ACTA - wszystko co powinniśmy o niej wiedzieć

Ambasador Polski w Tokio Jadwiga Rodowicz-Czechowska podpisała dziś międzynarodową umowę Anti-Counterfeiting Trade Agreement czyli po prostu ACTA. W sieci narosło na jej temat wiele mitów i przekłamań. Dlatego w jednym miejscu postanowiliśmy zebrać wszystko, co o ACTA musicie wiedzieć. Jeszcze nie wszystko stracone.

Ambasador Polski w Tokio Jadwiga Rodowicz-Czechowska podpisała dziś międzynarodową umowę Anti-Counterfeiting Trade Agreement czyli po prostu ACTA. W sieci narosło na jej temat wiele mitów i przekłamań. Dlatego w jednym miejscu postanowiliśmy zebrać wszystko, co o ACTA musicie wiedzieć. Jeszcze nie wszystko stracone.

Ambasador Polski w Tokio Jadwiga Rodowicz-Czechowska podpisała dziś międzynarodową umowę Anti-Counterfeiting Trade Agreement czyli po prostu ACTA. W sieci narosło na jej temat wiele mitów i przekłamań. Dlatego w jednym miejscu postanowiliśmy zebrać wszystko, co o ACTA musicie wiedzieć. Jeszcze nie wszystko stracone.

Po pierwsze w sprawie półprawd, niedomówień i kłamstw rządzących - ACTA jako umowa międzynarodowa przyjmowana przez nasz kraj z ratyfikacją przez parlament uzyska w naszym porządku prawnym status wyższy niż ustawa. Oznacza to, że w przypadku kolizji przepisów wynikających z naszych ustaw z postanowieniami ACTA - to właśnie te drugie przyjdzie naszym władzom stosować (art. 91 ust. 2 Konstytucji RP). Dlatego za bardzo wygodną półprawdę (a jak wiadomo - pół prawdy to całe kłamstwo) należy uznać deklaracje ministra administracji i cyfryzacji w rządzie Donalda Tuska Michała Boniego. Twierdził on dwa dni temu, że "Umowa ACTA w niczym nie zmieni polskiego prawa". Tak więc ustaw faktycznie może nie trzeba będzie zmieniać, bo przepisy ACTA będą od nich ważniejsze z automatu. Dalsze stwierdzenie, że "wszystkie kraje europejskie to podpisały" jest już kłamstwem nie próbującym nawet udawać prawdy. W tamtym momencie po prostu żaden z europejskich krajów takiego podpisu pod ACTA nie nie złożył. Jeszcze do tej pory, a więc po podpisaniu przez nasz kraj umowy Cypr, Słowacja, Holandia, Estonia oraz Niemcy umowy tej nie podpisały. Minister Boni twierdził także, że czas do ratyfikacji będzie odpowiednim momentem do prowadzenia konsultacji społecznych. Czyli standardowe myślenie nad Wisłą - najpierw podpiszemy, a potem pomyślimy - czyli jakoś to będzie. Teraz jeszcze jest możliwe, że uda nam się przed ACTA umknąć - lecz nie zależy to już od nas - nasi politycy oddali decyzję w tej sprawie Parlamentowi Europejskiemu, który jako ostatni może odmówić przyjęcia tej umowy. Trochę ministra Boniego w tym przypadku może być szkoda, bo wyraźnie w całej sprawie robi on za za "parasol", który ma przyjmować całą krytykę za premiera Donalda Tuska, który z kolei od kilku dni zaszył się gdzieś - byleby tylko ktoś go przypadkiem z ACTA nie powiązał.

Reklama

Również minister kultury Bogdan Zdrojewski w przypadku ACTA postanowił się wykazać. Przeciwnicy tej umowy zarzucali jej od początku brak jakichkolwiek konsultacji z organizacjami społecznymi. W wywiadzie udzielonym mediom powiedział on, że "dokument w sprawie ACTA wysłany został do konsultacji w połowie ubiegłego roku. Odpowiedzi były nieliczne". Prawda jest taka, że został on wysłany - owszem - ale trafił on m.in. do Business Software Alliance, Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, ZPAV, ZAiKS, etc. Nie znajdziemy tam oczywiście żadnej z organizacji dbających o transparentność i prawa obywateli - są tam sami przedstawiciele przemysłu, a więc bezpośredni beneficjenci wprowadzenia ACTA.

Negatywnie na temat przyjęcia przez Polskę umowy wypowiadały się m.in. , , a także , a także . Zamiast podpisywania organizacje te zaleciły, aby rząd polski zasięgnął opinii Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej na temat zgodności umowy z prawem UE, zamówił analizę skutków społecznych i gospodarczych wprowadzenia ACTA, oraz podjął próbę prawdziwych konsultacji społecznych. Oczywiście, co już teraz wiemy, prośby te zostały przez miłościwie nam panujących kompletnie zignorowane.

Nie należy też zapominać o zdaniu zwierzchniej władzy w Polsce - Narodzie:

Czym nam naprawdę grozi wprowadzenie ACTA?

Wokół tego czym nam grozi wprowadzenie ACTA narosło w sieci wiele mitów w tym na przykład to, że rząd nam zamknie Facebooka, Youtube, reszta stron nie będzie wyglądała tak jak do tej pory, a dostawcy internetu będą nas z urzędu szpiegować i donosić na policję. Co tak naprawdę wprowadzenie ACTA może oznaczać:

- przede wszystkim zarzuca się ogólność postanowień umowy, które sformułowane zostały w sposób bardzo nieprecyzyjny i ogólnikowy. Jako przykład można tu podać art. 23 ust. 1 ACTA, który wprowadza pojęcie piractwa prawa autorskich jednocześnie zobowiązując państwa do kryminalizacji umyślnej postaci takiego czynu. Twórcy umowy zapomnieli (czy na pewno?) jednak o wprowadzeniu definicji legalnej takiego pojęcia. Ze względu na słabe definicje i niedopowiedzenia w umowie, uznać będzie można za naruszenie praw autorskich na przykład wrzucenie na swoją ścianę na Facebooku linka do teledysku chronionego prawami autorskimi na YouTube. Otwartość ACTA daje z drugiej strony naszym władzom pewną dowolność w kwestii tworzenia przepisów wykonawczych, a niektóre zapisy kontrowersyjnej umowy jako fakultatywne mogą zostać pominięte,

- tak samo art. 27 umowy wskazuje, że przestępstwa wymienione w ACTA mają być ścigane z urzędu w "stosownych wypadkach". Wypadki takie oczywiście też nie zostały zdefiniowane (dodatkowo polska ustawa autorska większość przestępstw wymienia jako ścigane z oskarżenia prywatnego),

- art. 12 ACTA wprowadza środki tymczasowe, które na wniosek posiadacza praw autorskich, bez wysłuchania drugiej strony(!) mogą zostać zastosowane przez sąd "w celu uniemożliwienia naruszenia jakiegokolwiek prawa własności intelektualnej". Do środków tych wliczają się m.in. "możliwość konfiskaty lub innego rodzaju przejęcia kontroli nad podejrzanymi towarami oraz nad materiałami i narzędziami związanymi z naruszeniem". Co bardzo istotne - do zastosowania tych środków nie jest potrzebne skazanie, czy nawet uprawdopodobnienie popełnienia czynu zabronionego. Wystarczy jedynie podejrzenie rzucone przez posiadacza praw autorskich. Naruszałoby to kilka podstawowych zasad wynikających zarówno z konstytucji, jak też z polskiej ustawy karnej,

- określenie posiadacza praw autorskich, które rozciąga się na "zrzeszenia i stowarzyszenia, które na mocy przepisów są uprawnione do dochodzenia praw własności intelektualnej". Oznacza to większe uprawnienia takich organizacji jak ZAiKS, RIAA, MPIA,

- art. 27 wprowadza nałożenie dodatkowych obowiązków informacyjnych, zwłaszcza na operatorów telekomunikacyjnych oraz dostawców usług internetowych (GIODO wyraził przy tym nadzieję, że nie będą one traktowane jako ważniejsze od wynikającej z naszego krajowego prawa tajemnicy telekomunikacyjnej). Jest to o tyle groźne, że teraz operator może ujawnić takie informacje tylko sądowi lub prokuraturze, jeśli wobec nas wszczęto uprzednio postępowanie. Na podstawie ACTA nasz dostawca internetu może zostać zmuszony do udostępnienia naszych danych samemu posiadaczowi praw autorskich i tylko na podstawie wniosku złożonego przez odpowiedni organ (niekoniecznie sąd lub prokuraturę - może być to na przykład policja),

- art. 11 umowy wprowadza nową instytucję stojącą w sprzeczności z jedną z podstawowych zasad postępowania karnego - accusare nemo se debet (nikt nie musi oskarżać samego siebie). Sąd mógłby na podstawie tego artykułu zmusić oskarżonego do ujawnienia tak naprawdę wszelkich możliwych informacji o popełnionym czynie,

- .

26.01.2012 r. - tym samym umowa ta nie wejdzie do amerykańskiego prawa krajowego. Jednocześnie będąc sygnatariuszem umowy kraj ten będzie miał dostęp do danych obywateli Polski i innych krajów, które akt ten ratyfikowały. Czyli w skrócie międzynarodowa hipokryzja w wydaniu USA pozwalająca amerykańskim firmom ścigać internautów z całego świata, a chroniąca własnych obywateli przed ściganiem przez firmy z innych państw. Dodatkowo z wiadomości ujawnionych przez portal WikiLeaks wiadomo, że USA w pierwszej fazie negocjacji naciskało, żeby pominąć przy podpisywaniu umowy organy międzynarodowe - i żeby umowę zawrzeć bezpośrednio między państwami. Gdyby tak się stało, sprawa byłaby dziś już przesądzona - a organy europejskie nie miałyby możliwości wypowiedzenia.

27.01.2012 r. pojawiło się kilka nowych informacji. Po pierwsze . Zapowiedział on, że rząd przed ratyfikacją zamierza dogłębnie przeanalizować tekst umowy, tak żeby ACTA nie wymusiło nawet najmniejszej zmiany w naszym prawie, która miałaby zagrażać wolności w sieci.

. ACTA nie musi zostać wprowadzony do naszego krajowego porządku prawnego jako przepis fakultatywny.

, i co ważne dodał, że nie powinno to być karalne. Jednocześnie nie wykluczył możliwości wzięcia udziału w dzisiejszej warszawskiej demonstracji przeciw ACTA. Dodał także, że trzeba ten proceder ścigać jeśli odbywa się on na skalę komercyjną - ktoś na tym zarabia.

Sprawę z ACTA jako możliwość autopromocji wykorzystał też Ruch Palikota. Posłowie tego ugrupowania podczas obrad sejmu założyli dziś maski Guya Fawkesa - czyli charakterystyczny znak rozpoznawczy Anonimowych. Cóż - gdyby akcja taka odbyła się chociażby dzień lub dwa dni wcześniej wydźwięk byłby nieco inny. Tak pozostaje niesmak z próby ugrania kapitału politycznego na ważnej sprawie.

Tego samego dnia , a podpisanie tej umowy przez kraje członkowskie określił mianem maskarady.

U nas w kraju na podobny krok - rezygnację z funkcji - zdecydował się szef Polskiej Rady Informatyzacji prof. Mieczysław Muraszkiewicz

Czym jest ACTA:

Anti-Counterfeiting Trade Agreement czyli po polsku Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towarami podrabianymi jest umową międzynarodową, która zainicjowana została przez USA oraz Japonię w 2006 roku, a stopniowy do rozmów przyłączały się Kanada, Unia Europejska, Szwajcaria, Australia, Meksyk, Maroko, Nowa Zelandia, Korea Południowa oraz Singapur. Całość odbywała się jednak w atmosferze wielkiej tajemnicy.

Dlatego gdy w 2008 roku, dzięki demaskatorskiemu portalowi WikiLeaks udało się dotrzeć do roboczej wersji umowy w sieci podniósł się wielki niepokój. I słusznie, bo w tej wersji umowy obecne były na przykład zapisy o blokowaniu stron internetowych na podstawie samego podejrzenia rzuconego przez którąś z organizacji chroniących tak zwane "interesy twórców" (czyli MPAA, RIAA lub nasz krajowy ZAIKS, ZPAV). W 2010 roku upubliczniono finalny tekst umowy, z którego m.in. ten właśnie zapis wyrzucono. Wtedy umowę tę oprotestowała grupa amerykańskich, emerytowanych profesorów prawa.

1 października 2011 w Tokio umowę podpisały: Kanada, Stany Zjednoczone, Australia, Japonia, Maroko, Nowa Zelandia, Singapur i Korea Południowa. To z kolei doprowadziło do wystosowania .

Jeszcze 20 grudnia zeszłego roku, zanim pojawiła się jakakolwiek opozycja w sprawie ACTA, nasz rząd na Portalu Innowacji chwalił się, że opracowanie tej umowy jest wielkim sukcesem polskiej prezydencji w UE. Parę dni temu, po cichu wpis zmieniono dość mocno rezygnując zupełnie z propagandy sukcesu, a podając suchy fakt.

Ostatnie słowo będzie należało teraz do Parlamentu Europejskiego, który jeszcze będzie posiadał możliwość zablokowania ACTA. Aby to jednak nastąpiło, , musi dojść do silnej mobilizacji obywateli państw członkowskich UE.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy