Potworna katastrofa kolejowa z winy tsunami

Prawie wszystkie katastrofy kolejowe są winą zaniedbań i ludzkiej bezmyślności. Jednak za tą najbardziej śmiercionośną winić można wyłącznie siły przyrody. Spowodowało ją bowiem tsunami, które w oka mgnieniu zmiotło pociąg wypełniony ludźmi po brzegi.

Prawie wszystkie katastrofy kolejowe są winą zaniedbań i ludzkiej bezmyślności. Jednak za tą najbardziej śmiercionośną winić można wyłącznie siły przyrody. Spowodowało ją bowiem tsunami, które w oka mgnieniu zmiotło pociąg wypełniony ludźmi po brzegi.

Prawie wszystkie katastrofy kolejowe są winą zaniedbań i ludzkiej bezmyślności. Jednak za tą najbardziej śmiercionośną winić można wyłącznie siły przyrody. Spowodowało ją bowiem tsunami, które w oka mgnieniu zmiotło pociąg wypełniony ludźmi po brzegi.

W tym roku mija 10. rocznica najbardziej zabójczej katastrofy kolejowej w spisanej historii. 26 grudnia 2004 roku, na skutek jednego z największych odnotowanych trzęsień ziemi, doszło do wyzwolenia fal tsunami, które w ciągu kilkunastu godzin uderzyły w wybrzeża kilkunastu krajów położonych nad Oceanem Indyjskim.

Reklama

Fale dotarły także do Sri Lanki, wyspy położonej u południowo-wschodnich wybrzeży Indii. O godzinie 9:30 rano w rejonie miejscowości Peraliya, wysoka na 2-metry fala tsunami, uderzyła w przejeżdżający pociąg. W momencie, gdy woda zaczęła podmywać tory, maszynista zatrzymał skład. Pasażerowie w obawie, zaczęli wspinać się na dach pociągu.

Kolejne fale uderzały coraz częściej i były też coraz wyższe. Pociąg zaczął się wypełniać wodą i wtedy też wybuchła panika. Nikt nie odważył się wysiąść z pociągu, ponieważ fale natychmiast by go porwały i zabiły. Ludziom stłumionym na małej powierzchni, pozostała już tylko modlitwa.

Ostatnie fale były najwyższe i sięgały wysokości nawet 9 metrów nad poziomem morza, tym samym zakrywały dachy wagonów na 2-3 metry. Tsunami z olbrzymim impetem ciskało wagonami, niczym pudełkami zapałek. Roztrzaskały się ona na pobliskich drzewach i zabudowaniach.

Jedni zginęli ściśnięci przez tłum, inni przygnieceni przez wagony, a jeszcze inni utopili się. W sumie doliczono się ponad 1700 ofiar śmiertelnych, choć sądzi się, że w rzeczywistości było ich ponad 2 tysiące. Połowy ciał nigdy nie odnaleziono, ponieważ zostały porwane przez cofające się morze.

Przeżyć udało się tylko kilkudziesięciu osobom, które odniosły nie zagrażające życiu obrażenia. Jak wynika z raportu specjalnej komisji, niektóre wagony były wypełnione ludźmi po same brzegi. Gdy wagony były zatapiane przez tsunami, ludzie tonęli w wyjątkowym ścisku, niczym sardynki w zalewie.

Tuż po katastrofie pojawiły się głosy, że liczba ofiar katastrofy kolejowej byłaby nawet o połowę mniejsza, gdyby nie przeładowanie pociągu. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że taka jest mentalność tamtejszej ludności, a kolej jest tam najpopularniejszym środkiem transportu.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy