Podobno polskim skokom narciarskim między Stanisławem Marusarzem a Adamem Małyszem nie przytrafił się większy talent. Miał wszystko, czego potrzebuje dobry skoczek: brawurę, naturalną lekkość w locie i pragnienie wygrywania z najlepszymi. Tragiczny wypadek tuż przed wyjazdem na igrzyska olimpijskie do Sqauw Valley zakończył karierę Zdzisława Hryniewieckiego zanim na dobre się rozpoczęła.
Niedawny upadek Piotra Żyły podczas zawodów Pucharu Świata na skoczni w Wiśle przypomina o tym, jak niebezpieczne, chociaż piękne, mogą być skoki narciarskie.
Widzowie zgromadzeni na trybunach i przed telewizorami na moment wstrzymali oddech. Szczęśliwie skoczkowi nic poważnego się nie stało - kilka zadrapań i bolesnych siniaków to skromna zapłata za nieudane lądowanie.
Niedługo później Piotr Żyła - w swoim stylu - żartował z upadku. “Nie ma to jak klasyczny telemark na nosie" - skwitował na Facebooku.
Zupełnie inaczej zapamiętaliśmy wypadek Jana Mazocha sprzed prawie trzynastu lat. Niespełna 22-letni Czech z wielką siłą huknął o zeskok Wielkiej Krokwi i stracił przytomność. Do szpitala trafił w krytycznym stanie. Powrót do zdrowia trwał kilka miesięcy. Do skoków wrócił tylko na moment.
Zdzisław Hryniewiecki był równie młody co Jan Mazoch. W odróżnieniu od Czecha wróżono mu wielką karierę. W zimowych igrzyskach olimpijskich w Squaw Valley w 1960 roku miał walczyć o medal. Do Stanów Zjednoczonych jednak nie pojechał.
Wśród seniorów skakał krótko, ale intensywnie.
W lutym 1959 roku na Wielkiej Krokwi w Zakopanem został mistrzem Polski, przerywając trzyletnią dominację Władysława Tajnera, kolegi z drużyny narodowej. Zwyciężył również w konkursie skoków na Memoriale im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny, a także w akademickich mistrzostwach Polski.
Znakomicie szło mu również w startach zagranicznych.
W marcowym konkursie lotów w Kulm ustanowił rekord Polski skokiem na odległość 116 metrów, a w ogólnej klasyfikacji (oceniano pięć prób) był piąty. Kilka dni później w Klingenthal pokonał znakomitego Helmuta Recknagela, a sezon - najlepszy dla polskich skoków od wicemistrzostwa świata Stanisława Marusarza w 1938 roku - zakończył trzecią lokatą w Oberwiesenthal.
Kolejny sezon - olimpijski - zaczął od zażartej rywalizacji z Helmutem Recknagelem. Polak w niczym nie ustępował najlepszemu z Niemców, co tylko rozpalało wyobraźnie kibiców i dziennikarzy przed wyjazdem do Squaw Valley.
Niedługo przed ogłoszeniem składu kadry, co w przypadku 21-latka pochodzącego ze Lwowa było formalnością, skoczkowie trenowali na skoczni w Wiśle-Malince.
“Dziennik Polski" 29 stycznia 1960 roku napisze:
“Na skoczni w Wiśle-Malince uległ wczoraj wypadkowi nasz doskonały zawodnik Zdzisław Hryniewiecki. Po osiągnięciu z podpórką skoku długości 78 m, o 12 proc. przekroczony został punkt krytyczny. Hryniewiecki, mimo zaleceń trenera Kozdrunia, nie skrócił rozbiegu. W następnym skoku zyskał on ponownie 78 m. Tym razem jednak, straciwszy przy lądowaniu równowagę, upadł na głowę i piersi tak fatalnie, że stracił przytomność. Odwieziono go natychmiast do szpitala w Cieszynie i prześwietlono".
W szpitalu zebrało się konsylium. O stanie zdrowia skoczka dyskutowali specjaliści z Cieszyna, Piekar i Krakowa. Stwierdzono, że ma uszkodzony kręgosłup szyjny i rdzeń pacierzowy. O starcie w Squaw Valley nie było mowy.
Dzień później, ta sama gazeta:
“Kontuzja jest bardzo poważna i skomplikowana. Leczenie potrwa kilka miesięcy, a być może zajdzie konieczność przeprowadzenia operacji. W sobotę Hryniewiecki zostanie przetransportowany helikopterem do Piekar Śląskich".
Pierwszego lutego prasa podała skład na zimowe igrzyska olimpijskie. Zdzisława Hryniewieckiego zastąpił Józef Karpiel.
28 lutego na skoczni w Squaw Valley zwyciężył Helmut Recknagel, wyprzedzając o kilka punktów Fina Niilo Halonena i Austriaka Otto Leodoltera. Władysław Tajner był dopiero 31. Niską lokatę Polaka tłumaczono przygnębieniem po wypadku w Wiśle, którego był świadkiem.
Pozostał niedosyt i domysły, co by było, gdyby Zdzisław Hryniewiecki mógł wystartować w Stanach Zjednoczonych. Przecież dopiero co, chociaż w jakże innej rzeczywistości, wygrywał z mistrzem olimpijskim...
Niemiec ładnie się zachował. Wysłał rywalowi pamiątkowy medal, pamiętał o nim. Zdzisław Hryniewiecki sprawności nigdy nie odzyskał. Do końca życia poruszał się na wózku inwalidzkim. Zmarł 17 listopada 1981 roku w Bielsku-Białej. Miał 43 lata.