Niewygodne fakty o 11 września

Amerykański rząd i media nie mają wątpliwości, że za zamachami terrorystycznymi z 11 września 2001 r. na Nowy Jork i Waszyngton stoi Al-Kaida. Amerykanie już takiej pewności jednak nie mają. Winą za śmierć tysięcy rodaków obarczają tak Osamę bin Ladena, jak i George'a W. Busha. I mnożą przy tym spiskowe teorie...

Prawie połowa Amerykanów nie wierzy w oficjalną wersję wydarzeń, które wstrząsnęły światem dziewięć lat temu. Zwolenników spiskowych teorii, że rząd USA jest - bezpośrednio lub pośrednio - odpowiedzialny za śmierć 2977 osób, które zginęły w czterech zamachach we wrześniu 2001 r., przybywa z roku na rok.

Coraz więcej jest także samych teorii podważających oficjalną wersję wydarzeń, podaną opinii publicznej po zakończeniu prac specjalnej komisji śledczej (National Commission on Terrorist Attacks Upon the United States, znanej także jako 9/11 Commission), która miała wyjaśnić wszelkie wątpliwości i odpowiedzieć na wszystkie niewygodne pytania. Prawda jednak jest taka, że im więcej wiadomo o zamachach, to tym więcej pojawia się pytań i spekulacji co do motywów, jak i mocodawców terrorystów.

Reklama

Szukali powodu do ataku?

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez instytut Scripps Howard dla tygodnika "Life", pięć lat po zamachach wątpliwość, co do prawdziwości wersji zdarzeń podawanej przez rząd wyrażało 36 proc. respondentów. Trzy lata później takiego zdania było już 48 proc. Amerykanów. Co więcej, znaczna część społeczeństwa jest przekonana, że siły specjalne wiedziały o planowanych zamachach, ale nie zrobiły nic, by im zapobiec. Dzięki temu administracja George'a W. Busha miała doskonały powód dla rozpoczęcia wojny w Afganistanie, a potem w Iraku.

Nie bez znaczenia była także możliwość realizacji intratnych biznesów na Bliskim Wschodzie, która rodzina Bushów miała prowadzić w latach 90. XX wieku z... krewnymi Osamy bin Ladena.

Nie tylko zwolennicy spiskowych teorii zadają sobie pytanie, jak to możliwe, że do USA wpuszczono 19 groźnych, podejrzewanych o związki z terroryzmem mężczyzn, a następnie pozwolono im, by w ciągu dwóch godzin sparaliżowali najpilniej strzeżoną przestrzeń powietrzną świata.

11 września 2001 r. okazało się, że kosztujący miliardy dolarów system szybkiego reagowania na wypadek naruszenia przestrzeni powietrznej zawiódł na całej linii. Niektórzy sądzą, że nie był to czysty przypadek. Wielokrotnie bowiem ćwiczono scenariusze, w których zakładano, że porwany samolot miał uderzyć w budynek administracji publicznej. Jedno z takich ćwiczeń przeprowadzono... 11 września 2001 r.

Bomby w WTC?

Nic dziwnego, że połowa Amerykanów domaga się ponownego śledztwa w sprawie zamachów z 11 września 2001 r. Kilkukrotnie spiskowe teorie musiał wyjaśniać sąd, lecz za każdym razem oddalano wszelkie rewelacje i potwierdzano prawdziwość oficjalnej wersji wydarzeń. Dwa lata temu w Kongresie wniesiono nawet oskarżenie przeciwko prezydentowi Bushowi, które zapoczątkowało procedurę impeachmentu. Już w pierwszym artykule dokumentu zarzucano mu, że "opracował tajną kampanię propagandową, której celem było stworzenie pretekstu do wypowiedzenia wojny Irakowi". Na czym polegała kampania ówczesnego prezydenta USA?

"O mój Boże, nie ma już World Trade Center":

Węszący spisek uważają, że wieże World Trade Centre nie mogły się zawalić w wyniku uderzenia w nie samolotów typu Boeing 767 oraz pożarów, które wybuchły po zapaleniu się paliwa lotniczego. Ich zdaniem, bliźniacze budynki runęły w następstwie detonacji ładunków wybuchowych rozmieszczonych na piętrach poniżej miejsc, gdzie uderzyły samoloty. Potwierdzeniem tego mają być nagrania pokazujące budynki na krótko przed zawaleniem się. Niektórzy dostrzegają na nich ledwo widoczne chmury pyłu, wyglądające jakby wyrzucone energią ładunku wybuchowego.

Budynek zawalił się sam?

World Trade Center to nie tylko dwie wieże, lecz rozległy kompleks budynków. W jego skład wchodził również 47-piętrowy budynek oznaczony WTC 7. Wchodził, bo on także zawalił się 11 września 2001 r., chociaż nie uderzył w niego żaden samolot. Katastrofa nastąpiła po kilkugodzinnym pożarze. Jak ustalono w toku śledztwa, w budynku nie działał system przeciwpożarowy, bo... zabrakło wody. Samozwańczy badacze zamachów z 11 września mówią wprost - biurowiec został wysadzony.

Badająca rumowisko komisja z Narodowego Instytutu Standaryzacji i Technologii (National Institute of Standards and Technology - NIST) nie znalazła jednakże śladów materiałów wybuchowych. W pyle pobranym z rumowiska znaleźli je jednak niezależni badacze, próbujący rozwiązać zagadkę ataków terrorystycznych...

Departament Stanu, w opublikowanej na swojej stronie internetowej liście ośmiu najczęstszych teorii spiskowych dotyczących 11 września, twierdzi jednak, że żaden z sejsmografów rozmieszczonych w Nowym Jorku nie zarejestrował jakiegokolwiek wybuchu. Szpilki tych urządzeń poruszył się dopiero wtedy, gdy na ziemię spadły pierwsze fragmenty walącej się południowej wieży.

O podejrzanych odgłosach małych wybuchów, słyszalnych przed zawaleniem się budynków, mówili także strażacy uczestniczący w akcji ratunkowej aż do czasu, kiedy okazało się, że były to dźwięki wydawane przez... ciała, które rozbijały się o ziemię z prędkością 200 km/h. Szacuje się, że z obu wież, przed ich zawaleniem się, wyskoczyło kilkanaście osób.

Stalowy problem?

Zwolennicy spiskowych teorii często powtarzają, że bliźniacze wieże WTC są jedynym w dziejach przypadkiem stalowych konstrukcji, które zawaliły się w wyniku pożaru. Często przytaczane są pożary podobnych budynków - wieżowców w Filadelfii (ogień zniszczył go w 1991 r.) czy w Madrycie (spłonął w 2005 r.). Tam także zawaliły się pojedyncze piętra, ale nie cała konstrukcja.

Stopienie się stali w wyniku pożaru jest chyba najczęściej powtarzaną przyczyną zawalenia się obu wież. Tymczasem ani oficjalne dokumenty, ani tym bardziej ustalenia "spiskowców" nie zawierają takich rewelacji.

Eksperci pracujący dla NIST dowiedli, że paliwo lotnicze w każdym z samolotów spalało się maksymalnie 20 minut. Wtedy temperatura ognia w miejscu katastrofy wynosiła 1000 stopni C. Po tym czasie spadła o połowę.

Tysiąc stopni to prawdziwe piekło, jednak jeszcze zbyt mało, by stopić stal. Wystarczająco dużo jednak, by zmniejszyć jej wytrzymałość... aż o 90 proc. w stosunku do właściwości posiadanych w temperaturze pokojowej. I właśnie to zaważyło, według oficjalnej wersji, o zawaleniu się konstrukcji obu budynków. Pogrzebały one łącznie 2602 osoby (razem z 147 osobami na pokładach obu maszyn). Kolejne 26 osób zostało uznanych za zaginione.

WTC popłynęło do Chin?

Węszący podstęp uważają jednak, że temperatura w pobliżu szczątek maszyn była dużo niższa. Na wielu filmach widać bowiem osoby, które z wyrw zrobionych przez samoloty machają do ludzi znajdujących się na ziemi.

Wątpliwości co do prawdziwych przyczyn zawalenia się bliźniaczych wież WTC dodaje dodatkowo fakt, że 50 tys. ton stali odzyskanej z ruin trzech zniszczonych budynków Światowego Centrum

Handlu sprzedano trzy miesiące po zamachach chińskiej firmie Baosteel po 120 dolarów za tonę. To o ponad 30 dolarów za tonę taniej, niż wynosiła ówczesna średnia cena stalowego złomu. Dla zwolenników spiskowych teorii nie ma lepszego potwierdzenia prawdziwości ich domysłów oraz mataczenia władz, chcących za wszelką cenę ukryć prawdziwą przyczynę katastrofy.

Samolot był, ale znikł?

Jeszcze więcej wątpliwości i pytań nasuwa się w przypadku ataku terrorystycznego na Pentagon. Oficjalna wersja mówi o tym, że w zachodnią część Departamentu Obrony USA uderzył samolot Boeing 757.

No właśnie uderzył, ale niewiele z niego pozostało. Jedyne co odnaleziono, to "czarne skrzynki", nos maszyny, kawałki podwozia, oponę i nietknięty przez ogień fotel z kokpitu. Prawie wszystkie ofiary: 53 pasażerów samolotu, 6 członków załogi maszyny, 125 osób na ziemi i 5 porywaczy zidentyfikowano natomiast na podstawie badań DNA.

Tak wyglądał Pentagon, krótko po ataku:

Jak to możliwe, że maszyna o rozpiętości skrzydeł ponad 38 m zrobiła wyrwę w budynku o szerokości tylko około 23 m i oprócz pięciu ściętych latarni i lekko uszkodzonego generatora nie pozostawiła śladów na trawniku Pentagonu? Zwolennicy spiskowych teorii zagadkę wyjaśniają tę następująco: w budynek Departamentu Obrony uderzył nie samolot pasażerski lecz pocisk sterowany. Domniemania te potwierdzają niektórzy pracownicy Pentagonu, którzy zeznali, że tuż po wybuchu czuli zapach materiałów wybuchowych.

Co się wydarzyło w ciągu tej sekundy?

Mało tego, organizacja "Pilots for 911 truth" skupiająca byłych i obecnych pilotów, którzy pragną rozwiązać zagadkę zamachów z 11 września twierdzi, że tak skomplikowanych manewrów ogromną maszyną mógł dokonać tylko doświadczony pilot. Tymczasem niejaki Hani Hanjour, który znajdował się za sterami porwanego Boeinga w chwili uderzenia na Pentagon, ledwie kilka tygodni przed zamachem oblał egzamin na pilota. I to bynajmniej nie na olbrzymim odrzutowcu pasażerskim, lecz na lekkim samolocie Cessna.

Z zapisu lotu maszyny American Airlines, jaki odczytano z "czarnych skrzynek" wynika, że sekundę przed uderzeniem samolot znajdował się zbyt wysoko, by chwile później wbić się w Pentagon. Zdaniem "Pilots for 911 truth" świadczy to albo o sfałszowaniu dokumentacji albo o przedstawieniu opinii publicznej danych lotu zupełnie innej maszyny.

Bardzo dziwny jest także tor lotu samolotu. Tuż przed uderzeniem kierujący maszyną terrorysta wykonał zwrot i uderzył w, wówczas remontowaną, część budynku. Choć tym samym dłużej pozostawał w powietrzu (i strefie zakazu lotów) nie spotkało się to z żadną reakcją sił bezpieczeństwa. A między Pentagonem a bazą lotniczą Andrews jest tylko 17 km w linii prostej...

Zestrzelony, nie rozbity?

Zestrzelony przez myśliwce mógł zostać natomiast kolejny z porwanych Boeingów. Okryty sławą lot 93 linii United Airlines był jedynym z porwanych 11 września samolotów, którzy nie dotarł do wybranego przez terrorystów celu. Jak wynika z ujawnionych rozmów zapisanych na "czarnych skrzynkach" bunt zakładników sprawił, że porywacze rozmyślnie rozbili samolot, który do ostatniej chwili był pod ich kontrolą.

Czy lot 93 linii United Airlines rzeczywiście rozbił się na polach Shanksville?

Wbrew oficjalnej wersji zdarzeń, być może to nie pasażerowie lotu z Nowego Jorku do San Francisco postawili się terrorystom. "Spiskowcy" uważają, że maszyna, która rozbiła się na polach Shanksville w stanie Pensylwania została zestrzelona, bowiem osoby znajdujące się na jej pokładzie dowiedziały się o rządowym spisku.

Czy to prawda? Taką wersje wydarzeń ma potwierdzać fakt, że części samolotu, a zwłaszcza jeden z silników, znaleziono kilka kilometrów od miejsca, w którym znajdowały się resztki roztrzaskanego odrzutowca. Na silniku miały być widoczne natomiast typowe ślady pozostające po uderzeniu rakietą. Potwierdzałoby to hipotezę, że samolot został zestrzelony pociskiem naprowadzanym na ciepło. Amerykańskie władze utrzymują, że w pobliżu tej maszyny linii United Airlines nie było żadnej wojskowego samolotu.

Bardziej radykalne wersje tego zdarzenia mówią o tym, że samolot bezpiecznie wylądował w Cleveland w stanie Ohio i... jego pasażerów zamordowano lub przewieziono do miejsc odosobnienia, z których już nigdy nie zostaną wypuszczeni. Na polach Pensylwanii rozbił się natomiast samolot linii Delta, lot 1989, którym w wielkiej tajemnicy zastąpiono poprzednią maszynę. Po co? Chyba nie ma na to pytanie jednej, jednoznacznej i wiarygodnej odpowiedzi.

Setki pytań, a gdzie odpowiedzi?

Przytoczone powyżej spiskowe teorie są tylko kilkoma, bardzo nielicznymi, przykładami prawdziwego oceanu podobnych im hipotez. Wielokrotnie domniemano chociażby, że o planowanych zamachach wiedziały kręgi biznesowe (podejrzane transakcje akcjami linii lotniczych American Airlines i United Airlines kilka dni przed atakami), czy chociażby rząd Izraela. Ten ostatni miał ostrzec swoich obywateli, by nie przychodzili do pracy 11 września. "Spiskowcy" twierdzą, że 4 tysiące Żydów nie pojawiło się wtedy w pracy, co może świadczy o tym, że zamach został przygotowany i przeprowadzony przez siły specjalne Izraela.

Po co terrorysta, który miał rozbić samolot, napisał testament? Zobacz:

Komisja ds. 11 września wyjaśniła, że liczba 4 tys. Izraelczyków została podana przez izraelskie ministerstwo spraw zagranicznych, jako całkowita liczba obywateli tego państwa przebywających w rejonach Nowego Jorku i Waszyngtonu, gdzie doszło do aktów terroryzmu. Jak ustalono w toku śledztwa, faktycznie w zamachach zginął tylko jeden Żyd (obywatel państwa Izrael) ale żydów (wyznawców judaizmu) wśród ofiar było od 10 do 15 proc., czyli około 400 osób.

Gdzie leży prawda?

Jak widać, każda teoria na temat zamachów terrorystycznych z 11 września 2001 r. ma przynajmniej dwa, wzajemnie wykluczające się, wyjaśnienia. Twórcy takich hipotez - niezależni badacze, jak i całkiem spore organizacje - określani są wspólnym mianem "Ruchu Prawdy 11 września" ("9/11 Truth Movement"), skupionym wokół witryny 911Truth.org. Ignorowanie tematu spiskowych teorii przez mass media sprawiło, że zaistniały właśnie w internecie, gdzie można znaleźć setki stron, zdjęć, filmów czy relacji świadków wyjaśniających tajemnicę zamachów. Myli się tym samym ten, kto sądzi, że jest to marginalne zjawisko. Jest to raczej samonakręcająca się machina, napędzana ludzkim strachem i podsycana uwielbieniem dla wszystkiego, co tajemnicze. Inna sprawa, że w przypadku 11 września jest zdecydowanie więcej pytań niż odpowiedzi.

Czy spiskowe teorie mogą się okazać prawdziwe? Raczej małe są na to szanse, bowiem w znacznym stopniu takie hipotezy opierają się na przeczuciach, domysłach oraz wyrwanych z kontekstu fragmentach wypowiedzi, a nie na racjonalnej analizie faktów oraz wiarygodnym materiale dowodowym. Są popularne i bardzo trwałe w świadomości społecznej, bo w miarę prosty sposób wyjaśniają skomplikowane historie i jednocześnie pozwalają na swobodne zmienianie faktów.

Co więcej, ludziom trudno uwierzyć, że z pozoru nieistotne i błahe przyczyny mogą mieć zatrważające skutki. Tak było chociażby w przypadku zabójstwa prezydenta J.F. Kennedy'ego, kiedy jedna osoba wstrząsnęła posadami ogromnego kraju, czy śmierci księżnej Diany, która zginęła w wypadku samochodowym. W tych dwóch przypadkach, tak jak i w sprawie zamachów z 11 września, wyrosły setki spiskowych teorii. Wobec tak ogromnych i traumatycznych doświadczeń trudno ustalić bowiem jedną i niepodważalną wersję zdarzeń, która rozwiewałaby wszelkie wątpliwości wszystkich osób.

Marcin Wójcik

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy