Całun Turyński. Niezwykłe płótno, które od lat wymyka się nauce

Latamy w kosmos, potrafimy obserwować dalekie galaktyki, odnajdować egzoplanety. Badamy cząstki subatomowe, potrafimy cofnąć się do pierwszej sekundy po Wielkim Wybuchu, z dużą dokładnością rekonstruujemy przeszłość Ziemi i historię ludzkości. Tymczasem na drodze nauce stanęło... lniane płótno, które od wielu lat jest ogromną zagadką dla nauki. Czym jest Całun Turyński i dlaczego wymyka się współczesnej nauce. Czy rzeczywiście jest tkaniną, którą owinięto ciało Jezusa Chrystusa po zdjęciu go z krzyża?


Czym jest Całun Turyński? Historia niezwykłego płótna

Historia lnianego materiału o wielkości 1,1 m x 4,4 m sięga XIV wieku, a dokładnie 10 (lub 16) kwietnia 1349 roku. Wówczas wojna stuletnia szalała między Francją a Anglią od ponad jedenastu lat, a Czarna Śmierć właśnie skończyła pustoszyć większość Europy. Geoffrey de Charny, francuski rycerz napisał do papieża Klemensa VI. W liście przekazał, że buduje kościół Najświętszej Marii Panny z Lirey w ramach podziękowania Bogu za cudowne ocalenie, gdy był więźniem Anglików. Wspomniał także, iż jest w posiadaniu całunu, który według niektórych nabył w Konstantynopolu.

Reklama

Już w 1355 roku płótno zostaje wyeksponowane i zaczyna przyciągać rzesze pielgrzymów. Wybijane są specjalne pamiątkowe medaliony (zachowany do dziś okaz można znaleźć w Muzeum Cluny w Paryżu). W kolejnych latach i wiekach całun jest wielokrotnie przenoszony i wystawiany. 

Pierwsze zagrożenie spotkało go w 1532 roku.  Sainte-Chapelle w Chambéry wybucha pożar, który poważnie niszczy całe jej wyposażenie.  Całun złożony w relikwiarzu ocalał, przypalony kroplami roztopionego srebra. Dwa lata po pożarze Klaryski z Chambéry podjęły się próby naprawy płótna, przyszywając go do materiału podkładowego (tkaniny holenderskiej) i zaszywając łaty na największych uszkodzeniach. 4 maja 1535 całun zostaje wystawiony w Turynie. Kolejne dekady to ponowne przewożenie całunu i jego prezentacje, zarówno te prywatne jak i publiczne. Całun został po raz pierwszy sfotografowany w 1898 roku podczas publicznej wystawy. Okazało się wówczas, że w negatywie postać jest jeszcze wyraźniej widoczna. Po przetrwaniu dwóch wojen światowych, w 1946 powrócił do Turynu.

W dniu 1997 r. całun niemal został zniszczony przez pożar, prawdopodobnie spowodowany podpaleniem nieznaną osobę, która po wejściu na dach Pałacu włamuje się do Kaplicy Królewskiej. Całun przetrwał dzięki zabezpieczeniu azbestem w ołtarzu.

Płótno wydaje się przedstawiać dwa słabo brązowawe obszary. Tył i przód wychudzonego, zapadniętego w oczach, mierzącego od 1,70 do 1,88 m mężczyznę z brodą, wąsami i włosami sięgającymi do ramion - jak gdyby ciało było ułożone wzdłuż jednej połowy całunu, podczas gdy druga połowa była zwinięta nad głową, aby zakryć cały przód ciała od twarzy do stóp. Na tkaninie znajdują się czerwonobrązowe plamy, które odpowiadają ranom z biblijnego opisu ukrzyżowania Jezusa.

Czy całun jest prawdziwy? Naukowcy badają to od wielu lat

Autentyczność niezwykłej tkaniny jest przedmiotem sporów od samego początku. Już w 1389 r. biskup Troyes potępił go jako fałszerstwo.  

W 1978 roku zespół naukowców pobrał 32 próbki z powierzchni całunu - 18 pobrano z obszarów całunu, na których widniał obraz ciała lub krwi, a 14 z obszarów bez obrazu. Walter McCrone, czołowy ekspert w dziedzinie kryminalistycznego uwierzytelniania dokumentów historycznych i dzieł sztuki doszedł do wniosku, że wizerunek ciała Całunu został namalowany rozcieńczonym pigmentem czerwonej ochry (forma tlenku żelaza) w podłożu tempery kolagenowej (tj. żelatyny), przy użyciu techniki podobnej do grisaille stosowanej w XIV wieku przez Simone Martini i innych artystów europejskich. Badania spotkały się z krytyką. Po ponownym zbadaniu próbek inni badacze zgodzili się co do obecności tlenku żelaza, ale zaznaczyli, że samo żelazo nie było źródłem obrazu na całunie. 

Jedne z najsłynniejszych badań, przeprowadzone w 1988 roku datowanie radiowęglowe przeprowadzone przez trzy różne laboratoria ustaliły, że lniany materiał postał w latach 1260 - 1390, co odpowiadało jego pierwszemu udokumentowanemu pojawieniu się.  Badania DNA ludzkiego i roślinnego ujawniły, że wiele osób z wielu różnych miejsc miało kontakt z całunem. Zdaniem naukowców "takie zróżnicowanie nie wyklucza średniowiecznego pochodzenia w Europie, ale byłoby również zgodne z historyczną drogą, jaką przebył Całun Turyński podczas jego rzekomej podróży z Bliskiego Wschodu. Co więcej, wyniki wskazują na możliwość indyjskiego wyrób płótna lnianego".

Według najnowszych badań fragmenty materiału wyjęte z całunu wskazują, że len pochodził z zachodniego Lewantu, czyli obszaru zajmowanego obecnie przez Izrael, Liban oraz zachodnią część Jordanii i Syrię. - W związku z prawdopodobnym bliskowschodnim pochodzeniem całunu pojawiły się wątpliwości co do interpretacji całunu jako fałszywego reliktu wykonanego w średniowiecznej Europie. - powiedział William Meacham, amerykański archeolog, który zlecił badania. - Nowe dowody potwierdzają możliwość, że to płótno jest w rzeczywistości całunem pogrzebowym Jezusa - dodał naukowiec. Co ciekawe, próby stworzenia kopii całunu wykazały znaczną różnicę w stosunku do oryginału.

W 2002 r. Stolica Apostolska zleciła renowację całunu. Usunięto podłoże materiału i trzydzieści łat, co umożliwiło sfotografowanie i zeskanowanie odwrotnej strony materiału, która była niewidoczna. W 2004 roku na odwrocie całunu odnaleziono słaby obraz fragmentu ciała.

Innym szczegółem przemawiającym za autentycznością obrazu na tkaninie jest ślad na dłoniach, a właściwie na nadgarstkach, po ranie kłutej po gwoździu. Ówczesne malowidło, zgodnie z panującymi przekonaniami powinno mieć takie ślady na dłoniach, a twórca musiałby mieć dużą wiedzą z zakresu anatomii, aby móc przeciwstawić się późnośredniowiecznej tradycji ikonograficznej.

Krótkie podsumowanie

Powyższy tekst, to zaledwie pobieżne potraktowanie historii i badań Całunu Turyńskiego. Niezależnie od tego, czy jest to dzieło ludzkie, czy autentyczna tkanina, w którą owinięty był Jezus Chrystus, trzeba przyznać, że z pewnością mamy do czynienia z czymś niezwykłym.

Nauka ma to do siebie, że poszukuje odpowiedzi na pytania dotyczące otaczającego nas świata. Ale czy wiara tego wymaga? Kościół katolicki nie potwierdza jego autentyczności, pozostawione jest to do osobistej decyzji wierzącym.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy