PRISM - czyli permanentna inwigilacja w sieci

Guardian i Washington Post opublikowały właśnie tajny pokaz slajdów zdradzający sekrety tajemniczego programu PRISM, który prowadzony jest przez FBI oraz Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Według tych slajdów, w ramach programu agencje te mają bezpośredni i nieograniczony dostęp do danych przechowywanych na serwerach dziewięciu gigantów internetowych.

Guardian i Washington Post opublikowały właśnie tajny pokaz slajdów zdradzający sekrety tajemniczego programu PRISM, który prowadzony jest przez FBI oraz Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Według tych slajdów, w ramach programu agencje te mają bezpośredni i nieograniczony dostęp do danych przechowywanych na serwerach dziewięciu gigantów internetowych.

Guardian i Washington Post opublikowały właśnie tajny pokaz slajdów zdradzający sekrety tajemniczego programu PRISM, który prowadzony jest przez FBI oraz Agencję Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Według tych slajdów, w ramach programu agencje te mają bezpośredni i nieograniczony dostęp do danych przechowywanych na serwerach dziewięciu gigantów internetowych.

Cały program rozpoczął się w 2007, a pierwszym, który do niego dołączył był Microsoft (ze Skype). Później poszło już z górki - za MS podążyły Yahoo, Google (łącznie z YouTube), Facebook, a ostatnio Apple (oprócz nich jest tam jeszcze Paltalk i AOL, a w najbliższej przyszłości ma dołączyć do nich Dropbox).

Reklama

W jego ramach gromadzone są wszelkie możliwe dane - e-maile, czaty audio i wideo, fotografie i dokumenty, które mogą być przydatne dla wywiadowców. A agencje z programu bardzo dużo czerpią - PRISM ma być obecnie głównym źródłem raportów dziennych przygotowywanych przez NSA i FBI dla Prezydenta, a w samym zeszłym roku na ich podstawie stworzono 1477 różnych materiałów.

Według ujawnionych slajdów 98% z wykorzystanych danych pochodzi od Yahoo, Google i Microsoftu, a lista firm będących członkami akcji miała być ścisłym sekretem, aby przypadkiem nikt się z PRISM nie wycofał ze strachu przed ujawnieniem.

Przedstawiciele każdej z firm pytani o sytuację przez media wypierali się jakiejkolwiek wiedzy na temat programu. Twierdzą oni, że jeśli faktycznie taka akcja ma miejsce to dzieje się bez ich wiedzy i zgody. Według nich udostępnianie danych użytkowników jakimkolwiek służbom odbywa się zgodnie z literą prawa - w każdym przypadku musi zostać złożony wniosek, który jest indywidualnie rozpatrywany.

Oficjalne oświadczenie w tej sprawie wydał też Director of National Intelligence James R. Clapper, który stwierdził, że informacje, do których dotarł Guardian i Washingtonn Post są niedokładne i dotyczą paragrafu 702 ustawy Foreign Intelligence Surveillance Act, która umożliwia zbieranie informacji o osobach nie będących obywatelami USA (choć istnieje tam też furtka do szpiegowania ich - wystarczy, że służby w tym przypadku stwierdzą, że działały nieumyślnie).

Słowa te zatem można odebrać jako potwierdzenie istnienia PRISM - jednak nie wiadomo nadal czy internetowi giganci brali w nim świadomie udział czy po prostu próbują się wyprzeć wszystkiego wiedząc, że ich udział w takiej akcji miałby katastrofalny wydźwięk PR-owy.

Źródła: , ,

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy