Niemal rekordowa dziura ozonowa z powodu wulkanu?
Rozmiary dziury ozonowej w tym sezonie zaskakują naukowców. Tak wielkiego ubytku w warstwie ozonowej nie było nad Antarktydą od 9 lat, a przy tym jest on czwartym największym w całej historii pomiarów. Jaka jest przyczyna tego zjawiska?
W ostatnich dniach dziura ozonowa nad Antarktydą osiągnęła największy zasięg w tym roku. Stało się tak dlatego, że wraz z początkiem wczesnej wiosny spod topniejącego lodu wydobywają się olbrzymie ilości gazów, głównie metanu. Powoduje on niszczenie warstwy ozonowej.
Maksymalny tegoroczny zasięg dziury ozonowej nad Antarktydą w dniu 2 października 2015 roku. Dziura ozonowa oznaczona jest kolorem niebieskim. Dane: NASA.
W tym sezonie ubytek ozonu rozpoczął się nadzwyczaj późno, bo dopiero w połowie sierpnia. Postępował bardzo gwałtownie. W ciągu jednej doby dziura ozonowa potrafiła się powiększyć nawet o kilka milionów kilometrów kwadratowych.
2 października proces ten osiągnął swoje apogeum. Dziura ozonowa miała zasięg aż 28,2 miliona kilometrów kwadratowych, a więc była najbardziej rozległa od 9 lat i zarazem była czwartą największą w całej 36-letniej historii pomiarów satelitarnych. Od historycznego rekordu dzieliło ją zaledwie 1,7 mln km kw. To już trzeci rok powiększania się dziury ozonowej.
Blisko rekordu z powodu wulkanu?
Niemal rekordowa dziura ozonowa, według naukowców, to w znacznej mierze skutek gigantycznej erupcji wulkanu Calbuco w Chile w Ameryce Południowej w kwietniu bieżącego roku. Wulkan zbudził się ze snu trwającego od 1972 roku. W powietrze, na wysokość ponad 10 kilometrów, wzbił się pióropusz popiołów i gazów.
Erupcja wulkanu Calbuco widziana z miasta Puerto Montt. Fot. Twitter.
W obawie przed spływającymi potokami lawy, ze swych domów, ewakuowano ponad 70 tysięcy ludzi. Po kilku godzinach erupcja skończyła się, ale to wcale nie był koniec. Na miejscowości położone u stóp wulkanu zaczęły opadać popioły. W niektórych miejscach utworzyły one warstwę o grubości 20-30 cm, przy tym zanieczyszczając ujęcia wody pitnej i powodując skażenie gleby.
Chmury popiołów oraz dwutlenku siarki i dwutlenku węgla zaczęły przesuwać się na północny wschód. 24 kwietnia dotarły one nad Buenos Aires, stolicę Argentyny, a także Montevideo, stolicę Urugwaju. To miał być słoneczny dzień, ale z powodu popiołów poważnie się zachmurzyło.
25 kwietnia chmura popiołów i gazów dotarła do południowych krańców Brazylii, m.in. nad Porto Alegre i Curitibę. 26 kwietnia sięgnęła już Rio de Janeiro i Sao Paulo, a to oznacza, że w ciągu zaledwie 3 dni pokonała w sumie ponad 3 tysiące kilometrów.
Erupcja wulkanu Calbuco. Fot. Twitter.
W dalszych dniach siarka i popioły wulkaniczne systematycznie rozpraszały się w atmosferze, wędrując nad wodami Atlantyku, w kierunku Republiki Południowej Afryki. Niesione przez prąd strumieniowy, okalający południową półkulę, z zachodu na wschód, sięgnęły Antarktyki.
Naukowcy zwracają uwagę na to, że dwutlenek siarki zaczął niszczyć warstwę ozonową okalającą Antarktydę, tym samym powiększając jej sezonowe rozmiary o kilka milionów kilometrów. Na szczęście wyziewy wulkaniczne nie dotarły bezpośrednio nad Antarktydę.
Według naukowców jest to jednak zjawisko przejściowe i w przyszłym roku lub w najbliższych latach trend ten ulegnie odwróceniu. W większym ujęciu, dekadowym, warstwa ozonowa zaczyna się, choć bardzo powoli, regenerować. Jeszcze kilka lat temu dziura ozonowa była olbrzymia.
Taki efekt tłumaczono niezwykle niskimi temperaturami panującymi w stratosferze. Jednak nie można zapominać o tym, że cząsteczki freonów, głównego niszczyciela powłoki ozonowej, nie wchodzą w reakcję z innymi substancjami i nie rozpadają się w troposferze, mogą więc pozostawać w atmosferze w stanie niezmienionym ponad 100 lat.
Freon jest już całkowicie zakazany
Rewolucja sprzed 25 lat, której jednym z głównych założeń było pozbycie się emitujących freon lodówek, okazała się więc bardzo potrzebna. Obecnie użycie tetrachlorometanu jest zredukowane do absolutnego minimum, a jego obrót w handlu jest ściśle regulowany. Wynika to z faktu, że uważa się, że jest on wyjątkowo groźny dla środowiska, a zwłaszcza dla warstwy ozonowej.
Większość gazów zawartych w Protokole Montrealskim została całkowicie wycofana z użytku od początku bieżącego roku. W 2014 roku wyprodukowano mniej niż 5 procent gazów niszczących ozon w porównaniu z 1987 rokiem. Ostanie badania wykazały, że ziemska atmosfera jest coraz "czystsza", co oznacza, że istnieje duża szansa na powolne, ale jednak zanikanie dziury.
Porównanie dziury ozonowej w poszczególnych miesiącach w latach: 1979, 1987, 2006 i 2011.
W Polsce, zgodnie z nowymi przepisami Ministerstwa Środowiska, od początku tego roku nikt nie naprawi nam już starych lodówek i klimatyzatorów. To ma być definitywny koniec poprzedniej, nieekologicznej epoki.
Mimo iż prognozy zmieniają się i podają coraz to późniejszą datę ostatecznego zregenerowania się warstwy ozonowej, to jednak jest niemal pewne, że stanie się to jeszcze za życia naszych dzieci. Dziura ozonowa może zaniknąć nad Arktyką do 2050 roku, zaś nad Antarktydą dopiero w 2065 roku, czyli znacznie później niż wynikałoby to z wcześniejszych symulacji komputerowych.
Dziura ozonowa jest najprawdopodobniej odpowiedzialna za znacznie powolniejsze ocieplanie się Antarktydy i rekordowe ilości opływającego ją lodu. Jest także sprawcą niezwykle malowniczego zjawiska jakim są obłoki perłowe.
Obecnie największe problemy z dziurą ozonową, poza polarnikami, mają także mieszkańcy Australii, Nowej Zelandii i Ameryki Południowej, gdzie promieniowanie ultrafioletowe w porze letniej często przekracza dopuszczalny poziom i stanowi poważne zagrożenie dla ludności, na przykład zażywającej słonecznej kąpieli. To oznacza, że problem dziury ozonowej nie wygasł.