Internauci idą na wojnę z szefostwem Facebooka

Wygląda na to, że właśnie jesteśmy świadkami największej afery związanej z największym serwisem społecznościowym na świecie w historii jego obecności w kraju leżącym nad Wisłą. Jeśli jeszcze nie wiecie, o co w tym wszystkim chodzi, to za chwilę postaramy się to Wam obiektywnie wytłumaczyć...

Wygląda na to, że właśnie jesteśmy świadkami największej afery związanej z największym serwisem społecznościowym na świecie w historii jego obecności w kraju leżącym nad Wisłą. Jeśli jeszcze nie wiecie, o co w tym wszystkim chodzi, to za chwilę postaramy się to Wam obiektywnie wytłumaczyć...

Wygląda na to, że właśnie jesteśmy świadkami największej afery związanej z największym serwisem społecznościowym na świecie w historii jego obecności w kraju leżącym nad Wisłą. Jeśli jeszcze nie wiecie, o co w tym wszystkim chodzi, to za chwilę postaramy się to Wam obiektywnie wytłumaczyć.

Jak zwykle bywa, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę, ale w tym wypadku o coś bardziej znaczącego dla globalnej sieci, a mianowicie o cenzurę, poglądy polityczne i wizję świata.

Nie jest czymś dziwnym, że zarząd Facebooka znany jest ze swoich liberalnych poglądów i ostrego blokowania treści typowo prawicowych, jednak czasem, a ostatnio nawet bardzo często, serwowane przez niego akcje obracają się przeciwko serwisowi. Wszystko zaczęło się od powstania profilu "Jan Paweł II gwałcił małe dzieci".

Reklama

Sprawę oczywiście zgłoszono do Facebooka z prośbą o jego usunięcie. Profil nie został jednak usunięty, a głos w sprawie zajęła moderacja serwisu.

"Rozumiem całkowicie, że taka treść może być dla katolików nieprzyjemna, to jednak Facebook nie ma wiedzy, czy ta opinia jest prawdą czy nie." - powiedziała jedna z moderatorek serwisu.

W myśl tej idei, internauci postanowili wypowiedzieć wojnę Facebookowi i stworzyli nowe profile czy "", dzięki którym nie tylko chcieli sprawdzić, czy moderacja FB będzie trzymała się swoich słów, czyli ich nie usunie, ale również chcieli pokazać, jak wyglądają jej poglądy w praktyce.

Jak zapewne domyślacie się, ten krok internautów dolał tylko oliwy do ognia. Otóż wszyscy użytkownicy serwisu, którzy polubili powyższe profile "obrażające" Sylwię de Weydenthal, Client Partner CEE Facebooka w Polsce, natychmiast otrzymali informację z prośbą o weryfikację swoich danych. Prośba jest dość drastyczna, gdyż trzeba podać swoje prawdziwe imię, nazwisko i wiek, ale również przedstawić skan dokumentu tożsamości.

Co się stanie, jeśli fani profilów "Sylwia De Weydenthal wsadzała patyki w dziecięce odbyty" czy "Sylwia De Weydenthal gwałci małe dzieci" nie spełnią tych próśb? W ciągu 28 dni zostanie zablokowanie ich konto, tym samym zostaną oni na zawsze wylogowani z tego pełnego ironii świata społeczności.

Po co Facebookowi takie dane? Czy zarząd myśli o jakichś zbiorowych pozwach? A może chce tylko wiedzieć, z kim ma do czynienia i obserwować tych ludzi? Tego nie wiemy, ale domyślamy się.

To pewnie jeszcze nie koniec tej afery, jednak już teraz pokazuje nam to, że takie pojęcia jak obiektywizm, niezależność, wolność słowa czy granice dobrego smaku, to na Facebooku czysta fikcja, a wszystko sprowadza się tylko do osiągnięcia swoich celów politycznych i narzuceniu innym swojego światopoglądu.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama