Model X próbował zabić koreańskiego aktora?
Son Ji Chang, sławny południowokoreański aktor złożył w piątek pozew przeciwko Tesli. Twierdzi w nim, że należący do niego Model X, podczas parkowania przed garażem, zbyt gwałtownie zareagował na dotknięcie pedału gazu, przyspieszył z pełną mocą...
Son Ji Chang, sławny południowokoreański aktor złożył w piątek pozew przeciwko Tesli. Twierdzi w nim, że należący do niego Model X, podczas parkowania przed garażem, zbyt gwałtownie zareagował na dotknięcie pedału gazu, przyspieszył z pełną mocą, pokonał kilkunastocentymetrowy krawężnik, przebił ścianę garażu i wjechał do salonu.
W pojeździe znajdował się aktor i jego syn. Obaj odnieśli niegroźne obrażenia. Aktor twierdzi, że gdyby ściana w jego domu była betonowa, a nie drewniana, to obaj zginęliby na miejscu.
Na poniższych zdjęciach możecie zobaczyć, że wypadek wygląda bardzo groźnie. Model X jest dość poważnie uszkodzony, podobnie jak część domu. Co ciekawe, celebryta stanowczo twierdzi, że do całego zdarzenia doszło tylko i wyłącznie z winy samochodu.
Czy Ji Chang chce wykorzystać swój status gwiazdy i wymusić na Tesli wypłatę odszkodowania oraz przyznanie się do winy? Rzecznik Tesli stwierdził, że dowody wskazują jednoznacznie, iż wypadek nastąpił tylko i wyłącznie z winy aktora, gdyż auto ma mnóstwo zabezpieczeń, które nie pozwalają na doprowadzenie do takich groźnych sytuacji.
W śledztwo już włączyła się amerykańska agencja bezpieczeństwa drogowego, która to poprosiła Teslę o udostępnienie informacji z komputera pokładowego zniszczonego samochodu wokalisty. Wynika z nich, że samochód przed zatrzymaniem poruszał się z prędkością ok. 23 km/h.
Zniszczony Model X należący do aktora. Fot. Son Ji Chang/Facebook.
Tymczasem w danych uzyskanych przez Ji Chang, tuż po wypadku wynika, że Model X poruszał się z prędkością 32 km/h. Agencja musi wyjaśnić, skąd wzięły się te rozbieżności, które mogą okazać się kluczowe w wyjaśnieniu całej tej dziwnej sytuacji.
Oprócz sprawy Ji Changa, przeciwko Tesli toczy się jeszcze 7 innych podobnych spraw. Według rzecznika, wszystkie nastąpiły z winy kierowców.
Reakcja firmy należącej m.in. do Elona Muska jest zrozumiała. Gdyby Tesla uznałaby, że wina leży po jej stronie, a w zasadzie oprogramowania, to byłby wyrok śmierci dla firmy.
Oznaczałoby to, że naszpikowane setkami kilogramów elektroniki, w pełni elektryczne pojazdy, które dysponują funkcjami półautonomicznymi, w rzeczywistości są nieprzewidywalnymi, jeżdżącymi trumnami.