Riese: Podziemna twierdza III Rzeszy

Legendą obrosły opowieści o kolumnach ciężarówek i pociągach znikających we wnętrzach gór. W jednym z transportów miała się znajdować m.in. Bursztynowa Komnata /East News
Reklama

Podziemia kompleksu Riese w Górach Sowich to, zdaniem wielu, miejsce ukrycia nazistowskich skarbów. Ten, kto chciałby po nie sięgnąć, musi pokonać tysiące ton skał zagradzających wejścia do sztolni i korytarzy oraz tajne bractwo „strażników”...

Obersturmbahnführer Manfred Jeschke spojrzał zniecierpliwiony na zegarek. - Los, los! - popędził ostatnich więźniów wnoszących skrzynie w głąb wykutego w skalnym zboczu tunelu. Odczekał minutę i skinął głową, dając znak stojącym przy wyjściu grenadierom SS. 

Wszyscy oddalili się szybkim krokiem. Jeden z żołnierzy wyciągnął ukryty w zaroślach detonator, połączył kable i wcisnął dźwignię. Rozległ się ogłuszający huk, a z wylotu sztolni trysnął gejzer pyłu i kamieni. Gdy kurz opadł, wejście do korytarza zagradzało rumowisko - niemy świadek tajemnicy i grobowiec anonimowych więźniów...

Reklama

Tajna kwatera Hitlera 

Kilometry tuneli, sztolni oraz dziesiątki budowli naziemnych w Górach Sowich, czyli kompleks Riese (Olbrzym), to mekka tropicieli zagadek II wojny światowej. Czy był tylko schronieniem dla produkcji przemysłowej Rzeszy? Dziś wiemy, że nie. 

To prawda: tereny między Kłodzkiem a Wałbrzychem i Kamienną Górą już od 1939 roku stawały się zmilitaryzowaną strefą produkującą broń dla Hitlera. 

Wydawało się, że obszar ten - trudny do obserwacji z powietrza - jest idealnym schronieniem dla fabryk amunicji czy rakiet V1 i V2. Nic więc dziwnego, iż z samego Zagłębia Ruhry planowano przesiedlić tu 150 tysięcy osób. 

Rozwijano przy tym system obozów koncentracyjnych z komendanturą w Gross Rosen, zapewniający stały dopływ niewolniczej siły roboczej. W końcu 1944 roku na Dolnym Śląsku pracowało (głównie przy projekcie Riese) ponad ćwierć miliona obcokrajowców - przede wszystkim więźniów i jeńców wojennych.

Czy tworzyli podziemne centrum nazistowskiego przemysłu? Między innymi. Lecz ich głównym zadaniem była budowa tajnej kwatery Führera. To właśnie w Górach Sowich między Jugowicami, Rzeczką a Głuszycą Hitler miał opracowywać plany podboju świata.

Kwatera Wodza miała zajmować powierzchnię ponad 10 km², a w promieniu 25 km od niej zamierzano umieścić 20 tysięcy żołnierzy! Same stanowiska obrony przeciwlotniczej miały być obsadzone przez 6600 osób. Na cele konstrukcyjne planowano zużyć prawie 360 tysięcy ton betonu. Miało to być największe przedsięwzięcie budowlane Rzeszy.

***Zobacz także***


Ostatni bastion 

Do listopada 1944 roku wykonano ponad połowę prac, ale już kilka miesięcy później stało się jasne, że Rzesza znalazła się w potrzasku. Mimo to budowa Riese trwała. Generałowie Hitlera widzieli tu bastion, mogący skutecznie bronić się przed natarciem aliantów ze wschodu i zachodu. Tak zwana twierdza sudecka, którą miałaby osłaniać milionowa armia żołnierzy Wehr machtu i SS, była pomysłem nazistów "na przetrwanie". 

W kwietniu 1945 roku feldmarszałek Ferdinand Schörner usiłował namówić Hitlera na przeprowadzkę w podziemia Riese. Daremnie. Zamiast tego Führer nakazał zniszczenie wszystkiego, co w sudeckich podziemiach może zainteresować nadciągających Rosjan. Wśród gór rozlegały się detonacje, zapadały się wejścia do sztolni i hal. Do niektórych korytarzy przed wysadzeniem wnoszono setki skrzyń, niekiedy wjeżdżały tam całe kolumny ciężarówek, a nawet składy pociągów... 

Co schowali Niemcy? Po zajęciu tych terenów przez Armię Czerwoną badaniem podziemi zajęli się Rosjanie. Nie mieli łatwego zadania. Jeszcze kilka lat po zakończeniu wojny działające w Sudetach zbrojne grupy Werwolfu ze wszystkich sił starały im się to utrudniać. 

Niemieccy dywersanci wysadzali w powietrze i odcinali przejścia do licznych korytarzy. Jeśli porównać mapy odkrytych, zbadanych i opisanych do dzisiaj tuneli, sztolni oraz hal kompleksu Riese z relacjami Niemców i pierwszych polskich osadników, łatwo zauważyć, że część Olbrzyma po prostu... zniknęła! 

Wiele zaznaczonych na hitlerowskich planach (a czasami widzianych jeszcze po zakończeniu wojny) wejść nie istnieje, liczne chodniki kończą się zawałami i gruzowiskami, choć miały ciągnąć się kilometrami. Wniosek jest jeden: ciągle nie znamy znacznej części twierdzy i nie wiemy, co kryje się w jej podziemiach...

***Zobacz także***

Kto pilnuje Olbrzyma? 

W plątaninie tuneli łatwo się zgubić. Ale błąkanie się w podziemiach może być niczym w porównaniu z niebezpieczeństwem wejścia w drogę tzw. strażnikom. Czego strzegą? 

Po zakończeniu wojny na Dolnym Śląsku brakowało wykwalifikowanej kadry technicznej i inżynierskiej. Dlatego na swoje dawne stanowiska wrócili niemieccy górnicy, robotnicy, kierownicy i sztygarzy. Niektórzy gorliwie pomagali nowym władzom: "zdradzali" tajemnice wojennej produkcji, ostrzegali przed zapuszczaniem się w zaminowane podziemia... 

Wielu zapewne współpracowało z dywersyjnymi grupami Werwolfu. Pragnący zachować anonimowość emerytowany inspektor górniczy wspomina w wywiadzie z Jerzym Rostkowskim: - Gdy szedłem na dziesiąty poziom, wiedziałem, że pierwsze trzy są przez Niemców pilnowane. (...) 

Dlaczego nie pozwolili tam chodzić, dlaczego zginął inspektor Urzędu Górniczego, którego wrzucono do szybu Maria? (...) Oni mieli ludzi we wszystkich środowiskach, mieli ludzi w ministerstwie. Kim byli "oni"? 

Jeśli mowa o strażnikach tajemnic i skrytek Olbrzyma, to za pierwszego "wielkiego mistrza" tego bractwa uznaje się Antona Dalmusa. Ten Austriak, w czasie wojny pracujący dla organizacji Todt, był jednym z tzw. autochtonów, którzy zadeklarowali pozostanie na Dolnym Śląsku i przyjęcie obywatelstwa polskiego. 

Szybko zdobył zaufanie władz i zaczął współpracę z organami Ministerstwa Odbudowy. Ożenił się z Polką i do 1953 roku mieszkał w Głuszycy. Potem przeniósł się na Opolszczyznę, a kilka lat później zezwolono mu na wyjazd do NRD. Zmarł w 1973 roku. Nudny życiorys inżyniera budownictwa? 

Nic podobnego! Jego postać obrosła legendą. Dalmus przez lata grał najprawdopodobniej rolę "podwójnego agenta". Wodził za nos spragnionych spektakularnych znalezisk komunistów, współpracując z niemieckim ruchem oporu. Wiedzę na temat tajemnic Riese miał ogromną! W kierownictwie budowy kompleksu zajmował jedno z najwyższych stanowisk. 

Jak napisał o nim wrocławski dziennikarz, można go było uważać za "wykonawcę poleceń sztabu III Rzeszy, jednego ze współtwórców podziemnego miasta oraz specjalistę od broni V1 i V2". A mimo to efekty jego "pomocy" polskim władzom były mizerne - przekazał urzędnikom informacje o kilku mało znaczących skrytkach i... to wszystko. 

Po co więc Dalmus został po wojnie na Dolnym Śląsku? On i jemu podobni wiedzieli, gdzie ukryte są najcenniejsze urządzenia, broń i kosztowności. Udostępniali je oddziałom Werwolfu i tajnym emisariuszom przybywającym górskimi szlakami z Niemiec. Prowadzili też działania odstraszające polskich poszukiwaczy skarbów. W razie potrzeby uciekali się do przemocy, szantażu i przekupstwa. Kiedy wypełnili zadanie po prostu znikali - opuszczali domy i wszelki ślad po nich ginął. 

Kto ich zastąpił? Badaczka dolnośląskich tajemnic Joanna Lamparska próbuje odpowiedzieć na to pytanie: - Trudno wskazać konkretne osoby, ale na pewno często byli to pracownicy aparatu bezpieczeństwa, milicji czy wojska. Mieli oni dostęp do tajnych dokumentów, map i planów, zajmowali się przesłuchaniami podejrzanych o dywersję, sabotaż czy współpracę z nazistami. 

Lata mijają i starzy "strażnicy" tajemnic kompleksu Riese odchodzą - być może jednym z nich był zmarły w 1989 roku mieszkaniec Walimia, u którego dopiero po śmierci znaleziono na ciele charakterystyczny tatuaż, a w schowku kompletny mundur członka SS. Podobno miejsce zmarłych zajmują jednak nowi członkowie tego dziwnego "zakonu" objętego regułą milczenia.

To, że oficjalnie tak niewiele udało się dotąd odkryć w podziemiach Riese, może świadczyć jedynie o ich skuteczności...

***Zobacz także***

Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy