Dostrzeżono prawdziwą "Gwiazdę śmierci"
Astronomom obsługującym działający w zakresie fal rentgenowskich Teleskop kosmiczny Chandra udało się ostatnio dostrzec 500 milionów lat świetlnych od Ziemi, w galaktyce Pictor A, supermasywną czarną dziurę, która wyrzuca z siebie potężny dżet sięgający na odległość 300 tysięcy lat świetlnych - a więc na odległość trzykrotnie większą niż mierzy cała nasza galaktyka.
Astronomom obsługującym działający w zakresie fal rentgenowskich Teleskop kosmiczny Chandra udało się ostatnio dostrzec 500 milionów lat świetlnych od Ziemi, w galaktyce Pictor A, supermasywną czarną dziurę, która wyrzuca z siebie potężny dżet sięgający na odległość 300 tysięcy lat świetlnych - a więc na odległość trzykrotnie większą niż mierzy cała nasza galaktyka.
Z tego właśnie powodu naukowcy dość słusznie okrzyknęli ów obiekt Gwiazdą śmierci porównując go do wielkiej kosmicznej bazy z Gwiezdnych wojen, zdolnej do niszczenia całych planet z pomocą swego Superlasera.
Owa czarna dziura faktycznie niszczy sporo obiektów w swojej okolicy, ale robi to z pomocą bardzo silnej grawitacji, a to właśnie ściągany przez nią materiał po dotarciu do horyzontu zdarzeń jest mocno nagrzewany i kompresowany i wystrzela jako potężny dżet, który my porównujemy do promienia fikcyjnego niszczyciela planet.
Z dżetem tym związane jest blisko zjawisko promieniowania synchrotronowego - elektrony są przyspieszane wraz z tym jak poruszają się wzdłuż owego dżetu trzymając się jego pola magnetycznego, a nikt tak naprawdę nie ma pojęcia jak to się dokładnie dzieje - obecnie wydaje się, że za przyspieszanie elektronów odpowiadać może kosmiczne promieniowanie tła, jednak potwierdzić tej hipotezy obecnie się nie da.
Źródło: