Skin-On: Etui na telefon z "ludzkiej" skóry. Da się głaskać i szczypać
Świat smartfonów i gadżetów z nimi związanych nie przestaje zaskakiwać, ale tym razem twórcy tych drugich przeszli już sami siebie. Poznajcie Skin-On, czyli "żywą" skórę, którą można oblec swój telefon.
Zapewne już zdążyliście pomyśleć, że to coś obrzydliwego. Autorzy tego z pozoru odrażającego pomysłu są tego świadomi i przekonują, że "w tym szaleństwie jest metoda".
"Pomysł może wydawać się dziwny, ale z drugiej strony skóra jest naturalnym i dobrze znanym nam interfejsem. Dlaczego więc nie wykorzystać jej do obsługiwania urządzeń, z których korzystamy każdego dnia?" - mówi doktor Anne Roudaut z University of Bristol, jedna z kierowniczek badania nad rewolucyjną powłoką, cytowana przez Science Daily.
Samo etui nie tylko przypomina ludzką skórę w dotyku. Jego budowa pozwala na rozpoznawanie takich gestów jak chwyt, uszczypnięcie, czy też głaskanie. Połączonym siłom naukowców z Wielkiej Brytanii i Francji udało się nawet opracować aplikację pozwalającą na komunikowanie się z innymi przy pomocy rzeczonych interakcji. Dla przykładu: mocne ściśnięcie etui wyśle do adresata gniewną emotikonę, ale połaskotanie telefonu będzie niosło za sobą zupełnie inny przekaz.
Autorzy projektu przekonują, że gdyby ich etui trafiło do masowej produkcji, to koszt pojedynczego egzemplarza nie przekroczyłby siedmiu dolarów (ok. 27 złotych). To zasługa powszechnie dostępnych materiałów, z których go wykonano. Pokrowiec składa się z kilku warstw silikonu, wśród których zatopiono przewodnik w postaci elastycznego drutu miedzianego - to właśnie on umożliwia wspomniane wcześniej interakcje.
"Nasza praca jest dowodem na to, że drogi ludzi i maszyn się krzyżują. Inni próbują poprawić ludzkie ciało przy pomocy mechanicznych części, my robimy coś odwrotnego - chcemy sprawić, aby codzienne korzystanie z urządzeń elektronicznych było bardziej ludzkie" - dodaje Roudaut.
Badacze nie ukrywają, że ich wynalazek może znaleźć zastosowanie nie tylko w smartfonach. Na razie pozostaje on jednak wyłącznie naukową ciekawostką. Pytanie brzmi: na jak długo?