Granica, czyli kryzys w stereo [felieton]
Sytuacja na granicy jak mało co sprzyja myśleniu w kategoriach czarne-białe. Z tego powodu słowo "stereotyp" jest dzisiaj odmieniane przez wszystkie przypadki. Problem w tym, że myślenie stereotypowe jest nie tylko łatwe. Przez tysiąclecia było na swój sposób uzasadnione i opłacalne.
Nie ma to oczywiście żadnego punktu styku z twardą logiką. Przykład? Uderzmy z grubej rury. Skoro mowa o stereotypach, wyobraź sobie, Czytelniku, nieszczególnie atrakcyjną kobietę, przyciężka, krępa budowa ciała, może nawet trochę męska, pod nosem cienisty meszek, na umięśnionym ramieniu ciasno opięty t-shirt moro, krzykliwe ogrodniczki, gęsto supłane martensy, krótkie włosy we wszystkich kolorach tęczy, bok głowy wygolony na zero, kolczyk w nosie i wardze, a na pokaźnym jabłku Adama wytatuowana pacyfka. Widzisz ją?
Odpowiedz teraz na pytanie: czy bardziej prawdopodobne jest, że a) ta osoba jest pracownicą banku czy może b) jest pracownicą banku, a jednocześnie feministką i lesbijką? Jeśli wybrałeś opcję "b" znajdujesz się wśród przeważającej większości a jednocześnie popełniasz zasadniczy błąd: nie myślisz statystycznie. A teraz pomyśl logicznie: czy łatwiej jest w totolotka trafić w jeden numer, czy od razu w trzy? Otóż to. A jednak pracownica banku, feministka i lesbijka - wydają się dużo bardziej "logiczne i prawdopodobne". To tylko złudzenie.
Nie jest to logika, a prawie-logika, a jeszcze lepiej - pralogika i produkuje ją nasz prehistoryczny umysł. Myślenie stereotypami jest biegunowo odległe od myślenia statystycznego. Jest łatwe i szybkie. A co najważniejsze - przychodzi nam bezproblemowo i naturalnie. Psychologia ewolucyjna tłumaczy, że nasze myślowe szlaki maja swoje korzenie w twardych mechanizmach doboru naturalnego: jeśli wykazujemy pewne tendencje, bardzo prawdopodobne, że nasi przodkowie, którzy myśleli w taki, a nie inny sposób, osiągali większy sukces. Przetrwali i rozmnożyli się lepiej niż inni. Ergo, ci, którzy myślą stereotypowo są lepiej dostosowani i lepiej zaprogramowani na przetrwanie. Dlaczego tak? Dlaczego natura nie preferuje osobników bardziej tolerancyjnych, a woli takich, nie przymierzając, ksenofobów?
W naszym naturalnym środowisku, czy jakby to powiedzieli zoolodzy "habitacie", na afrykańskiej sawannie, wiele decyzji musiało być szybko podejmowanych. Matka natura nie lubi zbytniego główkowania, bo może to kosztować życie. Dobra, o które zwykle rozgrywa się walka, w świecie przyrody są z reguły deficytowe, a to oznacza, że nie ma miejsca na sentymenty. Psychika, która potrafi dokonać szybkich kategoryzacji: swój-obcy, dobry-zły, przyjazny-wrogi, normalny-nienormalny, przydatny-zbędny - staje się po prostu jedynym sensownym rozwiązaniem. Analizujemy spotkanych ludzi i staramy się szybko wyciągać wnioski odnośnie naszego bezpieczeństwa, tylko tyle i aż tyle. Ale oczywiście nie dotyczy to wyłącznie imigrantów na granicy. Tych akurat całkiem łatwo zidentyfikować i zogniskować na nich różne ksenofobie. Ale czasem wystarczy dużo mniej.
Schematyczne myślenie potrafi wystartować w pół sekundy w sklepie, w pracy, czy w domu, i tak samo zredefiniować obraz przypadkowej ofiary. W pewnym eksperymencie dwóm grupom studentów (a jest to najpowszechniej dostępne eksperymentalne mięso armatnie) przedstawiono tego samego nauczyciela. Pokazano zdjęcie i zakomunikowano, że to normalny, fajny gość, całkiem przyjazny. Zna się na rzeczy. W drugiej uprzedzono, że facet ma wybuchowy temperament i lepiej go nie podkurzać.
W jednej i drugiej mężczyzna z fotografii przeprowadził zajęcia w sposób identyczny, i o ile w pierwszej został później oceniony pozytywnie, w drugiej zewaluowano go jako potencjalnego świra, który za maską uśmiechu skrywał wzbierającą w nim furię. Studentom wiele kawałków układanki do siebie pasowało i nie pytajcie mnie, jak tego dokonali. Bogu ducha winny koleś wpadł do szufladki i już tam na cały semestr pozostał. Nie inaczej jest z kibicami dwóch drużyn oglądającymi ten sam mecz. Wielu może przysiąc na grób babci, że to druga drużyna więcej fauluje. I będzie w to wierzyć. Mało, będzie to nawet widzieć. I znów wszystko do siebie przypasuje.
W materiałach, które nadciągają do nas z granicy z Białorusią też wszystko ma do siebie pasować. Nie wnikajmy w politykę, ale o wiele łatwiej jest nam skategoryzować młode, jurne islamskie byczki, aniżeli dzieci wystawiające ręce po jedzenie i słodycze. Łatwiej słuchać o materiałach zoofilskich na skonfiskowanych smartfonach, niż o wypychanych z powrotem do lasu zziębniętych półsierotach. Szybciej odnotujemy, że ktoś wymienia czułe SMS-ki z Państwem Islamskim, aniżeli że parę osób zmarło.
To się nazywa dysonans poznawczy: gdy kawał rzeczywistości nie pasuje do oczekiwań, swoje decyzje trzeba sobie wytłumaczyć. Słuchamy tego, co bardziej pasuje i znów wszystko się zgadza: po prostu na granicy mamy stado morderców. Różnej płci i wieku, ale morderców. Już za chwilę morderców twojej rodziny.
Dziś, w epoce trwającej dzień i noc konsumpcji, niedobór zasobów teoretycznie i praktycznie nam nie grozi, ale mechanizmy odpowiedzialne za walkę o zasoby pozostały niezmienione. Skłonność, by "przejrzeć" człowieka i ułożyć go w odpowiedniej szufladce na półeczce jest ogromna, a może i większa niż wcześniej, z prostego powodu: wciąż przybywa informacji. Porządkowanie tego chaosu przypomina sprzątanie stajni Augiasza. Po prostu nie ma czasu na myślenie a problemów nie ubywa.
Tytułem puenty. W pobliżu galerii, w której na ogół robię zakupy, mieszka kilka cygańskich rodzin. Często ich widuję, zwłaszcza mężczyzn. Jedwabne koszule, ciężka biżuteria. W ulubionej kawiarni zwykle oblegają dwa stoliki. Sami kawosze osiągają imponujące rozmiary, a krzesła trzeszczą od opasłych brzuchów. Rzucają się w oczy i w uszy - słychać ich od bez mała stu metrów. Gestykulują, dyskutują a właściwie przekrzykują się. Wielka, konsumująca kawę dyskoteka bez DJ-a. Wyjaśnienie? Bo to Cyganie.
Wielu to razi, bo tutaj w Polsce w przestrzeni publicznej funkcjonujemy inaczej. Oczywiście nie dotyczy: szalikowców i kiboli, narodowców i lewaków, dresiarzy, moherowych szwadronów, obrońców krzyża, przeciwników krzyża, protestujących górników, rolników, taksówkarzy, Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, Marszu Równości i Marszu Niepodległości. I oczywiście Cyganów.
Tyle tylko, że w przeciwieństwie do pozostałych Cyganie nigdy jeszcze na mnie nie nakrzyczeli.
Oni po prostu głośno sobie gadają.