Leczenie raka szczepionką na odrę
50-letnia Stacy Erholtz cierpiała z powodu szpiczaka mnogiego i gdy wydawało się, że wyczerpane zostały wszystkie możliwości współczesnej medycyny lekarze zdecydowali się na innowacyjny zabieg - podali pacjentce dawkę szczepionki na odrę normalnie przewidzianą dla 10 milionów osób. I, co ciekawe, terapia ta pomogła, a kobieta dziś wraca do zdrowia.
50-letnia Stacy Erholtz cierpiała z powodu szpiczaka mnogiego i gdy wydawało się, że wyczerpane zostały wszystkie możliwości współczesnej medycyny lekarze zdecydowali się na innowacyjny zabieg - podali pacjentce dawkę szczepionki na odrę normalnie przewidzianą dla 10 milionów osób. I, co ciekawe, terapia ta pomogła, a kobieta dziś wraca do zdrowia.
Pani Erholtz była jednym z dwóch pacjentów, u których zdecydowano się na tak eksperymentalne leczenie i choć tylko u niej udało się osiągnąć całkowitą remisję choroby można mówić o sporym przełomie. Już wcześniej podczas eksperymentów na myszach udało się osiągnąć podobny efekt - podane dożylnie duże dawki wirusa były w stanie pokonać obronę nowotworu i doprowadzały do jego kompletnego zniszczenia.
Pierwsze badania mówiące o wirusach w walce z nowotworami pojawiały się już lata temu. Wiroterapia działa tak, że wirusy wiążą się z komórkami rakowymi i wykorzystują je do powielania swojego materiału genetycznego co w efekcie prowadzi do tego, że komórka taka pęka (i umiera), a z niej rodzą się nowe wirusy. Później odkryto, że podobny efekt można uzyskać przy użyciu bezpiecznych szczepionek, które dodatkowo mogą przenosić radioaktywne cząsteczki pomagające w walce z komórkami rakowymi, a w tym przypadku pozostałości po terapii jest w stanie zwalczyć nasz układ odpornościowy.
Do tej pory jednak nie udało się zaprezentować takiej skuteczności wirusowej terapii u ludzi.
W najnowszym eksperymencie postawiono na wirusa odry, który jest dość bezpieczny dla zdrowych tkanek organizmu. Normalna szczepionka zwiera około 10 tysięcy jednostek wirusa, jednak w przypadku leczenia raka skuteczną dawką okazało się aż 100 miliardów jednostek wirusa. Badacze uważają, że w przypadku drugiego pacjenta - u którego kuracja nie przyniosła zamierzonego efektu - zastosować można było jeszcze większą dawkę, ale na razie nie jest możliwe powtórzenie kuracji - układ odpornościowy jest już dobrze przygotowany na tę chorobę.
W przyszłości badacze mogą spróbować wyłączania na czas terapii układu odpornościowego co zwiększałoby skuteczność leczenia i pozwalałoby na jego powtarzanie, ale w każdym przypadku może być to dość groźne dla pacjenta.
Obecnie na całym świecie prowadzone są podobne prace z najróżniejszymi innymi wirusami - począwszy od tych wywołujących zwykłe przeziębienie aż po czarną ospę - oraz metodami ich dostarczania do organizmu - nie wiadomo bowiem nadal czy skuteczniejsze jest wstrzykiwanie ich bezpośrednio w komórki nowotworowe czy też (jak w przypadku pani Erholtz) w zupełności wystarczy podanie dożylne.
Na razie ta metoda wiroterapii wygląda bardzo obiecująco lecz jeszcze przed nami długie testy kliniczne.
Źródło: