To wyglądało jak w filmie "Pojutrze"

Podczas fali arktycznych mrozów, jeden z pasażerów lotu transatlantyckiego, sfotografował formację chmur, która przypominała mu nadciągającą epokę lodowcową. Czym było spowodowane owe zjawisko?

"Nadciąga kolejna epoka lodowcowa" - tak grzmiały nagłówki amerykańskich gazet podczas, gdy temperatura od Chicago po Nowy Jork spadała poniżej minus 20 stopni. Miał być wielki kataklizm, ale nie okazał się on ostatecznie żadną gwałtowną zmianą klimatu, podobną chociażby do tego, co widzieliśmy w filmie "Pojutrze".

Lód nie pokrył niczego w oka mgnieniu, nie było też całkowitego paraliżu i końca świata. Jednak wyobraźnia potrafi płatać figle, więc ogólnonarodowy paraliż głoszony przez media, dodatkowo wspomagany skuteczną pocztą pantoflową, zrobił swoje.

Jeden z pasażerów samolotu przemierzającego północne krańce Atlantyku, wykonał zaskakujące zdjęcie, które według niego miało być zwieńczeniem nadciągającej nowej epoki lodowcowej.

Jednak oczywiście nim nie był. Poniższe zdjęcie ukazuje zwartą powłokę chmur o nazwie stratocumulus, które potocznie są nazywane "pokrywką". Działają one podobnie jak pokrywka na garnku, a więc przysłaniają promienie słoneczne i sprawiają, że zimowe dni są pochmurne, szare i smutne.

Fotografia jest o tyle cenna, że pokazuje bardzo dokładnie, jak cienkie potrafią być te chmury warstwowe. Ich grubość może nie przekraczać kilkudziesięciu metrów, w dodatku unoszą się one już od zaledwie 200-300 metrów nad powierzchnią ziemi lub morza. W tym przypadku przysłaniały one obszary arktyczne, gdzie rozwijały się i pękały olbrzymie kry lodowe.

Nie był to więc pochód nowej epoki lodowcowej na wielomilionowe miasta, lecz po prostu jedno z najczęstszych i jednocześnie najbardziej nieprzyjemnych zjawisk pory zimowej. Podobne chmury widzą dzisiaj nad naszymi miejscowościami i będą ograniczać błękit nieba przez większą część tego tygodnia.

Geekweek
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas