Suka: Postrach aparatu represji
Nyski weszły do służby w Milicji Obywatelskiej już w latach 60-tych, ale prawdziwy postrach budziły szczególnie u demonstrantów w czasie Stanu Wojennego. Zyskały przydomek "Suka", a nikt o zdrowych zmysłach nie chciał być ich pasażerem.
Nysy były używane w aparacie represji PRL praktycznie w każdej wersji i przeróżnych odmianach - od pierwszolinijnych radiowozów po pojazdy do przewozu poczty czy sanitarki. Najbardziej charakterystyczne były egzemplarze używane przez Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskich (w 1990 roku przemianowane na Oddziały Prewencji Policji). Miała je na wyposażeniu min. Milicja Obywatelska, Służba Bezpieczeństwa, Ludowe Wojsko Polskie w tym Wojskowa Służba Wewnętrzna - WSW (poprzednik Żandarmerii Wojskowej) czy Wojska Ochrony Pogranicza (poprzednik Straży Granicznej).
Oczywiście na potrzeby każdej z nich powstawały wysoko specjalistyczne odmiany, ale pojazd bazowy niewiele się różnił. Choć w służbach były użytkowane też Żuki (np. wersja tzw. Pegaz w ZOMO), to właśnie Nysy stały się podstawowym środkiem transportu. Wydaje się, że jako "busik" była po prostu bardziej cywilizowana od kuzyna z Lublina, poza tym lepsza na zabudowę specjalistycznych wersji.
Stać! Odpadły nam drzwi!
Popularna Suka odróżniała się od innych modeli przede wszystkim odsuwanymi z obu stron pojazdu drzwiami. Było to rozwiązanie ułatwiające szybki desant załogi. Znane są dwie podstawowe wersje takich Nysek: OK - ogólno konwojowa z przedziałem dla zatrzymanych w tylnej części pojazdu, oraz W - wypadowa służąca jako środek transportu dla większej liczby milicjantów.
Nyski mimo swej archaiczności i prostoty były mile zapamiętane przez funkcjonariuszy, niekiedy jednak z dozą absurdu. Jak wspomina emerytowany policjant z Krakowa (z Kompanii Konwojowo-Ochronnej), Grzegorz Jakubowski, pojazd czasem zaskakiwał:
"Wracaliśmy Nyską z aresztu na Czarneckiego. Na wysokości dzisiejszego Placu Bohaterów Getta z naszego wehikułu odpadły boczne drzwi! Nie zdążyliśmy nawet zareagować, za nami jechał ciężarowy Star, który po prostu po nich przejechał. Wsadziliśmy ten kawał pogiętej blachy do środka i pojechaliśmy w stronę komisariatu..."
Z kratami jej do twarzy
Pojazdem bazowym w latach 70-80 tych była Nysa w wersji 522. Wyposażono ją w odróżnieniu od "cywili" we wspomniane wcześniej odsuwane drzwi po obu stronach pojazdu. Było to przemyślane rozwiązanie ułatwiające szybki desant. Zamontowano dodatkowy zbiornik paliwa w celu wydłużenia zasięgu (oddziały ZOMO w razie potrzeby były przerzucane w różne miejsca w Polsce), oraz ogrzewanie postojowe również z dodatkowym zbiornikiem paliwa i wlewem w tylnej części. Na środku dachu miejsce znalazł duży właz mający kilka zastosowań, ale najważniejsze to oczywiście szybka ewakuacja funkcjonariuszy w przypadku przewrócenia przez demonstrantów radiowozu.
Szyby zostały zabezpieczone kratami, które co prawda ograniczały widoczność ale chroniły załogę przez odłamkami szkła i kamieniami którymi często obrzucano Nyski. W przedniej części dachu miejsce znalazła charakterystyczna galeryjka z podświetlanym napisem MILICJA, produkowana przez warszawską spółdzielnię inwalidów "Elektra" pod nazwą LBS-6. Obok montowano dwutonowe sygnały dźwiękowe Belma. Niektóre egzemplarze miały też dodatkowy zestaw do wydawania komunikatów głosowych z głośnikami Tonsil.
Suki były produkowane w dwóch głównych odmianach: OK (ogólnokonwojowa) i W (wypadowa). Ta pierwsza w tylnej części pojazdu miała zabudowany przedział dla zatrzymanych. Z zewnątrz od W, różniła się brakiem szyby z boku za przesuwnymi drzwiami, oraz jednoskrzydłowymi tylnymi drzwiami z dodatkowym zewnętrznym ryglem. Wewnątrz przedział dla zatrzymanych oddzielony był ścianą grodziową z oknem. Takie Nyski służyły w różnych formacjach MO, MSW często jako pojazdy tzw. nieoznakowane. W takim przypadku jedynym wyróżnikiem były...resortowe tablice rejestracyjne.
"Wypadówka", jak już wcześniej wspomniałem, miała dodatkowe okno dla ostatniego rzędu. Z tyłu zastosowano dwuskrzydłowe drzwi (takie jak w Nysie Reanimacyjnej) i dodatkowy próg ułatwiający wyjście z pojazdu. Tego typu auta przeznaczono na wyposażenie ZOMO, pojawiały się też np w jednostkach WOP do transportu szybkich grup interwencyjnych "pograniczników". Na pojazdach ZOMO malowano na tylnych drzwiach dodatkowe białe koło - znak odległościowy ułatwiający jazdę w kolumnie. W środku montowano radiotelefon, zazwyczaj R-2432, który służył do komunikacji z dyżurnym.
Teleranka nie będzie!
Wprowadzony 13 grudnia 1981 roku stan wojenny do tej pory budzi skrajne emocje: czy był potrzebny, co jeśli nie on, czy zostali ukarani sprawcy, czy znamy liczbę ofiar tego okresu? Niewątpliwie symbolem tamtego czasu, oprócz koksowników i wojskowych transporterów opancerzonych na ulicach, są oddziały ZOMO przemieszczające się ulicami polskich miast w długich konwojach pojazdów. Oczywiście najwięcej było wśród nich...Nysek.
Oprócz nich funkcjonariusze przemieszczali się zazwyczaj terenowymi UAZ-ami oraz Starami WT. Osobną kategorię i postrach wśród demonstrantów budziły polewaczki Hydromil, które skutecznie studziły emocje szczególnie w mroźne dni...wodą!
Kołyska na kółkach
Do suki pakowano spacyfikowanych demonstrantów, którzy często wcześniej przechodzili przez tzw. ścieżkę zdrowia. W niegodnych warunkach przewożono zatrzymanych na najbliższą komendę MO w celu wykonania "dalszych czynności". Ale Nyska miała potencjalnie przydatną cechę. Jak wspomina działacz opozycji antykomunistycznej Marcin Mamoń:
"Łatwo było je rozhuśtać, zarówno od wewnątrz jak i do wewnątrz".
Widok przewróconej Suki przyjmowano owacjami, ZOMO było szczególnie znienawidzoną formacją. Zniszczenie radiowozu Milicji Obywatelskiej było symbolicznie zniszczeniem części aparatu represji PRL.
Wraz z upadkiem PRL-u Milicję Obywatelską zastąpiła Policja. Rozpoczęła się akcja przemalowania wszystkich radiowozów w nowe "barwy". Warsztaty przy komendach opuszczały po kolei wozy z nowymi oznaczeniami, nie ominęło to również Nysek. Już z napisem Policja wróciły do OPP oraz na rejonowe komendy. Był czas, że używali ich nawet dzielnicowi. Archaiczny i zarazem paliwożerny pojazd nadal służył do zachowania porządku i bezpieczeństwa obywateli. Ich duże skupiska można było spotkać np z okazji zabezpieczenia meczów piłkarskich i innych dużych wydarzeń. Często, niestety, nie wracały w całości na swoje jednostki. Jako następcę Policja wybrała Volkswageny T4, a kilka lat później ostatnie Nyski wyparły Fordy Transity. Wiele z ocalałych pojazdów trafiło następnie do jednostek Ochotniczych Straży Pożarnych, gdzie druhowie metodą gospodarczą przystosowywali je do swoich potrzeb.
Milicyjne Nyski mają za sobą wiele filmowych epizodów zarówno z czasów swojej świetności, jak i teraz w produkcjach historycznych. Taką rolą była jedna z początkowych scen kultowej komedii "Miś", kiedy milicjant próbuje się połączyć z centralą właśnie poprzez radiotelefon umieszczony w Nysie. Spotykamy je oczywiście w serialu "07 Zgłoś się", "Zmiennicy", w filmach: "Krótki film o zabijaniu", "Dom zły", "80 milionów", a z napisem Policja w "Psach" czy "Ekstradycji", a nawet w radzieckiej produkcji "Tajemnice Madam Vong" z 1986 roku, którego zdjęcia realizowano min. w Hong Kongu, rzecz jasna w barwach tamtejszej "Police".
Muzealna Wypadówka
Milicyjna Nysa 522W trafiła do zbiorów Muzeum Ratownictwa w Krakowie z Komendy Powiatowej Policji w Ciechanowie. Wyprodukowana w 1985 roku w wersji W - Wypadowej zaprojektowanej dla oddziałów ZOMO. Wcześniej służyła w stołecznym ZOMO, a po wprowadzeniu w Oddziałach Prewencji Policji następców - Volkswagenów T4, poczciwa Nyska została skierowana na tzw. "prowincję".
Na przełomie 2017/2018 roku Nyska przeszła gruntowną renowację w bocheńskim "Mechaniku". Uczniowie Szkoły uzupełnili braki blacharskie, wyremontowali silnik, zawieszenie i pozostałe podzespoły. Na koniec zostało przywrócone oryginalne milicyjne malowanie z "epoki" oraz zamontowane elementy wyposażenia - kogut LBS-6 z podświetlaną galeryjką i sygnały dźwiękowe Belma. Jeden z podbocheńskich tapicerów odtworzył poszycie foteli oraz podsufitkę. Pojazd na drodze nie budzi już grozy, ale sympatię kierowców i przechodniów, że kolejne kultowe polskie auto udało się zachować i przywrócić do życia.
O autorze
Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Artykułem o historii reanimacyjnej Nysy rozpoczyna serię swoich tekstów, które co tydzień pojawiać będą się w serwisie Menway.interia.pl.