Ogień rusznic pod Orszą

Wielka wiktoria z 1514 roku Polski i Litwy w wojnie z Moskwą nie doczekała się złotej legendy.

Obraz "Bitwa pod Orszą" jest jedynym dziełem tego typu w polskim malarstwie renesansowym
Obraz "Bitwa pod Orszą" jest jedynym dziełem tego typu w polskim malarstwie renesansowymPolska Zbrojna

Roszczenia wielkich kniaziów

Po raz pierwszy w dziejach cesarz niemiecki nazwał władcę Moskwy cesarzem, co sprzyjało roszczeniom wielkich kniaziów wobec ruskich ziem Rzeczypospolitej.

Jednocześnie cesarz Maksymilian I montował ogromną koalicję Habsburgów, Moskwy, zakonów krzyżackiego i inflanckiego, króla duńskiego, książąt domu brandenburskiego, saskiego i hospodara mołdawskiego. Miała ona 23 kwietnia 1515 roku uderzyć na Polskę i Litwę ze wszystkich stron. Na wieść o planach rozbioru Polski i Litwy Zygmunt pisał do papieża: "Już przepisali podział, co komu przypaść powinno z państw naszych".

Bronić twierdzy "aż do gardła swego"

W lutym 1514 roku za podatki wystawiono ośmiotysięczną armię zaciężną dowodzoną przez starostę trembowelskiego Janusza Świerczowskiego. W Smoleńsku załogą kierował zaś wojewoda Jurij Sołłohub, który uroczyście przysiągł królowi polskiemu bronić twierdzy "aż do gardła swego".

Nie spodziewano się tego, gdyż dotąd trzy armie działały na oddzielnych obszarach. "Podobno do tego oblężenia Wasyl użył ponad trzystu dział oblężniczych, zwanych pospolicie bombardami" - pisał sekretarz królewski Jost Decjusz. Miasto otaczały potężne szańce wzniesione "z ziemi, kamieni i kłód dębowych", tak że "nie imały się ich żadne pociski". Potężna artyleria, zaciężni Niemcy czy Włosi, "niepomni swej wiary" i komu służą, nie zdołali z marszu włamać się w obronę pomimo huraganowego ognia.

Król był więc przekonany, że potężna twierdza jest nie do zdobycia, tym bardziej że on sam szykował odsiecz. Tymczasem 31 lipca 1514 roku nieoczekiwanie Sołłohub poddał twierdzę, a mieszkańcy Smoleńska złożyli przed Wasylem III wiernopoddańczą przysięgę. Bali się rzezi. To był szok dla króla i jego rady przebywających od 26 lipca pod Mińskiem.

Wielki łup

Niewykluczone, że niektórzy z tej "panów rady" zostali przekupieni. 31 lipca 1514 roku do twierdzy triumfalnie wjechał Wasyl III, witany uroczyście przez biskupa prawosławnego Warsonofija. Wielki kniaź, jak na zwycięskiego władcę przystało, "po nabożeństwie ograbił zamek ze wszystkiego, jakie było, złota, srebra, pereł, drogich kamieni i innych kosztowności", opisywał Decjusz. "Do Moskwy wysłał wielki łup".

Nastroje w utraconym Smoleńsku szybko się zresztą zmieniły: po zasmakowaniu rządów braci Szujskich biskup Warsonofij wysłał do króla Zygmunta swego "bratanka Waśka Chodyjna z zapewnieniem, że mieszkańcy ułatwią mu odzyskanie twierdzy". Być może rozczarowanie mieszkańców Smoleńska wiązało się z mianowaniem braci Szujskich nowymi komendantami twierdzy. Przewidywany na to stanowisko kniaź Michał Gliński był dla Wasyla III zbyt niebezpieczny, by go nominować.

Ochrona Wilna

Niemniej jednak Ostrogski miał przed sobą aż trzy dobrze uzbrojone armie moskiewskie. Hetman bez obaw szedł dalej na Dniepr, spychał rosyjskie oddziały osłonowe i wytrwale kierował się w stronę węzła orszańskiego. Armia Wasyla III stanęła również u przeprawy przez Dniepr pod Orszą, która była w polskich rękach. Niemal wszystkie nasze źródła podają, że liczyła ona 80 tysięcy Rusów. Jednakże według rosyjskich historyków oznaczałoby to kres mobilizacyjnych możliwości Moskwy. Najprawdopodobniej Wasyl III miał około 60-tysięczną armię (dwa razy liczniejszą od polsko-litewskiej).

O ile Ostrogski działał sprawnie i planowo, o tyle wódz moskiewski, koniuszy hosudara Iwan Czeladnin, dowodził fatalnie. Zaatakowanie i zniszczenie nieprzyjaciela w trakcie przepraw było i jest kanonem sztuki wojennej, ale Czeladnin nie skorzystał z tego. Podobno orzekł, że poczeka na całość armii polsko-litewskiej, aby zepchnąć ją do rzeki i wyniszczyć do cna. W rezultacie już o świcie 8 września hetmani ustawiali szyki "starego urządzenia polskiego" na drugim brzegu Dniepru.

Z przodu stanęły dwa hufce czelne: litewski hetmana Konstantego Ostrogskiego i polski hetmana nadwornego Wojciecha Sampolińskiego. Dalej piechota zaciężna, a za nią dwa hufce walne: polski Janusza Świerczowskiego i litewski Jerzego "Herkulesa" Radziwiłła. Na prawym skrzydle, w lesie, dowodzący hetman Ostrogski ukrył piechotę i artylerię. Na zachowanym obrazie bitwy pod Orszą - bezcennym źródle historycznym - hetman wielki litewski, dostojny, z odkrytą głową, bez hełmu, z senatorską brodą, dowodzi na polu bitwy i wskazuje miejsce zasadzki pod lasem.

Wbrew zasadom sztuki wojennej

Wtedy polski huf Sampolińskiego wykonał zaskakujący, wbrew zasadom sztuki wojennej, rajd przed frontem hufu litewskiego czelnego. Uderzył w bok nacierających Rosjan. Manewr ten przypominał manewr Aleksandra Wielkiego pod Gaugamelą, choć zmiana frontu, oznaczająca odsłonięcie boku szarżujących chorągwi, zawsze wiązała się z ogromnym ryzykiem.

Sampoliński zdołał wbić się w skrzydło nieprzyjaciela. Wywiązała się zaciekła walka: raz ustępowali Rosjanie, raz Polacy. Sytuacja zmieniała się do chwili, gdy polska artyleria otworzyła ogień z rusznic piechoty oraz gdy uderzył polski huf wanly Świerczowskiego. Wtedy Pułk Prawej Ręki załamał się i rzucił do ucieczki.

Niemal jednocześnie zawrzało na prawym skrzydle polskim. W pewnym momencie Polacy rzucili się do pozorowanej ucieczki. Czeladnin dał się nabrać na tę tatarską sztuczkę i przekonany o zwycięstwie rzucił na dobicie wroga Wielki Pułk w centrum. W tym czasie Pułk Lewej Ręki goniący Polaków dostał się pod silny ogień piechoty i artylerii ustawionej przez Ostrogskiego w lesie. Rosjanie zawrócili i wpadli na szarżujący własny Wielki Pułk. Jednocześnie hetman Ostrogski uderzył w jego bok, pozostawiając Sampolińskiemu rozgromienie prawego pułku.

Spalił za sobą Dorohobuż. Inne zamki, Dubrowna i Mścisław, poddawały się Polakom bez walki. Polska i litewska jazda, świetnie dowodzona, pokazała niezwykłe umiejętności. Znakomicie współpracowały rodzaje wojsk. Szarże rosyjskie załamywały się w ogniu rusznic piechoty i artylerii, umiejętnie odsłanianej przez manewry jazdy.

Niestety, na odbicie Smoleńska nie wystarczyło już ani sił, ani zapału. Gdy po czterech tygodniach Ostrogski nadciągnął pod wały z 16 tysiącami "wozów picownych", wojsko polskie i litewskie zobaczyło tam wystawione przez Wasyla Szujskiego trupy mieszkańców Smoleńska, którzy chcieli powrotu do Rzeczypospolitej. Ponieważ jednak Ostrogski "strzelby nie miał [...], z wielką korzyścią i sławą nazad się do Wilna wrócił".

Bez złotej legendy

Król na wieść o wielkim zwycięstwie pojawił się w Wilnie 27 września i tamże przygotował wielki wjazd triumfalny hetmanowi Ostrogskiemu i jego żołnierzom. We wszystkich kościołach zarządzono modły dziękczynne. Z obozu spod Borysowa Zygmunt wysłał do Rzymu do papieża Leona X 14 jeńców szlacheckich Moskwy z triumfalnym listem o wiktorii, a najznaczniejszych ujętych bojarów rozesłał do zamków swego państwa, licząc na wykup przez hosudara.

Chociaż papież nawet zarządził modły dziękczynne w Rzymie "z racji zwycięstwa odniesionego przez Zygmunta", dziwnym trafem jedna z największych wiktorii polskich i litewskich nie doczekała się złotej legendy. Może dlatego, że nie została wykorzystana politycznie i militarnie: wszak Smoleńsk pozostał w rękach Moskwy. Jednakże wieść o zwycięstwie miała ogromną wagę polityczną - cesarz Maksymilian musiał zaprzestać tworzenia koalicji mającej rozebrać Rzeczpospolitą. Niecały rok później, w lipcu 1515, doszło do spotkania w Wiedniu Jagiellonów z cesarzem i do zawarcia pokoju. Nie byłoby to zapewne możliwe, gdyby nie druzgocące zwycięstwo nad Dnieprem.

Jerzy Besala

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas