Powstanie zrujnowało Warszawę. Oto blaski i cienie odbudowy stolicy
Zniszczenia Warszawy rozpoczęły wraz z początkiem II wojny światowej, a zakończyły wraz z upadkiem Powstania Warszawskiego. Już na początku 1945 roku zaczęto odbudowę, która dzięki środkom pochodzącym od wszystkich Polaków mogła być zrealizowana, a ukoronowaniem było wpisanie Starego Miasta na listę UNESCO. Ale nie każdy wie, że ta historia ma także swoją ciemną stronę.
To był ewenement na skalę światową. To nie była budowa stolicy od zera, jak w przypadku Brasilii czy Nowej Stolicy Administracyjnej Egiptu. To było coś o wiele większego - odbudowa zniszczonej tkanki miasta z zachowaniem szczegółów. W pierwszych dniach po wojnie nikt nie wierzył, że to się uda. O odbudowie przesądził głos Stalina, ale wykonało tę wielką pracę całe polskie społeczeństwo. O efekcie końcowym może świadczyć m.in. fakt, że 2 września 1980 roku Stare Miasto zostało umieszczone na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Całe przedsięwzięcie miało jednak także ciemną stronę.
Zaczęło się już od pierwszych nalotów w 1939 roku, kiedy to runęło 10 proc. zabudowy. Dalszy ciąg miał miejsce podczas sowieckich bombardowań i w 1943 roku wraz z likwidacją warszawskiego getta. Ostateczne niszczenie nadeszło wraz z Powstaniem Warszawskim. Budynki, które przetrwały zryw były następnie niszczone przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Jeszcze przed zakończeniem wojny straty szacowano na 72 proc. w przypadku budynków mieszkalnych i 90 proc. w przypadku obiektów przemysłowych i zabytków.
Tuż po wojnie kraj stanął przed niewyobrażalnym wręcz wyzwaniem. Początkowo władze komunistyczne rozważały przeniesienie stolicy do Łodzi, a Warszawa miała pozostać swego rodzaju pomnikiem przypominającym o minionej tragedii. Stanęło jednak na odbudowie. To głównie dzięki ludziom, którzy już od początku 1945 roku (a więc w trakcie zimy) powracali do miasta i... Stalinowi. Oczywiście nie chodziło o żadną wspaniałomyślność czy chęć pomocy, a jedynie politykę wizerunkową na konferencji w Jałcie. Tę zapewnić miała podnosząca się ze zniszczeń Polska ze stolicą właśnie w Warszawie. Co więcej, Stalin obiecywał Bolesławowi Bierutowi pokrycie połowy kosztów odbudowy, jeśli tylko wprowadzi on właściwy ustrój społeczno-polityczny.
Możemy sobie wyobrażać ten patriotyczny zryw, chęć odbudowy, każdy łapie za łopaty, cegły i kielnie i z uśmiechem na twarzy dzielnie znosi trud podczas wznoszenia budynków od zera. Rzeczywiście, uwiecznione w kronikach filmowych ujęcia ukazywały prawdziwe motywacje ludzi. Z drugiej strony od samego początku ścierały się dwie frakcje, o czym za chwilę.
W styczniu 1945 roku powstało Biuro Organizacji Odbudowy miasta stołecznego Warszawy, które 14 lutego 1945 roku zostało przekształcone w Biuro Odbudowy Stolicy. Część mieszkańców nieco ironiczne rozwijała skrót BOS jako "Boże Odbuduj Stolicę". W nowo utworzonej instytucji nie wszyscy jednakowo patrzyli w przyszłość.
Frakcja skupiona wokół Jana Zachwatowicza chciała zrekonstruować jak największą liczbę budynków. To dzięki korzystaniu nie tylko z zachowanej dokumentacji, ale także pamięci, a nawet sztuki, jak choćby XVIII-wieczną twórczość Canaletta. Ich pomysł był zupełnie odmienny od tego, który realizowano w Niemczech, Francji, Włoszech i wielu innych krajach, tj. odbudowy tylko wybranych, najcenniejszych obiektów. Drugą frakcją byli moderniści skupieni wokół szefa BOS Romana Piotrowskiego i Józefa Sigalina. Oprócz rekonstrukcji prowadzono prace nad pozostałą częścią miasta, które musiało przyjąć coraz większą liczbę mieszkańców.
Pojawia się więc pytanie, w jaki sposób finansowano z takim rozmachem prowadzone prace. Było to możliwe dzięki założeniu Społecznego Funduszu Odbudowy Stolicy. Na jego potrzeby z pensji każdego pracującego Polaka odprowadzano 0,5 proc. wynagrodzenia. W 1966 roku SFOS został przemianowany na Społeczny Fundusz Budowy Szkół i Internatów. Dzięki zgromadzonym dzięki niemu środkom początkowo odbudowano liczne obiekty w Warszawie, jak choćby pałac w Wilanowie, pałac Na Wyspie w Łazienkach Królewskich czy pomniki: Chopina, Kopernika, Mickiewicza, Poniatowskiego, a nawet kolumnę Zygmunta. Od 1958 roku finansowano również prace w Lublinie, Sandomierzu, Gdańsku, Poznaniu i Szczecinie.
Warto również zaznaczyć, że przy okazji odbudowy zgromadzono niezwykle cenne dokumenty dla przyszłych historyków. Prace inwentaryzacyjne i zdjęcia lotnicze pozwoliły zachować nawet takie szczegóły jak stojące barykady powstańcze.
Nie chodzi wcale o wypadki (w tym śmiertelne) podczas robót budowlanych, o których wspominają Kroniki Filmowe. Gdy w jednym miejscu starano się odbudować zniszczoną tkankę miejską, w innym z premedytacją niszczono pozostałości XIX-wiecznego miasta. Tego bowiem wymagało tworzenie nowej socjalistycznej stolicy, czego najlepszym przykładem są przeprowadzane nacjonalizacje gruntów, aby dawni właściciele nie mieli po co wracać i budowa Pałacu Kultury, który wymagał zrównania z ziemią budynków, które przetrwały Powstanie Warszawskie.
Rzadziej się także wspomina o tym, by Warszawa mogła podnieść się niczym Feniks z popiołów, potrzebowano niewyobrażalnej ilości materiałów budowlanych. Te pozyskiwano z rozbiórki... Ziem Odzyskanych, czyli zachodnich miast Polski. Choć mieszkańcom tych terenów nie mieściło się w głowach, w pozostałej części kraju traktowano to jak swego rodzaju odszkodowanie za zniszczenia wojenne. Tym bardziej, że wśród wielu osób panowała niepewność co do przyszłości tych terenów, uważano, że może wybuchnąć kolejny konflikt, który doprowadzi do zmiany granic.
Tu z kolei wyrazistym przykładem może być Wrocław, z którego cegły pozyskiwano w latach 1949-1953. W szczytowym okresie 1950 roku wywieziono 163 miliony zabytkowych cegieł. Pochodziły nie tylko z ruin. Rozbierano nawet budynki, które były uszkodzone w niewielkim stopniu. Ale był to nie tylko Dolny Śląsk. Ucierpiało także Pomorze Zachodnie. W Szczecinie rozebrano np. budynki opery i teatru z unikalną w Europie obrotową sceną. Zupełnie też nie troszczono się o miasta zachodniej Polski. Po dawnym niemieckim Landsbergu, czyli powojennym Gorzowie zwanym od marca 1946 roku Wielkopolskim pozostał zaledwie cień. Podobny los spotkał wiele nienaruszonych podczas wojny budynków na Górnym Śląsku.
Choć od zakończenia wojny minęło wiele lat, niektóre skutki (w tym powojenna nacjonalizacja) ciągną się za nami po dziś dzień. Oczywiście łatwiej ocenić wyżej opisane decyzje znając późniejsze wydarzenia. Wówczas liczyła się wyłącznie odbudowa stolicy i zdecydowanie tego "cudu" udało się dokonać.