82-letnia zakonnica włamała się do składu uranu

To nie jest wcale żart - 82-letnia zakonnica, 57-letni malarz pokojowy i 63-letni ogrodnik włamali się ostatnio do jednego z najpilniej strzeżonych (w teorii) miejsc na świecie - Y-12 National Security Complex - gdzie przechowywane jest 300-400 ton wzbogaconego uranu (czyli takiego, z którego można bezpośrednio stworzyć bomby atomowe).

To nie jest wcale żart - 82-letnia zakonnica, 57-letni malarz pokojowy i 63-letni ogrodnik włamali się ostatnio do jednego z najpilniej strzeżonych (w teorii) miejsc na świecie - Y-12 National Security Complex - gdzie przechowywane jest 300-400 ton wzbogaconego uranu (czyli takiego, z którego można bezpośrednio stworzyć bomby atomowe).

To nie jest wcale żart - 82-letnia zakonnica, 57-letni malarz pokojowy i 63-letni ogrodnik włamali się ostatnio do jednego z najpilniej strzeżonych (w teorii) miejsc na świecie - Y-12 National Security Complex - gdzie przechowywane jest 300-400 ton wzbogaconego uranu (czyli takiego, z którego można bezpośrednio stworzyć bomby atomowe).

Trójka aktywistów - Megan Rice, Greg Boertje-Obed oraz Michael Walli - wiedzieli, że ryzykują życiem. Strażnicy w Y-12 mają rozkaz użycia wszystkich środków przeciw intruzom - czyt. mają najpierw strzelać, a potem zadawać pytania. Jednak tak naprawdę nie wierzyli oni, że uda im się przejść przez pierwsze zasieki czyli nowoczesny system PIDAS (perimeter intrusion detection and assessment system) - który ma wykrywać intruzów po samym wejściu na teren obiektu.

Reklama

Okazało się, że żadna z trzech siatek, przez które nasi bohaterowie musieli się przebić nie była pod napięciem i z użyciem przecinaka do drutu staruszkowie przebili się przez 3 warstwy. Dopiero około 4:30 nad ranem strażnicy zwrócili na aktywistów uwagę, po tym jak ci zaczęli uderzać młotkami w ściany magazynu, pisać na nich wersety z Biblii oraz wywieszać transparenty.

W tym momencie znajdowali się oni zaledwie 6 metrów od niewyobrażalnych ilości wzbogaconego uranu.

Okazało się, że wiele z systemów, które miały zapewniać bezpieczeństwo było po prostu wyłączone. Kamery, które miały monitorować siatkę, przez którą aktywiści dostali się do środka, były wyłączone od pół roku, a mimo tego podczas ostatniego audytu urząd NNSA (National Nuclear Security Administration) stwierdził, że zabezpieczenia ośrodka Y-12 są doskonałe.

Jednak w biurokratycznym procesie nie udało się na razie ustalić winy żadnej z firm ochroniarskich, ani też wyższych urzędników. Jedynym, który pożegnał się z pracą jest... ochroniarz, który jako jedyny wykonał swoje zadanie - Kirk Garland. To właśnie on zjawił się na miejscu aby aktywistów zatrzymać, a to nie on odpowiada za wyłączenie systemów bezpieczeństwa, które zawiodły.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy