnie nie ryzykując sytuacji, w której Indy Fuel wypadłyby z ucha. Dodatkowo słuchawki mają certyfikat IP55 (są odporne na pot, wodę, a nawet kurz). Na rynku znajdziemy wersje w kolorach (nazwy producenta): True Black i Chill Grey.
Aplikacja i kwestie techniczne
Po przeprowadzeniu bezproblemowego parowania (słuchawki testowaliśmy ze smartfonem LG G8s), możemy pobrać aplikację Skullcandy (wersja dla Androida lub iOS). Szybko jednak okazało się, że nie wszystkie oferowane przez nią opcje (za wyjątkiem aktualizacji firmware) są dostępne z poziomu samego urządzenia. Aplikacja - podobnie jak słuchawki - ma tylko trzy tryby: muzyka, film i podcast. Nie znaleźliśmy możliwości większego wpływu na ustawienia EQ. Z drugiej strony, niektórzy chcą korzystać tylko z gotowych ustawień. Dodatkowy tryb to Ambient (przyda się, jeśli chcemy słyszeć, np. mówiącą do nas osobę bez wyciągania słuchawki). Nie zabrakło wsparcia dla Asystenta Głosowego.
Słuchawki korzystają z Bluetooth 5.0, średnica membrany wynosi 6 mm. Pasmo przenoszenia słuchawek to 20 ~ 20000 Hz, Impedancja słuchawek wynosi 32 Om, a ich czułość to 105 dB. Sprzęt obsługuje dźwięk w stereo 2.0. Nie ma wsparcia dla ANC. Zasięg Bluetooth sprawdza się doskonale - słuchawki działają nawet wtedy, kiedy telefon leży z drugiej strony mieszkania.
Sterowanie i jakość dźwięku
Do samego sterowania słuchawkami trzeba się przyzwyczaić - większość operacji została oparta na określonej liczbie "dotknięć" słuchawki. Na przykład, jedno "tapnięcie" to zwiększenie poziomu głośności, a dopiero dwa "dotknięcia" zatrzymują słuchany otwór. Każda ze słuchawek działa samodzielnie, zatem możemy korzystać z lewej lub prawej - cokolwiek nam pasuje. Nie jest to powszechne rozwiązanie - często wyłącznie prawa słuchawka ma taką funkcję, a lewa pozostaje dezaktywowana bez tej "głównej".
Co z jakością dźwięku? Zacznijmy od muzyki - po przesłuchaniu kawałka "Physical" w wykonaniu Dua Lipy, tematu głównego z "The Last of Us 2", kilku standardów jazzowych i houseowego setu DJ-skiego, możemy stwierdzić, że Indy Fuel sprawdzają się poprawnie podczas słuchania muzyki - podobnie jak inne słuchawki w tym segmencie cenowym. Nie ma mowy o poziomie oferowanym przez topowe (i droższe) słuchawki Sony i Sennheisera, ale nie ma się też czego wstydzić.
W przypadku podcastów i filmów - trudno mieć znaczące zastrzeżenia. W obu przypadkach słuchawki poradziły sobie dobrze. Szczególnie zadowoleni będą słuchacze podcastów - przynajmniej naszym zdaniem. Nakładki douszne izolują nas od świata zewnętrznego na wystarczającym poziomie, jednocześnie zostawiając odrobinę "luzu" - na tyle, aby nie odciąć się od reszty uniwersum w 100 procentach (przy odpowiedniej głośności) - osoby uprawiające sport na zewnątrz zapewne skorzystają na tym fakcie, unikając niebezpieczeństw na ulicy.
Koniecznie trzeba wspomnieć o aplikacji Tile.Tracker. Skullcandy skorzystało z pomocy Tile, dzięki czemu - po połączeniu słuchawek z apką - w przypadku ich zgubienia, możemy uruchomić procedurę ratunkową, dzięki której słuchawka zacznie odtwarzacz wysokotonowy dźwięk na najwyższym poziomie głośności. Ktokolwiek korzysta z słuchawek tego typu wie, że lubią się zapodziać. To rozwiązanie może okazać się pomocne w ich zlokalizowaniu.
Czas pracy na baterii
Producent mówi o pracy słuchawek bez ładowania na poziomie około sześciu godzin. Testy wykazały, że możemy mówić średnio o ponad pięciu godzinach, co jest wystarczającym wynikiem. W pełni naładowanie etui gwarantuje cztery cykle ładowania (a do tego mamy jeszcze naładowane słuchawki) - czyli w sumie pomiędzy 25 a 30 godzin działania w trasie.
Około 10 minut ładowania słuchawek, da nam około 90 do 110 minut pracy słuchawek. Pełny cykl naładowania zajmuje około godziny. Natomiast pełny cykl naładowania etui to około dwóch godzin. Generalnie, baterię i jej czas pracy należy ocenić jako dobrą.
Podsumowanie
Cena: 569 zł
- jakość wykonania
- IP55 i ładowanie bezprzewodowe etui
- dobre do podcastów
- każda ze słuchawek działa samodzielnie
- apka Tile
- trzeba przyzwyczaić się do obsługi
- mało opcji w EQ