O włos uniknęliśmy potężnego kataklizmu

Pod koniec sierpnia 1859 roku dostrzeżono na Słońcu bardzo wiele plam, a 1 września astronom-amator Richard Carrington zaobserwował potężny rozbłysk na powierzchni naszej gwiazdy. Był on tak potężny, że doprowadził do najbardziej intensywnej burzy magnetycznej z jaką mieliśmy do czynienia w całej historii.

Pod koniec sierpnia 1859 roku dostrzeżono na Słońcu bardzo wiele plam, a 1 września astronom-amator Richard Carrington zaobserwował potężny rozbłysk na powierzchni naszej gwiazdy. Był on tak potężny, że doprowadził do najbardziej intensywnej burzy magnetycznej z jaką mieliśmy do czynienia w całej historii.

Pod koniec sierpnia 1859 roku dostrzeżono na Słońcu bardzo wiele plam, a 1 września astronom-amator Richard Carrington zaobserwował potężny rozbłysk na powierzchni naszej gwiazdy. Był on tak potężny, że doprowadził do najbardziej intensywnej burzy magnetycznej z jaką mieliśmy do czynienia w całej historii, a teraz okazuje się, że w roku 2012 udało nam się uniknąć zjawiska o podobnej skali o mały włos.

Burza magnetyczna z 1859 roku była potwornie potężna - dotarła ona do Ziemi w kilkanaście godzin zamiast standardowych kilku dni co świadczy o sile koronalnego wyrzutu masy (CME), który miał wtedy miejsce na powierzchni Słońca.

Reklama

Powstałe w wyniku tej burzy zaburzenia pola magnetycznego Ziemi doprowadziły do awarii sieci telegraficznych niemal na całej północnej półkuli. Operatorzy telegrafów odłączyli wtedy baterie aby je zabezpieczyć, a indukowany magnetycznie w liniach telegrafów prąd był tak silny, że i tak można było wysyłać wiadomości.

Związany z tym był także oczywiście wspaniały, naturalny pokaz - zorze polarne można było bowiem obserwować praktycznie na całym świecie.

Według najnowszych badań zdarzenie o podobnej sile groziło nam dwa lata temu, lecz o włos - a dokładniej rzecz biorąc o zaledwie 9 dni - udało nam się go uniknąć. W dzisiejszych czasach rozwiniętej elektroniki i energetyki straty byłyby jednak dużo większe niż w XIX wieku.

Indukcja magnetyczna prądu w przewodnikach doprowadzić mogłaby do awarii sieci energetycznych we wszystkich rozwiniętych krajach przeciążając transformatory i stacje elektroenergetyczne, których wymiana (nie da się ich naprawić po takim kataklizmie) zająć mogłaby nawet rok. Do tego zniszczeniu mogłaby ulec elektronika - począwszy od tej na pokładzie najbardziej narażonych satelitów, aż po tę znajdującą się na Ziemi.

Według wstępnych obliczeń straty mogły wynieść 2.6 biliona dolarów (bilion to milion milionów - jedynka z dwunastoma zerami), podczas gdy PKB całego świata w 2012 roku wyniosło 72 biliony dolarów. Mógł więc to być globalny kataklizm na niespotykaną skalę, który cofnął by nas w rozwoju o ładnych parę lat.

Przypadek ten wskazuje na konieczność stworzenia na przyszłość systemu wczesnego ostrzegania o takich zjawiskach i zabezpieczeń pozwalających na zmniejszenie ewentualnych zniszczeń. Jednak człowiek nadal nie jest w stanie poukładać swoich priorytetów.

Źródła: ,

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy