Większość antywirusów na Androida jest całkowicie nieskuteczna!
Podczas ostatnich testów, w ramach których wnikliwie sprawdzono 250 różnych aplikacji, okazało się, że w większości przypadków możemy w ogóle nie używać podobnych programów, bo i tak nie działają.
Eksperyment przeprowadziło AV-Comparatives, czyli branżowa grupa badawcza, która ocenia programy antywirusowe pod względem ich skuteczności. W ramach swoich ostatnich działań sprawdzili 250 różnych aplikacji na Androida ze sklepu Google Play, a wyniki wzbudziły ich ogromne zaskoczenie. Każdy z programów był testowany z użyciem 2 tysięcy najczęstszych androidowych zagrożeń, a następnie zanotowano, które udało się zablokować, a które pozostały niewykryte.
Testy były oczywiście przeprowadzane automatycznie, ale z wykorzystaniem rzeczywistych smartfonów, a nie emulatorów, więc mamy gwarancję ich autentyczności. Co więcej, całość jest zaprojektowana w taki sposób, że większość klasycznych aplikacji antywirusowych wykrywa 100% zagrożeń… tymczasem w przypadku Androida jedynie 50 aplikacji zanotowało wynik ponad 90%.
Poza tym, okazało się, że nie wszystkie w ogóle skanują urządzenie w poszukiwaniu zagrożeń, a jedynie oznaczają wszystkie dostępne na nim aplikacje, których nie uwzględniono na specjalnej liście wyjątków. Co ciekawe, niektóre jako podejrzane wskazywały nawet same siebie, bo deweloperzy zapomnieli najwyraźniej dodać się do wyjątków, a inne były tylko klonami sprawdzonych rozwiązań, za które na dodatek trzeba było zapłacić.
A jeśli dołożymy do tego fakt, że twórcy masowo kupują komentarze i rankingi, to użytkownicy mają prawo czuć się w tym wszystkim mocno zagubieni. Jak zatem mieć pewność, że korzystamy z odpowiedniej aplikacji? Okazuje się, że lepiej nie sugerować się też częstotliwością update’ów i ilością pobrań, a raczej renomą marki, bo wśród najlepiej wypadających programów były te od Avast, AVG, Avira, Bitdefender, BullGuard, Emsisoft, ESET, F-Secure, Kaspersky Lab, McAfee, Sophos, STOPzilla, Symantec, Tencent, Trend Micro, VIPRE, Lookout, Malwarebytes, CheckPoint, Webroot czy Zemana.
Źródło: GeekWeek.pl/techspot