Thief (OST) – recenzja
Jak ludzie czekali na powrót legendy... A jak się zawiedli... Okazało się, że nowy Thief nie dorasta do pięt, żadnej z poprzednich części w serii. Jako miłośnik muzyki z gier postanowiłem, że dam szansę dźwiękom pojawiającym się w tej grze, gdyż nie raz okazywało się, że w kiepskich produkcjach istniały znakomite soundtracki.
Jak ludzie czekali na powrót legendy... A jak się zawiedli... Okazało się, że nowy Thief nie dorasta do pięt, żadnej z poprzednich części w serii. Jako miłośnik muzyki z gier postanowiłem, że dam szansę dźwiękom pojawiającym się w tej grze, gdyż nie raz okazywało się, że w kiepskich produkcjach istniały znakomite soundtracki. Najlepszymi przykładami przychodzącymi mi akurat na myśl są Lost Planet 3 oraz Aliens: Colonial Marines.
Jak ludzie czekali na powrót legendy... A jak się zawiedli... Okazało się, że nowy Thief nie dorasta do pięt, żadnej z poprzednich części w serii. Jako miłośnik muzyki z gier postanowiłem, że dam szansę dźwiękom pojawiającym się w tej grze, gdyż nie raz okazywało się, że w kiepskich produkcjach istniały znakomite soundtracki. Najlepszymi przykładami przychodzącymi mi akurat na myśl są Lost Planet 3 oraz Aliens: Colonial Marines.
Niestety muzyka z Thief nie jest w stanie rywalizować ze ścieżkami dźwiękowymi z poprzednich części i rozczarowuje. O ile w grze się jakoś broni, a konkretnie jeden utwór, to samodzielnie nie istnieje.
Gdy przesłuchiwałem ścieżkę pierwszy raz, zaintrygował mnie pierwszy utwór. Bez wątpienia ma on najgorszy tytuł na płycie – Main Menu, ale jego linia melodyczna, smyki i dudniący bas oczarowały mnie i pomyślałem, że jest to zapowiedź kolejnych dobrych kawałków.
Niestety, myliłem się okropnie. Od tego momentu było już tylko gorzej i słabiej. Może i sama muzyka nie jest tragiczna, ale nie ma w niej nic, co sprawiałoby, że człowiek chce do niej wracać, polecać znajomym, czy dzielić się fragmentami na Facebooku. Muzyka jest, ilustruje akcję na ekranie, jest mroczna i tyle. Nie ma w niej nic porywającego. Nie wiem czy kompozytor – Luc St. Pierre miał takie właśnie zadanie, ale jeśli rzeczywiście dostał zlecenie z takim przesłaniem, to wywiązał się z niego koncertowo. Jako przykład polecam poniższe Library Escape.
Poza wspominanym powyżej utworem o najgorszym tytule, ciężko znaleźć na tej płycie kawałki porywające, ekscytujące, zapadające w pamięć, poruszające, czy nawet nadające się do nucenia. Niewielkim wyjątkiem i to dosłownie i w przenośni (bo to najkrótszy utwór w zestawie) jest Ritual Chamber.
Głównym problemem ścieżki dźwiękowej z najnowszej odsłony Thief jest to, że jest do bólu rzemieślniczo poprawna, ale bez polotu. Dlatego też nie zapadnie nikomu w pamięć, żadne kawałki nie staną się szlagierami lub wzorcowymi utworami, cytowanymi w dyskusjach, jako przykłady na dobrze zrobioną muzykę. Ta poprawność aż boli. Czasami ma się wrażenie, że muzyka wyszła z jakiegoś generatora, który skomponował ją, na podstawie kilku podanych zmiennych. Jak więc widzicie, ani gra, ani muzyka do niej skomponowana, nie dokonają przewrotu.