Pięciu polskich władców, którzy umarli z przejedzenia i przepicia

Średniowieczne uczty dworskie nie zawsze kończyły się tak, jakby chciał tego gospodarz /Wikimedia Commons – repozytorium wolnych zasobów /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Piętnaście kurczaków i morze wina. Tysiąc pomarańczy. Albo zabójcza mieszanka ogórków i miodu pitnego. Ci monarchowie sobie nie żałowali. Również na swojej ostatniej wieczerzy.

Król padł nagle w trakcie uczty, ledwo umoczywszy usta w pucharze? Z pewnością został otruty! Tak właśnie tłumaczono prawie każdy nagły zgon wśród możnych tego świata, gdy medycyna nie umiała go zracjonalizować. Wydawać by się mogło, że wielcy ludzie nie umierają z prozaicznych powodów, takich jak łakomstwo i opilstwo. A jednak - Aleksander Wielki, Adolf Fryderyk czy Henryk I najpewniej zwyczajnie się przeżarli, często dopełniając dzieła swoim ulubionym trunkiem. Wśród polskich władców także nie brakowało takich przypadków.

Otyły, ale z pola walki uciekł

Mieszko II, o wiele mówiącym przydomku Otyły, krótko sprawował samodzielne rządy na ziemi opolsko-raciborskiej. W chwili śmierci w 1246 roku miał zaledwie 26 lat. Niewiele w swoim życiu osiągnął. Mógł zginąć w bitwie z Tatarami pod Legnicą i zapisać się na kartach historii jako heroiczny obrońca Polski. Zamiast walczyć, skrył się jednak za fortyfikacjami grodu, czekając aż zawierucha go ominie. W międzyczasie najeźdźcy pokazali mu wbitą na włócznię głowę Henryka Pobożnego, do którego śmierci tchórzostwo Mieszka z pewnością się przyczyniło.

Reklama

Odwagą Mieszko się nie popisał. Ale przynajmniej miał tyle zapobiegliwości, by spisać ostatnią wolę. Okazało się to istotne, ponieważ władca według kronikarzy był bezpłodny. Nie pozostawił potomka, któremu mógłby przekazać swe ziemie. Testament uporządkował sprawy i większość dóbr przypadła młodszemu bratu księcia, Władysławowi.

Jedną z możliwych przyczyn śmierci grubego władcy była wodna puchlina. Wydaje się jednak, że w tkankach ciała Mieszka zatrzymała się nie woda a najzwyczajniej w świecie tłuszcz. Źródła powtarzają zresztą, że zabiła go chorobliwa nadwaga. Swoje przeznaczenie Mieszko II Otyły spotkał podobno nad 15 kurczakami, które popił morzem wina. Biorąc pod uwagę, że ludzki żołądek ma pojemność od 1 do 3 litrów, śmiało można uznać, że książę opolsko-raciborski poszedł na rekord.

Bolko, płać!

Bolko Hojny to idealny przydomek dla kogoś z kim chciałoby się wyjść na miasto, zabawić, a rano zobaczyć, że to nie nam przyszło zapłacić za wszystko rachunek. Taki właśnie był książę legnicki Bolesław III Rozrzutny (1291-1352). Władca był prawdziwym wielbicielem wystawnego życia, co uniemożliwiło mu polityczną karierę, a nawet dosłownie wpędziło go do grobu.

Dzięki pochodzeniu swej żony Małgorzaty, Bolko mógł ubiegać się o czeską koronę. Za panowania Jana Luksemburskiego bywał często na praskim dworze. Próbował też wspierać monarchę w sporach z opozycją. Miał szansę na zdobycie księstwa wrocławskiego w walce ze swoim bratem Henrykiem VI. Wszystko jednak spaliło na panewce, bo tak prywatnie, jak i w polityce Bolko delikatnie mówiąc do oszczędnych nie należał. Dzielnic pozbywał się dla srebrnych grzywien, przez chwilę udawało mu się utrzymać pozycję, by zaraz utracić ją na rzecz młodszych braci.

Nawet tracąc wpływy i posiadłości, Bolko nie umiał zrezygnować z wystawnego życia, czego przejawem były chociażby zagraniczne podróże. Władca ufundował także dwa klasztory w Brzegu i wspierał finansowo opactwo w Lubiążu. To jednak nie zapewniło mu wystarczającej przychylności kościoła - dwukrotnie został bowiem obłożony klątwą (za niepłacenie długów i zabór mienia).

Została ona zdjęta dopiero dzięki wstawiennictwu synów Bolka, gdy władca był już na łożu śmierci. Umarł tak jak żył. Na zakończenie Wielkiego Postu zorganizowano wystawną ucztę, a niemający pomiarkowania w jedzeniu Bolesław III Rozrzutny, zażarł się na śmierć, pochłaniając podobno aż 13 kurczaków, popijając to kilkoma litrami wina i piwa!

Clubbing na Mazowszu

Kiedy w dość krótkim odstępie czasu zmarli dwaj ostatni książęta mazowieccy - Stanisław (8 sierpnia 1524 roku) i Janusz III (w nocy z 9 na 10 marca 1526 roku), natychmiast zaczęto węszyć spisek. Cóż bowiem może zabić dwóch mężczyzn w sile wieku, jeśli nie solidna porcja trucizny? Znaleziono nawet rzekomą prowodyrkę tego podwójnego morderstwa, Katarzynę Radziejowską, będącą kolejno kochanką obu książąt.

Sprawa przestała być tak oczywista, gdy świadkowie zaczęli sypać anegdotami odnośnie wyjątkowo niehigienicznego trybu życia braci. Stanisław, choć miał łagodne usposobienie, nie wylewał za kołnierz. Źródła donoszą nawet, na jak ogromnego kaca cierpiał niedługo przed śmiercią. Janusz także sam sobie był winien pijąc bez miary.

Okazało się, że panowie nieraz biesiadowali ze swoimi kompanami troynik z muszkatellą mieszając. Panna Katarzyna wcale nie zleciła zabicia kochanków. Nawet w edykcie wydanym przez Zygmunta Starego w 1528 roku uznano, że książę Janusz nie zmarł w wyniku przestępstwa lecz z woli Boga Wszechmogącego. A innymi słowy: ze zwykłego przepicia.

Książę naprawdę wielki

10 listopada 1673 roku żywota dokonał Król Polski i Wielki Książę Litewski Michał Korybut Wiśniowiecki. Na temat jego nawyków żywieniowych krążą do dziś opowieści, którym czasem nie sposób dać wiary. Pewnego razu zjadł rzekomo tysiąc pomarańczek przysłanych mu z Gdańska. W tej historii widać przesadę, ale prawdą jest, że władca był wielki zgodnie z tytułem i miał sporą nadwagę.

Przyczyny jego śmierci zostały różnie odnotowane w źródłach. Według niektórych, zadławił się kiszonym ogórkiem. W świetle innych - zatruł owocami. Pojawiły się także teorie o otruciu i wrzodach żołądka (o czym świadczyć mógłby niezdrowy wygląd księcia). Dolegliwości Wiśniowieckiego określano także współcześnie mianem suchot. Mimo złego stanu zdrowia, wbrew zaleceniom lekarzy, władca zdecydował się na wyprawę z Warszawy do Lwowa. Kres tej podróży okazał się dla niego także kresem życia.

Korybut Wiśniowiecki już na rogatkach miasta zaczął odczuwać silny ból głowy, który nie pozwalał mu jeść (co akurat przy jego nadwadze raczej by nie zaszkodziło) ani spać. Później cierpiał także na kłucie w bokach i osłabienie.

W końcu władca poczuł się tak źle, że spisał testament, zaś 6 listopada został namaszczony olejami. Po kilku dniach zmarł. Biorąc pod uwagę nagłe pogorszenie jego stanu zdrowia i wyniki sekcji, pęknięcie wrzodów wydaje się jak najbardziej prawdopodobne.

W rodzinie Wiśniowieckich nie był to zresztą jedyny przypadek zgonu związanego z jedzeniem. Ojciec króla, Jeremi Wiśniowiecki, także zmarł w wyniku dolegliwości żołądkowych. Wersja najbardziej prozaiczna mówi, że pokonała go zakaźna biegunka, wersja dramatyczna - że został zamordowany. Bardzo jednak możliwe, że zatruł się mieszanką ogórków i miodu pitnego, która w tamtych czasach nie była wcale aż tak ekstrawagancka.

Zainteresował cię ten artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o tym, jak załatwiali się polscy królowie.

Zuzanna Pęksa - Absolwentka filologii polskiej, specjalność filmoznawstwo. Miłośniczka wszystkiego co związane z dyktatorami. Obecnie opiekun marki CiekawostkiHistoryczne.pl.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy