Tak wyglądają opady deszczu przy minus 40°C

Mało kto wie, że gdyby nie zanieczyszczenie powietrza, przez które chorujemy i umieramy, świat stanąłby na głowie. Dzięki jednemu pyłkowi deszcz nie pada przy minus 40 stopniach. Jak to możliwe?

Mało kto wie, że gdyby nie zanieczyszczenie powietrza, przez które chorujemy i umieramy, świat stanąłby na głowie. Dzięki jednemu pyłkowi deszcz nie pada przy minus 40 stopniach. Jak to możliwe?

Spacerujecie po lesie, wdychacie krystalicznie czyste powietrze i zastanawiacie się, czym w takim razie oddychacie na co dzień? Spalinami, wyziewami z kominów, pyłami.

 

I chociaż przyczyniają się one do chorób układu oddechowego i krążenia oraz skracają nam życie, to jednak egzystencja na naszej planecie nie mogłaby się bez nich obejść. Dlaczego?

 

Bo sterylnie czysta atmosfera ziemska zgotowałaby nam kataklizm, jakiego nie potrafimy objąć rozumem. Ze szkoły podstawowej wiemy, że woda zaczyna zamarzać, gdy temperatura spada poniżej zera i wówczas nazywamy ją lodem.

Reklama

 

Jednak od każdej żelaznej reguły zdarzają się odstępstwa. Tak jest również w przypadku zamarzania wody. Aby proces ten w ogóle mógł się rozpocząć, potrzebne jest jądro kondensacji, a więc właśnie wspomniane wcześniej zanieczyszczenie, chociażby w postaci pyłku.

 

Przyczepiają się do niego drobne krople wody, jedna po drugiej, które przy ujemnej temperaturze krystalizują, zmieniając się w płatki śniegu. Aż 70 procent wszelkich opadów na naszej planecie zaczyna się właśnie od śniegu, a nie od deszczu.

Nad Polską dzieje się tak prawie w 99 procentach przypadków, śnieg sypie więc nawet w samym środku lata, jednak zanim dotrze do powierzchni ziemi, spadając z wysokości kilku kilometrów, roztapia się i zmienia w krople deszczu.

 

Gdyby atmosfera była równie czysta, co destylowana woda, a nawet bardziej, to nie byłoby żadnego pyłku, a więc i jądra kondensacji. Krople wody nie mogłyby się ze sobą łączyć i tworzyć kryształków. Ich struktura nie ulegałaby zmianie, nawet mimo tęgiego mrozu.

 

W ekstremalnie czystej atmosferze, krople przechłodzonej wody, mogłyby spadać na ziemię nawet przy temperaturze minus 40 stopni. Ulegałyby zamarznięciu, tworząc pokrywę lodową, czyli gołoledź, w momencie kontaktu z jądrem kondensacji, którego rolę odgrywałaby powierzchnia ziemi.

 

W ostatnich tygodniach przekonaliśmy się o tym, jak bardzo paraliżujące bywają deszcze przy niewielkim nawet mrozie, a co dopiero przy temperaturach rodem z Syberii.

 

O tym jak spektakularnie wygląda zjawisko nagłego zamarzania przechłodzonej wody, możecie się przekonać oglądając powyższe wideo. W dużym spowolnieniu pokazana jest krystalizacja bardzo zimnej, destylowanej wody. Tak właśnie wyglądałyby opady przechłodzonego deszczu przy minus 40 stopniach.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama